Żużel. PGE Ekstraliga zyskuje na tym, że w Europie nikt nie jedzie. Co by było, gdyby zawodnik startował w jednej lidze

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Maksym Drabik.
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Maksym Drabik.

Pogoda uprzykrza życie PGE Ekstralidze, ale dzięki temu, że nie jadą inne ligi i rozgrywki, nie ma problemu z wyznaczaniem rezerwowych terminów. Teraz widzimy, ile byśmy zyskali, gdyby wdrożono przepis: jeden zawodnik, jedna liga.

Tydzień temu przełożono z piątku na poniedziałek mecz Eltrox Włókniarz Częstochowa - MrGarden GKM Grudziądz. Teraz piątkowe mecze przełożono na poniedziałek (Fogo Unia Leszno - Betard Sparta Wrocław) i wtorek (GKM – PGG ROW Rybnik). Gdyby jechały inne ligi europejskie, nie byłoby to możliwe. Każda z nich ma swój slot. Poniedziałek jest dla Anglii, wtorek dla Szwecji. Inne dni też są pozajmowane. Być może mecze trzeba by było przełożyć nawet o miesiąc. Na własnej skórze przekonujemy się, jakie PGE Ekstraliga miałaby korzyści, gdyby zawodnicy byli przypisani do jednej ligi.

- Teraz jest bajka, bo szukamy pierwszego wolnego okna telewizyjnego i tam wkładamy mecz, który musimy przełożyć - mówi nam Michał Świącik, prezes Włókniarza. - Ja już w 2006 roku postulowałem, żeby ograniczyć starty zawodników do jednej ligi. Wtedy był jednak ten problem, że żużlowcy dobrze zarabiali w Szwecji. Teraz najlepsi dostają tam 250, maksymalnie 300 euro za punkt, więc to już nie jest taka pokusa jak dawniej.

Na razie, choć pogoda nie rozpieszcza, można odnieść wrażenie, że liga przebiega bez zakłóceń. Mimo przełożonych spotkań 1. kolejka przebiegła sprawnie, a z drugą, wiele na to wskazuje, będzie podobnie. - Jakby inne ligi jeździłby, to nie wiem, kiedy odbyłyby się te przełożone mecz - przyznaje szczerze żużlowy menedżer Sławomir Kryjom, a prezes Świącik dodaje: - Byłby niezły galimatias i kłopot z terminami.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Nie powinno tak być, że sezon rusza, a sprawa Drabika nie jest rozwiązana

Zdaniem działacza Włókniarza mamy dobry czas, by rozpocząć dyskusje o wprowadzeniu w najbliższym czasie zmian, które pozwolą jechać lidze bez oglądania się na Szwecję, Anglię, Danię czy FIM. - Przy jednej lidze nie tylko nie mielibyśmy problemu z przekładaniem spotkań, ale i też kłótni z pozostałymi federacjami o starty zawodników, co miało miejsce nie tak dawno temu - zauważa Świącik.

- Już nie wspomnę o tym, że nasza liga zyskałaby marketingowo - dodaje prezes Włókniarza. - Od swoich zagranicznych zawodników wiem, że w Norwegii pokazywane są retransmisje spotkań, a Szwecja i Anglia też pokazuje PGE Ekstraligę. Gdyby każdy zawodnik był przypisany do jednej ligi, a my bylibyśmy najmocniejsi, to zagranica dalej by nas pokazywała, bo tylko u nas kibice mogliby zobaczyć gwiazdy.

Prezes Świącik ma zresztą pomysł na to, co zrobić, by zawodnicy zagraniczni kupili pomysł z jedną ligą. - Trzeba utworzyć rozgrywki Ligi Europejskiej pod egidą FIM. Skoro teraz ktoś jest w stanie jechać za drobne w Szwecji, czy za meczowy ryczałt w wysokości 2 - 3 tysięcy euro w Danii, to czemu nie miałby pojechać za podobną kasę w takiej lidze? - zastanawia się Świącik.

Tak czy inaczej, ewentualne wdrożenie projektu jeden zawodnik, jedna liga musi poprzedzić poważna dyskusja, bo już Marek Cieślak widzi w nim poważne luki. - Brakuje zawodników, by zrobić to tak od razu. Trzeba kilku lat, by do tego doszło. Inna sprawa, że ostatnio Fredrik Lindgren mówił mi, że w takiej Szwecji chcą w tym roku jechać rodzimymi zawodnikami. To będzie dla nich dobre, bo młodzi żużlowcy, blokowani dotąd przez obcokrajowców, dostaną szansę. Pytanie, jak to wpłynie na finanse, czy kibice na to przyjdą. Jest wiele znaków zapytania - kwituje Cieślak.

Czytaj także:
Bez Hamulców 2.0: Komisarz potrzebny od zaraz. Odstawiamy ptasie mleczko
Debiutant w nSport+ miał ciężką noc przed pierwszym meczem

Źródło artykułu: