Żużel. Różnice między Betard Spartą a Pogonią Siedlce. Trener miał stać za dopingiem piłkarzy, zapłacił za to posadą

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maksym Drabik
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maksym Drabik

W sprawie dopingowej Maksyma Drabika klub wskazał palcem na lekarza i to jego uznał za winnego w całej sprawie. Gdy do podobnej sytuacji doszło w piłkarskiej Pogoni Siedlce, pracę stracił trener, a prezes zgłosił gotowość podania się do dymisji.

Gdy tylko wybuchła afera związana z wpadką dopingową Maksyma Drabika, Betard Sparta Wrocław wydała oświadczenie, w którym podkreśliła, że w organizmie zawodnika nie wykryto żadnej zakazanej substancji. 21-latek "tylko" przyjął nieprzepisową dawkę leku, bo tak zalecił mu klubowy lekarz (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Wydaje się, że wrocławianie świadomie wskazali winnego palcem i z klubowego lekarza będą chcieli zrobić kozła ofiarnego. On teraz również znajduje się w tarapatach. Zgodnie z przepisami antydopingowymi, za podanie zabronionej infuzji dożylnej grozi kara nawet do czterech lat zawieszenia (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Czytaj także: Drabik musi się liczyć z surową karą

Kompletnie inaczej zachowywali się działacze Pogoni Siedlce, gdy w II-ligowym klubie wyszło na jaw, że piłkarze regularnie sięgali tam po kroplówki. - Mogę ustąpić w każdej chwili. Oczywiście jeśli znajdą się osoby chętne pociągnąć ten klub - mówił prezes Andrzej Materski na specjalnie zwołanej komisji sportu w Siedlcach.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Jedną z pierwszych decyzji Materskiego, zaraz po wybuchu afery, było rozwiązanie umowy z trenerem i dyrektorem wykonawczym Danielem Purzyckim. To była jego druga przygoda z tym klubem. I to on miał stać za całym procederem z kroplówkami. Również za pierwszym razem Purzycki miał załatwiać infuzje piłkarzom, ale wtedy sprawa nie ujrzała światła dziennego.

Ostatecznie prezes Materski nie podał się do dymisji, pracę stracił tylko trener, któremu grożą poważne konsekwencje za stworzenie procederu kroplówkowego. Dość powiedzieć, że postępowanie w sprawie tego, co działo się w Siedlcach prowadzi prokuratura. Natomiast siedmiu piłkarzy zostało zawieszonych na pół roku przez POLADĘ.

W przypadku Betard Sparty Wrocław trudno mówić o dymisji prezesa Andrzeja Ruski czy trenera Dariusza Śledzia. To, co odróżnia przypadki Drabika i piłkarzy z Siedlec to sposób, w jaki korzystali oni z infuzji. Żużlowiec sięgnął po kroplówkę raz, podczas testu antydopingowego sam się do tego przyznał. Natomiast w piłkarskiej Pogoni mieliśmy do czynienia z dobrze zorganizowanym procesem, który miał wymyślić trener. Dlatego to oczywiste, że zapłacił za to głową.

- To nas zszokowało i zdruzgotało, nie możemy do tej pory się otrząsnąć - powtarzał przed radnymi prezes Materski, a odejście trenera Purzyckiego tłumaczył nie tyle samym procederem dopingowym, ale "innymi sytuacjami, do których doszło w ostatnim czasie".

Czytaj także: PGG ROW ruszył ze sprzedażą karnetów w martwym okresie

Drabik i piłkarze Pogoni złamali ten sam przepis regulaminu antydopingowego, ale jak widać, w kompletnie innych okolicznościach. To daje nadzieję młodemu żużlowcowi na uniknięcie poważnej kary. Bo skoro zawodników z Siedlec ukarano półrocznym zawieszeniem, a brali oni udział w dobrze zorganizowanym procesie kroplówkowym, to jaka kara powinna czekać zawodnika Betard Sparty za nieświadome złamanie przepisów?

Źródło artykułu: