Adrian Miedziński w pierwszej kolejności został zapytany o sytuację w tabeli PGE Ekstraligi. Mimo, że PGG ROW Rybnik nie zajmuje w niej ostatniego miejsca, to właśnie oni uznawani są za pewniaka do spadku z ligi.
- Coś musi się dziać, jakieś obawy muszą być zawsze. Póki co jesteśmy nad kreską i walczymy. Jeszcze sporo meczów do końca i wszystko może się wydarzyć - uspokoił żużlowiec, startujący w Rybniku jako gość.
Miedziński wytłumaczył również przyczyny ostrego lania, jakie ROW-owi sprawiła Betard Sparta Wrocław.
ZOBACZ WIDEO Niebezpieczne upadki w meczu GKM - Stal! Kronika 7. kolejki PGE Ekstraligi
- Tor był po opadach deszczu, padało dobre 40 minut. Nie jechało się łatwo. Maciek Janowski powiedział mi, że wcześniej Sparta też jechała mecz po opadach, ale ten tor był równiejszy i przyczepny wszędzie, więc jechało się łatwiej. Sam Maciek twierdzi, że tamten tor z meczu z GKM-em był łatwiejszy - podkreślił torunianin. Poza tym, to że oni wcześniej jechali w takich warunkach na pewno sprawiło, że byli bardziej przygotowani i jeszcze lepsi niż wówczas. To był taki jakby dodatkowy trening - dodał.
Żużlowiec został zapytany także czy rację ma Krzysztof Mrozek obwiniający o porażkę żużlowców, którzy nie chcieli trenować na przyczepnym torze. - W takich meczach bardzo ważna jest umiejętność dogrania sprzętu. Niektórzy sobie radzą i potrafią jeździć na trudnych torach. Problem mają młodsi zawodnicy. My jeszcze mieliśmy okazję jeździć na tych naprawdę ciężkich torach. Młodzi zazwyczaj jeżdżą tylko na twardych torach, a jak nawierzchnia okazuje się być trochę cięższa, to oczy im się otwierają - odpowiedział kapitan eWinner Apatora Toruń.
- Takie przyczepne tory, to chyba w ogóle są dla zawodników w średnim wieku - zauważył prowadzący Michał Korościel. - Jakiś czas wcześniej we Wrocławiu Nickiego Pedersena wyciągało jak tylko wjeżdżał w nasypane i wyglądało to średnio - przypomniał.
- Nie będę tego komentował, bo to w końcu trzykrotny mistrz świata, więc nawet nie wypada - uciął temat Miedziński.
Sporo czasu poświęcono sytuacji w której Tai Woffinden wyszarpał Miedzińskiemu zwycięstwo biegowe na ostatnim wirażu. - Chciałem skrócić sobie ten łuk, bo myślałem, że nie będzie miał tam pod płotem czasu, żeby aż tak się rozpędzić. Dopiero potem zrozumiałem, że dałem się nabrać i to była typowa zagrywka Taia - stwierdził zawodnik.
Korościel i Olkowicz wrócili również do zamierzchłej historii potyczek toruńsko-leszczyńskich i słynnej już rywalizacji Miedzińskiego z Damianem Balińskim. - Pierwsze słyszę o jakichś moich niesnaskach z Damianem. Zawsze się lubiliśmy, nie ma czego podkręcać. Nie mam z nikim żadnej kosy. Wydaje mi się w ogóle, że jestem dość lubianym zawodnikiem - twierdzi torunianin.
Czytaj także: Prezes GKM-u wściekły na dziennikarza
Czytaj także: Żużlowa puszka Pandory. Widzieliśmy wszystko co najgorsze