[tag=7770]
PGE Ekstraliga[/tag] przełożyła dwa spotkania, kiedy okazało się, że podczas meczu PGG ROW - Fogo Unia w parku maszyn przebywała osoba z koronawirusem. Wydawało się, że w podobnym kierunku pójdzie GKSŻ, która zarządza eWinner 1. Ligą. Piotr Szymański poinformował jednak, że na ten moment rozgrywki nie zostaną wstrzymane. Decyzja w tej sprawie będzie uzależniona od tego, jak wypadną piątkowe testy na COVID-19 u Adriana Miedzińskiego i jego mechaników.
- Odwoływanie spotkań to ostateczność. Zachowaliśmy się prawidłowo, bo trzeba dbać o bezpieczeństwo, ale z drugiej strony robić wszystko, żeby ten projekt się nie wysypał. PGE Ekstraliga podeszła do tematu inaczej, ale to nie znaczy, że źle. Pracujemy na nieznanym obszarze i czasami trzeba improwizować. Tragedii nie ma, bo terminy jeszcze są - komentuje całą sytuację Jacek Frątczak.
Jeśli Adrian Miedziński i jego mechanicy są zdrowi, to skończy się tylko na strachu. W przeciwnym razie grozi nam zatrzymanie rozgrywek na zapleczu PGE Ekstraligi. - I zapewne pojawi się wtedy głośna krytyka instytucji gościa - przewiduje ekspert. - Uważam jednak, że ten przepis nie jest problemem. Najgorsze jest podejście niektórych ludzi do procedur. Lekceważymy pewne tematy, jakby pandemii już nie było. A ona cały czas jest - przekonuje były menedżer klubu z Torunia.
- A co do gościa, to był wprowadzany, bo istniało ryzyko, że nie uda się dogadać kontraktów wszystkich zawodników ekstraligowych. Z samym wirusem nie miał aż tak wiele wspólnego. To naprawdę nie ten przepis jest naszym wrogiem. Największy kłopot to rozluźnienie. Mam wrażenie, że w środowisku są ludzie, którzy nie zachowują się profesjonalnie. Wiem, że niektórzy dziennikarze chwalą się spotkaniami z zawodnikami przed meczem w restauracji. To jest absurd i proszenie się o problemy - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Woryna musiał wykonać ponowny test na koronawirusa
ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Dwa lata w pierwszej lidze mi nie zaszkodziły