Dawid Kownacki: Nie skakałem z radości, ale ten zegar tyka na moją korzyść (wywiad)

Przydałoby się, żeby w Niemczech społeczeństwo poszło po rozum. Liczba zakażeń rośnie, a na zewnątrz tłumy. Mnóstwo osób siedzi nad rzeką, robią grille, całe rodziny na spacerach. Kawiarnie są pełne - opowiada reprezentant Polski.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Dawid Kownacki Newspix / PIXATHLON / Na zdjęciu: Dawid Kownacki
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Gdzie pan przebywa, w Niemczech czy w Polsce?

Dawid Kownacki, piłkarz Fortuny Duesseldorf i kadry Polski: Jestem u naszych zachodnich sąsiadów. Siedzę w domu i trenuję indywidualnie. Dostaliśmy rozpiski i według nich ćwiczymy. Ośrodek treningowy zamknięty na cztery spusty.

Pan i tak nie mógłby trenować z kolegami, bo leczy kontuzję. Zresztą z jej powodu było jasne, że nie weźmie pan udziału w Euro 2020.

Tak, najczęściej odwiedzałem siłownie i gabinety fizjoterapeutów. Teraz jest to maksymalnie ograniczone. Co drugi dzień jeżdżę prywatnie na zabiegi do rehabilitanta. W domu też ćwiczę, jeżdżę na rowerku stacjonarnym, ale generalnie leczenie przebiega lepiej niż przewidywano, choć tok jest delikatnie zaburzony.

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Mistrzostwa Europy przełożone! "Nikt nie jest w stanie przewidzieć kiedy piłkarze wybiegną na boiska"

Jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało, z powodu pandemii pewnie będzie pan mógł zagrać na Euro, które zostało odłożone na przyszły rok. No i Fortuna Duesseldorf, która jest w strefie spadkowej, może uniknąć degradacji.

Zgadza się. Tak się sprawy potoczyły, że ten zegar tyka na moją korzyść. UEFA wydała komunikat, że po odwołaniu EURO do 30 czerwca zyskaliśmy dodatkowy czas na zakończenie ligi. Nie straciłbym ogromu spotkań, co jeszcze miesiąc temu brałem za pewnik. Na przełomie maja i czerwca powinienem być w pełni gotowy do gry. Wcześniej rokowania były mniej ciekawe. Prawdopodobnie zdążyłbym na samą końcówkę sezonu i zahaczył ze dwa mecze. A tak o ile liga wejdzie w rytm na nowo, będzie ich dziewięć-dziesięć. Nie ma chyba nic gorszego dla piłkarza, niż obserwowanie wydarzeń z boku, z perspektywy trybun. Tego że nie jesteś w stanie pomóc na boisku.

No dobra, uśmiechnął się pan pod nosem, że EURO wyleciało z kalendarza?

Nie myślałem w takich kategoriach. Nie skakałem z radości, naprawdę. Chyba w ostatnich dniach i tak każdy się spodziewał, że rozegranie go w terminie będzie czymś w rodzaju mission impossible. Okoliczności są jednak takie, a nie inne. Nie będę krył, mam zamiar z tej furtki skorzystać i postaram się zrobić co tylko w mojej mocy, aby w 2021 roku pojechać z kadrą na mistrzostwa.

Czuje się pan w Niemczech bezpiecznie, życie kręci się normalnie, czy widać może jakieś symptomy paniki. Ludzi jest mniej na ulicach?

Przydałoby się, żeby w Niemczech społeczeństwo poszło po rozum do głowy, bo szybko wydarzeń sportowych w tym kraju nie uświadczymy. Tutaj to bagatelizowanie jest na wyższym poziomie, co pokazuje chociażby liczba zakażeń. W tygodniu, w godzinach szczytu tych ludzi jest jeszcze więcej na dworze niż zazwyczaj. Korzystają z ładnej pogody. Mnóstwo osób siedzi nad rzeką, są robione grille, całe rodziny wybierają się na spacery. Kawiarnie są pełne, to samo w sklepach. Jedynym objawem, że coś dziwnego dzieje się na zewnątrz, są puste półki. A tak nie widać żadnego nadmiernego niepokoju. Warto jednak nadmienić, że w państwie niemieckim jest podział na landy. Każdy land ma swój rząd, który wydaje odrębne postulaty. Nie jak w Polsce, gdzie premier zamknie granice, zarządzi odgórnie kwarantannę i temat zamknięty.

Opuśćmy Niemcy. A co mają powiedzieć we Włoszech. W Serie A słyną z dyscypliny taktycznej, ale kompletnie nie uznają dyscypliny w życiu codziennym. Skala hospitalizowanych pacjentów, zgonów mrozi krew w żyłach. Nie chcę nawet operować konkretnymi liczbami. To wynika z mentalności, co masz zrobić dziś, zrób jutro?

Pełen luz, spokój. Oni na wszystko znajdą czas i nie przejmują się niczym. Mieszkałem na Półwyspie Apenińskim półtora roku i wydaje mi się, że sytuacja wymknęła im się spod kontroli. Popisali się dużą nieostrożnością i lekkomyślnością. Na północy koronawirus rozwijał się w najlepsze, a na południu grano przy pełnych trybunach. I obudzili się z ręką w nocniku, ponieważ ustrojstwo w błyskawicznym tempie strawiło cały kraj. 

A Genuę, region, w którym spędził pan prawie dwa lata, jakby pan opisał. W zespole Sampdorii paru zawodników jest zarażonych w tym Bartosz Bereszyński.

Rozmawiałem z Beresiem i przekazał mi, że praktycznie każdy w klubie przechodzi koronawirusa bezobjawowo. Genua jest miastem położonym nad morzem, co już wiele tłumaczy. Włosi są specyficznym narodem. Potrafią całe dnie przesiadywać w restauracjach i gadać. Oni tak funkcjonują i ciężko będzie z nich wyplenić rozrywkowe nawyki. To jest ich styl bycia, życia. W pewnym stopniu wirus spowoduje, że się ockną, lecz mam obawy, czy decyzje podjęte przez włoski rząd nie były zbyt opieszałe. 

Czy miał pan myśl: "Dobrze, że już stamtąd wyjechałem. Chyba ktoś nade mną czuwał"?

Nie chodzi nawet o to, nie demonizowałbym Italii. W Niemczech przy zwykłym wyjściu do spożywczaka też mnie może spotkać nieszczęście. Najsilniej narażone na przykre konsekwencje są osoby starsze. Ale to od nas młodszych zależy, czy potęgujemy ryzyko nieświadomego przenoszenia na nich zarazków. Choć tzw. grupa ryzyka, seniorzy sami muszą uważać i zatroszczyć się o siebie, ograniczając wyjścia z domu do minimum. Jest przykaz, żeby zamknąć się w czterech w ścianach, krąży hashtag #zostanwdomu, trzeba wziąć wirusa na przeczekanie. Jestem przekonany, iż wówczas wspólnymi siłami przepchamy wajchę na normalne tory dużo prędzej.

Jak pan radzi sobie z nudą?

Cieszę się chwilą, jest więcej zabaw z córką. A z innych rozrywek, odrzuciłem FIFE, zacząłem wieczorami ze znajomymi przez sieć naparzać w Counter Strike'a.

Kto w Counter Strike'a jest największym kozakiem?

Wiem, że godny polecenia jest Krystian Bielik. Więcej nazwisk nie kojarzę. Kilku chłopaków grywa w League od Legends, ale to wybitnie nie moje klimaty. Lubiłem też pyknąć w NBA na konsoli. 

Przejdźmy zgrabnie do pana drugiej olbrzymiej pasji - speedwaya. Namiętnie śledzi pan wydarzenia w czarnym sporcie. Często zabiera pan głos w zagadnieniach dotykających żużla. Korzystając z okazji nie sposób zapytać, czy z tygodnia na tydzień dobry nastrój w kontekście startu ligi w panu przygasa?

Wygląda na to, że jeszcze poczekamy na inaugurację rozgrywek. Niemniej uważam, że akurat u nas nie ma tragedii w porównaniu do innych państw. Liczba zarażeń wzrasta z każdym dniem, ale bez dużej śmiertelności. To jest ten promyk, jeśli w ogóle możemy mówić w ujęciu pandemii koronawirusa o dobrym nastroju. Nie łudzę się jednak, że wcześniej niż w połowie maja liga wystartuje.

Jak można porównać te najbliższe pana sercu światy: piłkarskie i żużlowe. Z jednej strony stan zawieszenia, ale piłkarze mimo że ligi nie grają muszą otrzymywać swoje miesięczne wynagrodzenia. Z żużlowcami jest ten problem, że liga jeszcze nie ruszyła i tu rachunek jest prosty, zawodnicy nie jeżdżąc - nie zarabiają.

Zawodnicy w większości dyscyplin są w tym uprzywilejowanym położeniu, że wiążą ich z pracodawcą kontrakty i kluby są zobligowane do wypłacania regularnych pensji. W Niemczech zawodnicy starają się teraz iść im na rękę i zrzekają się części wypłat, aby tę ekonomię i płynność finansową podratować. Liga jest zawieszona, nie wiadomo co będzie z kasą z praw telewizyjnych, od sponsorów. Ja to akurat rozumiem, bo wszystkim nam powinno zależeć, żeby w tych trudnych czasach pomóc sobie nawzajem. W żużlu bez wątpienia zawodnicy są bardziej poszkodowani. Mówi się, że kluby już zaczynają liczyć straty, ale one tak naprawdę nie muszą jeszcze nic wypłacać...

To już wiem, po której stronie się pan opowie. Widzę, że nie jest pan zwolennikiem nerwowych ruchów i zbyt wczesnych rozmów o renegocjacji umów.

Może wynika to z tego, też jestem sportowcem i dlatego stanę murem za zawodnikami. Dlaczego nie ze swojej winy mają jeszcze bardziej cierpieć, skoro poprzez kolejne odwlekanie rozgrywek w czasie są już wystarczająco stratni teraz? Przypominam, że żużlowiec występując w meczach, zawodach podnosi pieniądze z toru. Praca w ich przypadku jest krótka, kilkumiesięczna, ale intensywna. Obecnie żużlowcy znaleźli się na przymusowym bezrobociu, a już trzeba opłacać mechaników, teamy. Przygotowania do sezonu też nie kosztują mało. Nowe silniki, osprzęt, części, są rachunki do opłacenia, kredyty itd. Jest ogrom funduszy do wydania jeszcze zanim się wyjedzie na tor. A gdzie w tym wszystkim rodzina? Świetnie, że dyskutujemy o kłopotach prezesów, że gospodarka stoi, że samorządy wstrzymują klubom wypłaty. Rozumiem ich sytuację i szczerze im współczuję. Za mało jednak wspominamy w tych kwestiach o zawodnikach, a oni są głównymi bohaterami i elementami żużlowej układanki, uprawiający ekstremalny sport. Doceńmy ich mocniej.

Zgody w środowisku raczej nie ma. Menedżer Kuby Jamroga wyraża się w podobnym tonie do pana, a Jacek Gajewski już namawia do cięcia kontraktów o 30-40 proc.

Za wcześnie na takie wnioski i decyzje. Na razie piszemy patykiem po wodzie. No, a co jeśli na początku czerwca uda nam się już rozgrywać mecze i przejechać sezon 2020 do końca? Nawet u was na portalu widziałem analizę, z której jasno wynikało, iż w zaczynając w połowie roku udałoby się ogarnąć rundę zasadniczą z play-offami. Zawodnicy dozbrajali się sprzętowo w zimie bez rabatów 30-40 proc., a aktualnie są bez dochodów.

A oszczędności?

Ci z topu pewnie mają zabezpieczone pieniądze, ale też wielu z nich bez przerwy w coś inwestuje. W 1 i 2 LŻ nie da się odłożyć za dużych środków na czarną godzinę. To studnia bez dna. Punktówka na niższych szczeblach jest nieporównywalnie mniejsza niż w PGE Ekstralidze. I wyobraźmy sobie, że tam tniemy kontrakty prawie przez pół. W klubach słychać głośne apele i wołanie o pomoc, że mogą niedługo pójść na dno. A polscy zawodnicy z wyłączeniem PGE Ekstraligi, których i tak jest mało po prostu pokończą kariery, pójdą no normalnej pracy, bo ta "zabawa" przestanie im się opłacać. Przykład. Idź do banku i powiedz, że nie masz na ratę kredytu. Pewnie cię w nim wysłuchają, ale czy placówkę będzie to obchodziło? Popaść w długi jest niezwykle łatwo.

Okrągły stół będzie odpowiednim rozwiązaniem. Rzeczowa burza mózgów polskich związków, zawodników i szefów klubów?

Nie wyobrażam sobie, że tak ważne decyzje jak obniżki w umowach zapadały odgórnie, bez negocjacji z samymi zainteresowanymi. Mogłoby dojść delikatnie mówiąc do sporego zamieszania. Zawodnicy są różni. Jedni pójdą na to bez zająknięcia, a inni będą mlaskać pod nosem. Nie dogodzisz, ale teraz jak nigdy powinno nam zależeć na wypracowaniu solidarnego stanowiska.

CZYTAJ TAKŻE: Piotr Pawlicki dał fatalny przykład
CZYTAJ TAKŻE: Skrzydlewska: Zamrozić kontrakty i jechać za rok

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×