Matej Zagar, żużlowiec, komandos, który co rok musi się meldować w koszarach, by odbyć miesięczne szkolenie w słoweńskiej armii, w tym sezonie jest największą niespodzianką PGE Ekstraligi, najlepszej żużlowej ligi na świecie. Jeszcze rok temu Zagar apelował o wprowadzenie limitów wagowych. Mówił, że ze swoją wagą i wzrostem stoi na straconej pozycji w rywalizacji z innymi. Żużlowcy są przeważnie bardzo niscy i chudzi jak skoczkowie narciarscy, więc wysoki i dobrze zbudowany Zagar nie bardzo pasuje do tego towarzystwa. Co takiego się stało, że w tym roku nic Słoweńcowi nie przeszkadza, a w ostatnim meczu z mistrzem Polski, Fogo Unią Leszno (50:40), zdobył komplet 18 punktów w 6 biegach?
Eksperci pytani, dlaczego Zagar jedzie w tym roku tak fenomenalnie, odpowiadają przeważnie: nie wiem. Każdy się dziwi, bo jeszcze w czerwcu spekulowano, że Motor Lublin dopiero co pozyskał Zagara, a już szuka dla niego następcy na sezon 2021. Dziś w Motorze mogą się zastanawiać, czy ta zmiana będzie miała sens. Zagar ma ósmą średnią, niewielu jest lepszych od niego. W lubelskiej drużynie skuteczniejszy od niego jest tylko Grigorij Łaguta.
Za mundurem panny sznurem
Zagar w słoweńskiej armii należy do oddziału złożonego ze sportowców. Co rok odbywa miesięczne szkolenia, które są dla niego dobrym sposobem na przygotowanie formy. Zresztą nikt nigdy nie miał zastrzeżeń do jego formy fizycznej. "Rambo pozdro" – napisał żużlowiec Tomasz Gapiński, kiedy komandos Zagar wrzucił do sieci swoje zdjęcie w mundurze, a w Stali Gorzów, gdzie Matej jeździł wiele lat, dodają, że często trzeba było mecze sparingowe układać tak, by Zagar mógł pogodzić służbę z przygotowaniami.
ZOBACZ WIDEO Lampart: Pieniędzy mi starcza. Już nie jestem zły na Motor za obniżkę
Żołnierz Zagar jest oczywiście świetną jeżdżącą reklamą słoweńskiej armii, ale i też żywym dowodem na to, że powiedzenia "za mundurem panny sznurem" naprawdę działa. - Matej to przystojniak, kobiety zawsze się koło niego kręciły - mówi Jacek Gumowski, były marketingowiec Stali i dodaje, że w przypadku Zagara działał nie tylko mundur, ale i fakt, że na co dzień dba o siebie i zwraca uwagę na to co nosi. - Modny człowiek, który zawsze miał ciekawe modele butów - dodaje Gumowski.
Gorący południowiec
Działacze, którzy współpracowali z Zagarem mówią o nim: "dobry chłopak", ale od razu dodają, że "narwaniec", w którym płynie gorąca południowa krew. W Stali jest długa lista spraw, które trzeba było tuszować, żeby nie było z tego większej awantury. Matej miał na pieńku zwłaszcza z dziennikarzami, których gonił, popychał, nazywał kłamczuchami, a to było jedno z łagodniejszych określeń jakie stosował pod ich adresem.
Zatuszować nie dało się natomiast tego, co stało się na Grand Prix w Gorzowie w 2015 roku, kiedy to Zagar po zjeździe do parku maszyn uderzył mechanika tak, że spadła mu z głowy czapeczka. Kibice siedzący na stadionie oglądali zdarzenie na telebimie. Większość nie kryła oburzenia. - Zachowałeś się jak ostatni cham - napisał wówczas na Facebooku Przemysław Kłos, mechanik Chrisa Holdera.
Mechanik Zagara nie zostawił sprawy i pozwał pracodawcę o naruszenie dóbr osobistych i naruszenie nietykalności i godności osobistej. Żona mechanika w trakcie rozprawy mówiła: - Gdy spotkaliśmy się po zawodach, Artur płakał i cały się trząsł. Wtedy w parkingu czułam się jak na jakimś pogrzebie - ludzie podchodzili, wypytywali o to, pocieszali Artura.
Proces zakończył się ugodą. Panowie podali sobie ręce. Zagar zapłacił też byłemu mechanikowi 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Oczywiście przeprosił mechanika tłumacząc, że jego zachowanie było spowodowane stresem po biegu. Kwadrans wcześniej brał udział w poważnej kraksie. A swojego pracownika nie chciał uderzyć. Sponsor Zagara mówił o odruchu bezwarunkowym, o reakcji na to, że mechanik klepnął go w kask, a Matej był cały obolały.
Rywal w szpitalu, a on pozdrawia syna
Na co stać Zagara mogliśmy się przekonać rok przed słynną akcją z mechanikiem. W Grand Prix Szwecji Nicki Pedersen potrącił Słoweńca przy próbie wyprzedzenia. Zagar wyleciał w powietrze i uderzył w dmuchaną bandę. Za chwilę był już przy Duńczyku i uderzył go w kask. Pedersen oddał, kopiąc rywala w podbrzusze. Potem była wymiana "uprzejmości" w parkingu.
Akurat w tamtej sytuacji sympatia kibiców była po stronie Zagara, który wtedy był tym poszkodowanym. Inaczej jednak było, kiedy w ubiegłorocznym spotkaniu PGE Ekstraligi Włókniarza Częstochowa z Apatorem Toruń Zagar spowodował karambol z udziałem Jasona Doyle'a. Ten drugi wylądował z przebitym płucem w szpitalu. Podłączono go do specjalnej aparatury. - Najlepsze życzenia dla mojego syna Felixa, który ma dzisiaj urodziny. Tyle mam do powiedzenia na ten temat - wypalił Zagar przed kamerami, kiedy Doyle leżał w karetce i z trudem łapał oddech.
Zyskuje przy bliższym poznaniu
Ludzie, którzy poznali Zagara bliżej, mówią jednak, że problemy Mateja biorą się, stąd że najpierw mówi, a dopiero potem myśli. A to jest taki typ, że nie przebiera w słowach i potrafi być szczery do bólu. Zwłaszcza, gdy ktoś zajdzie mu za skórę. - Przy bliższym poznaniu jednak zyskuje - mówi Michał Świącik, prezes Włókniarza. - Kiedy jadę na Chorwację, to nie wyobrażam sobie ominięcia Słowenii i domu Mateja. To bardzo ciekawy rozmówca - dodaje działacz, który dwa lata temu miał przez Zagara trochę problemów.
Wtedy Włókniarz miał dogadany ze Słoweńcem kontrakt na sezon 2019, ale trener Marek Cieślak dowiedział się przez przypadek, że Motor kusi Zagara i już praktycznie go przekonał. Prezes Świącik błyskawicznie wkroczył do akcji i zdołał zatrzymać zawodnika. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że musiał dorzucić około 350 tysięcy złotych do tego, co obiecał wcześniej. A Zagar do Motoru ostatecznie trafił, ale rok temu. Włókniarz już nie myślał o przedłużeniu z nim kontraktu, a oferta z Lublina przyszła ponownie.
Zagadka formy
Wspomnieliśmy, że większość znawców żużla ma problem z wyjaśnieniem, skąd u Zagara taka forma. Swoją teorię ma jednak prezes Świącik: - W trakcie telewizyjnych transmisji zauważyłem, że korzysta z silników Graversena. Rok temu miał kilku tunerów, między innymi swojego rodaka Tomasa Drnaca, i już wtedy mówiłem mu, żeby skupił się na jednym. Teraz to zrobił i poszło - analizuje Świącik.
Zdaniem jednego z byłych działaczy Stali na korzyść Zagara działa to, jak kluby przygotowują tory. - Kiedy tory były twarde, wręcz betonowe, to mówił o limitach wagi, bo na takiej nawierzchni lżejsi i mniejsi od Zagara zawodnicy mieli przewagę. W tym roku robi się jednak tory ciężkie i mocno się sypiące, które preferują jazdę po szerokiej. Na takich zasuwa - ocenia.
Jakby nie było zadziwiające jest to, że w poprzednich sezonach Zagar budził się na końcówkę ligi, a teraz od początku jedzie dobrze. W Unii Leszno żartują, że im, mimo niedawnej porażki w Lublinie, to pasuje. - Przynajmniej Motor da spokój Emilowi Sajfutdinowowi - słyszymy, bo w czerwcu Zagar był w Motorze pierwszy do odstrzału po sezonie. Teraz to się zmieniło.
Czytaj także:
Zagar najlepszy od lat. Poprowadzi Motor do medalu
Jedna kontrola to za mało. Potrzebny nalot