Żużel. Wiemy, co rozzłościło zawodników mistrza Polski. Poszło o treść pisma od prezesa zarządu

W marcu ośmiu żużlowców Fogo Unii otrzymało pisma informujące o tym, że dostają po 30 tysięcy złotych. Więcej nie, bo koronawirus. - Jak PGE Ekstraliga ogłosi start rozgrywek, to siądziemy do kolejnych rozmów - przeczytali.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Emil Sajfutdinow, Dominik Kubera WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow, Dominik Kubera
Pisaliśmy, że zawodnicy Fogo Unii Leszno nie dostali wszystkich pieniędzy należnych im w ramach kwoty za podpis. Jednak, jak się okazuje, dużo większym problemem od braku pełnych wypłat był sposób załatwienia tej sprawy przez zarząd klubu mistrza Polski.

W poprzednich sezonach też nie wszystko było płacone na czas, ale nikt nie robił z tego problemów, bo finalnie zarząd z prezesem Piotrem Rusieckim na czele dotrzymywał słowa i wypłacał wszystko co do grosza. Później, ale jednak. Żużlowcy wiedzieli, że mogą na tym i innych działaczach-udziałowcach żużlowej spółki polegać.

Poza wszystkim to co dotąd cechowało stosunki na linii zarząd - zawodnicy, to było dobra atmosfera takiego wzajemnego zrozumienia. Czuło się, że ten klub był taką wielką rodziną. Zawodnicy mieli w związku z tym prawo liczyć na poważne, indywidualne rozmowy, które ułożą relacje w trudnych czasach koronawirusa. Zamiast tego dostali pismo.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Co było z tym pismem nie tak. Żużlowcy czytając je, poczuli się postawieni pod ścianą. Każdy z ośmiu zawodników z kadry pierwszego zespołu przeczytał, że dostaje 30 tysięcy złotych. Więcej nie, bo koronawirus. Dodatkowo żużlowcy dowiedzieli się, że jak PGE Ekstraliga ogłosi, kiedy pojedzie, to działacze siądą z nimi do rozmów.

Ktoś powie, że przecież zarząd nic złego nie napisał. Pewnie tak, ale to pismo było dla żużlowców zmianą o 180 stopni w stosunku do tego, co było wcześniej. Poza tym, wchodząc w szczegóły, już sama zasada każdemu po równo, mogła lekko zirytować. Trudno bowiem stawiać znak równości między wydatkami Szymona Szlauderbacha i Emila Sajfutdinowa. Tymczasem i jeden i drugi dostali po 30 tysięcy.

Kolejna rzecz to brak jakichkolwiek wyjaśnień, choć styczniowe i lutowe raty kontraktowe też nie zostały wypłacone (są też jakieś zaległości sponsorskie z sezonu 2019), a wtedy koronawirusa nie było. W tej sytuacji takie pismo powinno było zawierać bardziej szczegółowe wyjaśnienie.

Zamieszania narobiło też sformułowanie: siądziemy do rozmów, gdy liga ogłosi szczegóły dotyczące startu. Skąd żużlowcy mają wiedzieć, czego się po takim stwierdzeniu spodziewać. Jedynym wnioskiem, jaki mogą wysnuć bombardowani zewsząd informacjami o cięciach zawodnicy, był ten, że potem pogadamy o tym, ile wam obetniemy z kwoty za podpis i punkt.

Prezes Rusiecki mówi teraz, że Unia, jak zawsze, da sobie radę. Zważywszy na przeszłość, nie zamierzamy tych słów kwestionować. Nie sposób jednak uciec od refleksji, że gdyby tak prezes z każdym odbył szczerą rozmowę, wykładając karty na stół, to pewnie nie musiałby obecnie z niczego się tłumaczyć.

Czytaj także:
Żużlowcy mają gigantyczny dług u tunerów i w sklepach z częściami
W PZM cięcia zaczęli od siebie. Mniej dostaną działacze GKSŻ i trenerzy kadry





KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Unia powinna załatwić temat zaległości odbywając rozmowy z zawodnikami, zamiast wysyłać pismo?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×