Jakub Jamróg: Nie chciałem uciekać z Lublina. Kiedy byłem małym chłopakiem, na podwórku bawiłem się w Hampela [WYWIAD]

- Nie po to podpisywałem kontrakt w Lublinie, żeby się przy pierwszej lepszej okazji poddać. Nie myślałem o pójściu na wypożyczenie - mówi o odstawieniu na ławkę po inauguracji PGE Ekstraligi we Wrocławiu zawodnik Motoru Lublin Jakub Jamróg.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Kamil Hynek, WP SportoweFakty, Wrócił pan do składu Motoru po dwóch meczach pauzy. Jakie to uczucie?

Jakub Jamróg, zawodnik Motoru Lublin: Jakby mi ktoś sprawił prezent, dał do ręki zabawkę, o której długo marzyłem. Nie przywykłem do siedzenia na ławie, mimo że w poprzednich latach zawsze musiałem walczyć o swoje. Dwa ostatnie sezony w PGE Ekstralidze jechałem praktycznie od dechy do dechy. W Tarnowie czternaście meczów, we Wrocławiu osiemnaście.

Sportowa złość?

O, na pewno! Bardzo ciężkie przeżycie, ale dające do myślenia. Kiedy nie pojechałem do Leszna i odpoczywałem w spotkaniu z Gorzowem, bardzo kojąco i odprężająco wpłynęła na mnie wizyta nad ukochanym polskim morzem. Te dwa dni pozwoliły mi naładować baterie i spojrzeć na parę spraw chłodnym okiem.

To pytanie miało paść nico później, ale skoro już pan do niego nawiązał, to miejmy je za sobą. Zrobił pan sobie wtedy zdjęcie z dziećmi na plaży, ale nie było nikogo wokół. W magazynie PGE Ekstraligi przyczepiono się jednak, że popisał się pan dużą nierozwagą, bo obostrzenia, reżim sanitarny itd.

Jestem odpowiedzialnym człowiekiem. Wszystko, co robiłem, konsultowałem z klubem i odbywało się w porozumieniu z szefostwem Motoru. Nie złamałem żadnego punktu regulaminu i nie ryzykowałem niczyjego zdrowia. Poza tym mój menedżer bardzo pieczołowicie pilnuje rzeczy około koronawirusowych.

ZOBACZ WIDEO Trzeba przewietrzyć szatnię Stali. Zostać powinni tylko Zmarzlik z Thomsenem

Nie można dać się zwariować.

Dostałem wolne, chciałem się odizolować, wyczyścić głowę. Poza tym nie siedziałem tam nie wiadomo ile, byłem tylko na weekend. Plaże są długie i szerokie, nie ma obaw, przestrzegałem dystansu społecznego. Jeżeli funkcjonujemy normalnie na ulicach, naprawdę nie widzę problemu, żeby gdzieś sobie pojechać na chwilę odsapnąć.

Kiedy poszedł pan po inauguracji we Wrocławiu w odstawkę, nie zakiełkowała myśl, żeby może jednak pójść na wypożyczenie i regularnie jeździć?

Nie po to podpisywałem kontrakt w Lublinie, żeby się przy pierwszej lepszej okazji poddawać i stąd uciekać. W zimie związałem się z Motorem, ponieważ odpowiadał mi klub, tor, otoczka itp. Zresztą ten temat nie ma sensu, bo przekroczyłem z bonusami trzynaście punktów.

Mówił pan, że nie jest przyzwyczajony do oglądania meczów z perspektywy telewizora. To kanapa mocno uwierała, gdy nie było pana z kolegami w parku maszyn?

Nie ma co gadać, jazda w PGE Ekstralidze jest spełnieniem marzeń. Cała moja rodzina jest zaangażowana w żużel. Oddychamy nim od warsztatu po dom prywatny. Zawód był ogromny, nie będę dosadnie określał tych emocji, które mną szargały. Wyciągamy z tego pożyteczną lekcję i patrzę z optymizmem w przyszłość.

A stresuje się pan jeszcze przed wyjazdem do biegu, jest w ogóle chwila, aby pod kaskiem zastanawiać się, że jak zawalę, to mogę znów być odesłany na bok?

Jak na swój wiek, jestem już dojrzałym i doświadczonym zawodnikiem. Nie krążą mi czarne myśli, że np. czekał mnie mlekiem i miodem płynący sezon, a teraz jest ciężej.
Multum kwestii zepsuło się przez pandemię, poszła lawina. Wierzę jednak, że idziemy już w dobrym kierunku. Zaczynam doceniać każdy bieg i jeszcze bardziej chcę udowadniać swoją wartość.

Czyli ten pierwszy szok minął. Przyzwyczailiście się, że jest was więcej. Nie zerkacie na siebie spod byka z Pawłem Miesiącem?

Wstrząs może i był, ale chwilowy. Nawet na waszych łamach wypowiedziałem się w żartobliwym tonie, że wypadł mi z ręki widelec, kiedy usłyszałem o Jarku Hampelu. Dementuję, fizycznie został mi w ręce (śmiech). Kiedy byłem małym chłopakiem, na podwórku bawiłem się w Jarka, często go udawałem. A obecnie to mój kolega klubowy. Świetna historia. Parę razy udało mi się z nim wygrać start na treningu, to nie lada sztuka. To są te właśnie detale, małe rzeczy, które nastrajają pozytywnie. Co do Pawła... dyskutujemy na przeróżne tematy, wymieniamy się wskazówkami. Klub nam to fajnie poukładał. Na walczymy na śmierć i życie w tygodniu, tylko skupiamy się na przygotowaniach do zawodów. Nasza przydatność jest bowiem oceniana na ich podstawie.

Skoro ma pan Hampela pod ręką, stara się go podpatrywać albo on bierze pana na stronę i doradza, co mógłby pan zrobić lepiej?

Każdy raczej koncentruje się na sobie i swojej robocie. To są bardziej moje osobiste obserwacje. Jeden z moich mechaników pracował w przeszłości z Jarkiem i mamy dobry kontakt. U mnie trudno wyzbyć się już pewnych nawyków, mam swój styl, sylwetkę. Rewolucji nie przeprowadzimy.

Wróćmy do meczu z PGG ROW-em Rybnik. Pierwsze dwa biegi super, reakcja startowa bardzo dobra, ale później spał pan pod taśmą. Powód?

Opady deszczu zmieniły nieco konsystencję toru przy polach startowych. Drugie i trzecie były tego dnia najgorsze, a na cztery wyścigi, trzy miałem właśnie z nich. Inna sprawa, że bramka najbliżej bandy jest chyba najkorzystniejsza od powstania obiektu. Winę biorę jednak na klatę, błędy wynikły ze złego wyboru kolein. Na dodatek sędzia przestawiał mnie na ostatnią chwilę i żeby uniknąć wykluczenia, albo w najlepszym wypadku ostrzeżenia, zamiast na górce stawałem w dołku. Wkradła się dekoncentracja i na dojeździe już miałem dużą stratę.

Żal zera w trzeciej serii. Uciekł bieg nominowany.

Brakuje mi objeżdżenia, rytmu meczowego, rywalizacji łokieć w łokieć, tych przysłowiowych kartek w zeszycie, o które bogatsi są inni. Proszę zauważyć, jestem dwa spotkania do tyłu w stosunku do partnerów z zespołu i przeciwników. Podam przykład, który dobitnie pokazuje, że w czarnym sporcie nie ma drogi na skróty. Posiadam trzy kilkuletnie silniki. Każdy z nich co rok zachowuje się inaczej. Dostaję ich nowe oblicze, nieznaną twarz. Nie raz aż pytam się z niedowierzaniem: o co chodzi, jak to możliwe?! Brak sparingów również daje znać o sobie, a trening nigdy nie odda warunków meczowych.

Czuje pan, że jest beneficjentem nowej tabeli biegowej?

Samodzielnie ani razu jej nie przestudiowałem. Sztab szkoleniowy zwracał mi uwagę na nią. Biorę ją z marszu, w warunkach bojowych. Przed spotkaniem dostaję program, rozpisuje sobie kaski i pilnuje zmiany koloru, bo tu też jest nowość. Dostrzegam jednak różnice. Faktycznie, do tej pory teoretycznie najcięższe numery 2 i 10 mają łatwiej. Nowy układ jest bardziej zbilansowany, wyrównany i sprawiedliwy.

W następnej kolejce jedziecie do Częstochowy. Doskonale pamiętam, że w zeszłym sezonie wyjazdowy mecz z Włókniarzem był dla pana przełomowy. Złapał pan wiatr w żagle.

Każde zawody są osobnym rozdziałem. Oddzielamy grubą kreską to co było. Tamta Częstochowa była silna, ale ta wydaje się jeszcze lepsza. Rozgrywki udowadniają, że są fantastycznie spasowani u siebie. Próżno szukać dziur od formacji seniorskiej po juniorską. Lubię tam jeździć, Włókniarz ma fajny tor do ścigania. Nie ukrywam, że zaraz po zakończeniu meczu z PGG ROW-em od razu z moim teamem zastanawialiśmy się, jak ich ugryźć i czym zaskoczyć.

CZYTAJ TAKŻE: Kłótnia o gościa w PGE Ekstralidze
CZYTAJ TAKŻE: Lindbaeck: Trudno wyżyć z sześciu punktów

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×