Były prezes gorzowskiego klubu do Wrocławia jechał z dużym optymizmem i przekonaniem, że po dwóch pierwszych rundach liderem cyklu będzie Bartosz Zmarzlik. Tak się jednak nie stało, bo obrońca tytułu nie był w idealnej formie i pierwszego dnia wjechał "tylko" do półfinału. - Obserwowałem Bartka bardzo uważnie i mam wrażenie, że zaskoczyły go trochę własne silniki, a trochę tor. To jednak wielki profesjonalista. Wczoraj po słabym początku szybko wyciągnął wnioski i znalazł motocykl, który pracował tak, jakby sam tego chciał - mówi nam Władysław Komarnicki.
Po wrocławskich rundach Zmarzlik plasuje się na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej. Ma 27 punktów i do lidera Macieja Janowskiego traci 11 "oczek". - Ta piąta pozycja to dobry wstęp do czegoś więcej. Strata, którą Bartek ma do lidera, jest średnia. To ani dużo, ani mało. Uważam jednak, że po dwóch rundach w Gorzowie to on może być na czele, bo ten ma opanowany do perfekcji tak samo, jak Maciej owal we Wrocławiu. Doceniam jednak Janowskiego, bo jechał znakomicie. Uważam, że będzie się w tym roku mocno liczyć. W ogóle mam wrażenie, że walka o złoto rozegra się pomiędzy trójką Janowski, Zmarzlik, Łaguta - przekonuje Komarnicki.
Prezes honorowy Stali skomentował także zamieszenie wokół opon marki Anlas. Jego zdaniem w Grand Prix mamy do czynienia z oczywistym konfliktem interesów. - To nie jest zbyt szczęśliwe rozwiązanie, że firma, która produkuje części, jest oficjalnym sponsorem czy partnerem cyklu. Trzeba się zastanowić, czy tak to powinno funkcjonować, bo pojawia się uzasadniona obawa, w jaki sposób będą rozpatrywane ewentualne protesty. Cała sytuacja jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jestem nią także mocno zaniepokojony, bo w tak oczywistych kwestiach powinniśmy dbać o równość szans. Naprawdę źle to wygląda - podsumowuje Komarnicki.
Zobacz także:
Magiczny wieczór we Wrocławiu
ZOBACZ WIDEO Żużel. Co Artiom Łaguta ma wspólnego z Leo Messim?