Żużel. Prezes mistrza Polski: Nie mam dochodów, nie mam z czego płacić. Trzeba nam terapii szokowej

Piotr Rusiecki, prezes Fogo Unii Leszno mówi, że PGE Ekstraliga potrzebuje porozumienia ponad podziałami. - Wirus wszystko zżera niczym rak. Jak się nie dogadamy, kluby pójdą na odstrzał. Już teraz wiemy, że budżety się mocno skurczą - mówi działacz.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Pół Polski zamknięte na cztery spusty, premier mówi, siedźcie w domach. Problem w tym, że za coś trzeba żyć. Pan prowadzi biznes. Jak pan sobie radzi?

Piotr Rusiecki, prezes Fogo Unii Leszno: Sytuacja z koronawirusem zaczyna wpływać na interesy, utrudnienia są z każdej strony. Kierowcy nie chcą jeździć za granicę, bo się boją. A ci, co jeżdżą, stoją na granicach, bo kolejki się wydłużyły w związku z kontrolami. To wszystko oznacza finansowe straty. I ja wcale nie mówię o zyskach i zarabianiu. W takim stanie, gdy połowa nie pracuje, a druga połowa robi coś na pół gwizdka, wytrzymamy może miesiąc. Dwóch miesięcy na pewno nie przeżyjemy. Dochodzę do wniosku, że trzeba jeszcze radykalniejszych kroków, takiej terapii szokowej. Trzeba wszystko zamrozić na miesiąc, dwa. I to musi zrobić Bruksela.

Nie jestem ekonomistą, nie wiem, czy takie rozwiązanie jest możliwe. Unia Europejska dała pieniądze na walkę z koronawirusem i chyba więcej nie może zrobić. Zresztą, czy słyszał pan, żeby Chiny czy Stany Zjednoczone chciały zamrozić wszystko na miesiąc lub dwa.

Jednak za chwilę oni mogą mieć większe problemy niż my. Czytałem, że w Japonii opanowali wirusa przez bardzo rygorystyczne podejście. Chińczycy też wprowadzili drastyczne obostrzenia. Nic nam z tego, że połowa Polaków została w domu, skoro ta druga wychodzi, wraca do domu i zaraża. Albo wszyscy, albo nikt. Tak uważam. Musimy na miesiąc, dwa zrobić wszystkim kwarantannę, szczelnie zamknąć granice i czekać. Jeśli zostawimy wszystko tak, jak obecnie, to wirus będzie zjadał firmy niczym rak. Powoli, ale skutecznie.

W sytuacji, która jest, ma pan jeszcze czas i siłę myśleć o żużlu, o Unii?

Tak. Podjęliśmy kroki, żeby zapewnić naszym ludziom bezpieczeństwo. Pracownicy i zawodnicy są w domu. Czekamy, co będzie, jak to się rozwinie. Powtórzę jednak raz jeszcze, że zamknięcie połowy Polaków w domach na dwa tygodnie, to nie jest rozwiązanie. Potrzeba nam bardziej drastycznych kroków. Jak nie zaboli teraz, to nie poradzimy sobie do września, bo rak to wszystko zje.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Myśli pan, że żużel przetrzyma koronawirusa?

Tak, ale mam duże wątpliwości, czy za kilka miesięcy będzie nadal ta sama otoczka. Wydaje mi się, że możemy wrócić do lat 80., czyli do początków budowania potęgi. Zresztą na razie nikt nie myśli o żużlu. Słyszałem, że Australijczycy opuszczają Europę. Każdy woli być u siebie, bo nie wiadomo, czy i kiedy będzie można wrócić na tor.

A jeśli wrócimy, to za jakie pieniądze pojedziemy?

To jest następna niewiadoma. W tej chwili nie potrafię określić budżetu, nie wiem, jak zachowają się samorządy, kibice, sponsorzy.

Dotąd mówiło się, że kluby PGE Ekstraligi miały średnio po około 7 milionów.

Zakładam, że w związku z epidemią nie ma szans, by ten stan utrzymać.
To nierealne. Wyobraża pan sobie, że ja za miesiąc pójdę do sponsora prosić o kasę, skoro już dziś wiele branż boryka się z takimi problemami, że za chwilę będzie musiała podjąć radykalne kroki, by ratować biznes. Za miesiąc, dwa wielu firm może już nie być na mapie.

Żużel mocno wspierają firmy transportowe, które zostały zaatakowane przez koronawirusa jako pierwsze.

Tak jak mówiłem, kierowcy nie chcą jeździć, wydłużył się czas oczekiwania na granicach.

Co pan mówi zawodnikom, jak do pana dzwonią.

Na razie nie ma jakichś trudnych rozmów. Każdy zachowuje spokój, bo widzi, że sytuacja jest poważna. Nie znamy odpowiedzi na pytanie, czy pojedziemy i na jakich zasadach. Na razie możemy tylko czekać.

PZM i Ekstraliga Żużlowa zalecają, żeby nie wypłacać zawodnikom na przygotowanie do sezonu? Jak to wygląda w Unii?

Nie znam harmonogramu płatności na pamięć, ale my nie mamy w tej chwili przychodu, więc nie możemy płacić. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że czekają nas renegocjacje kontraktów. Trzeba też nam jakiegoś porozumienia całościowego, bo w innym razie kluby pójdą na odstrzał.

Czy te rozmowy powinny się odbyć już teraz?

Wystarczy, że dojdzie do nich na koniec kwietnia. Półtora miesiąca trzeba poczekać i zobaczyć, w jakim to wszystko pójdzie kierunku.

A myśli pan, że liga ruszy?

Wierzę, że tak. Nawet jak ruszymy w lipcu, to możemy odjechać cały sezon. Rok temu w listopadzie była piękna pogoda, więc wszystko jest możliwe. Na pewno jednak nie odjedziemy w tym modelu biznesowym, który jest. Powtarzam, trzeba radykalnych kroków.

O terapii szokowej dla biznesu pan powiedział, a jaka jest ta dla żużla.

Rok jazdy za mniejsze pieniądze, żeby potem móc powoli to wszystko odbudowywać. I to nie jest straszenie, czy próba wykorzystania trudnej sytuacji. Żużel jest uzależniony od biznesu i samorządów, a w obu przypadkach już występują określone problemy. Firmy, które zostaną przy sporcie, na pewno zostaną mocno poranione. Nie ma opcji, by dalej wspierały sport w takim zakresie, jak dotychczas. Rok za mniejszą kasę pozwoli nam jednak jakoś to ogarnąć.

Czytaj także:
Koronawirus zabije żużel? Przetrwają tylko milionerzy?
Mama szefa GKSŻ w centrum zarazy. Jest przerażona

Źródło artykułu: