Żużel. Koronawirus pokrzyżował plany One Sport. Bartosz Zmarzlik chciał ratować TAURON SEC w Gnieźnie

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Gdy Bartosz Zmarzlik usłyszał, że z obsady 3. rundy TAURON SEC w Gnieźnie wypadło czterech zawodników, zadzwonił do One Sport i zaproponował, że może uzupełnić stawkę. Ostatecznie z tej opcji nie skorzystano - zawody zostały przełożone.

W tym artykule dowiesz się o:

Podczas piątkowego meczu PGG ROW Rybnik - Fogo Unia Leszno funkcję kierownika parku maszyn pełniła osoba zakażona koronawirusem. To sprawiło, że wszyscy zawodnicy obu ekip trafili na przymusową kwarantannę.

Wobec tego na środową rundę TAURON SEC do Gniezna nie mogło przyjechać czterech żużlowców. Mowa o Kacprze Worynie, Bartoszu Smektale, Vaclavie Miliku i Robercie Lambercie. Organizatorzy zawodów musieli zmierzyć się z trudnym wyzwaniem.

Firmie One Sport odpowiedzialnej za ten cykl pomóc próbował mistrz świata Bartosz Zmarzlik. Podczas rozmowy z reporterem Eurosportu mówił o tym Karol Lejman (prezes One Sport).

ZOBACZ WIDEO Zobacz jak Łaguta zapewnił zwycięstwo Motorowi! Kronika 5. kolejki PGE Ekstraligi

"Bartosz Zmarzlik odezwał się wieczorem do organizatorów TAURON SEC, że gdyby była potrzeba ściągnięcia dodatkowych zawodników, żeby rozegrać rundę w Gnieźnie, to on jest gotów dojechać i odjechać zawody" - napisał na Twitterze Kacper Merk z Eurosportu.

Mistrz świata popisał się więc świetnym gestem. Chciał pomóc w ratowaniu imprezy. Ostatecznie jednak z jego propozycji nie skorzystano. Zawody w Gnieźnie zostały przełożone na 23 lipca, godz. 19:00 (więcej na ten temat tutaj >>).

Tegoroczny cykl TAURON SEC wystartował 4 lipca. Dotychczas odbyły się rundy w Toruniu i Bydgoszczy. Liderem klasyfikacji generalnej jest Leon Madsen (26 punktów). Drugie miejsce zajmuje Nicki Pedersen (24), a trzecie - Robert Lambert (24).

Czytaj także:
Leon Madsen po porażce z Motorem: To nie koniec świata

Przepis o gościu w końcu rozłoży żużel? Frątczak widzi poważniejsze zagrożenie