Przy okazji ostatnich turniejów Speedway Grand Prix w Gorzowie Fredrik Lindgren i Tai Woffinden dali jasny sygnał, że są poważnie zainteresowani tytułem mistrza świata w sezonie 2020. Szwed wygrał jeden z turniejów na Jancarzu i przystępuje do SGP w Pradze jako lider cyklu.
Lindgren pewnie nie miałby nic przeciwko, gdyby w ten weekend powtórzyły się obrazki z 2018 roku, kiedy to oglądaliśmy go w stolicy Czech na najwyższym stopniu podium. To był zresztą jeden z lepszych okresów w jego karierze, a prędkość Szweda budziła wtedy uznanie ekspertów i rywali. Ostatecznie ówczesna kampania zakończyła się dla niego zdobyciem brązowego medalu IMŚ.
Również w zeszłym roku Lindgren był groźny w Pradze. Niech kibiców nie zmyli to, że w klasyfikacji zawodów był szósty. Żużlowiec ze Skandynawii zawalił bieg półfinałowy, w którym był trzeci. Wcześniej, w fazie zasadniczej, zdążył zgromadzić 12 "oczek" i kończył ją na drugim miejscu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Brak złotego medalu w IMP nie uwiera Zmarzlika. Dopóki będzie jeździł, będzie walczył o tytuł
Dobre wspomnienia z Pragi ma też Woffinden, który wygrywał w Czechach trzy razy z rzędu (2013-2015). Gdyby w ten weekend udało mu się powrócić do tamtych wydarzeń, bez wątpienia Brytyjczyk włączyłby się do walki o tytuł mistrza świata. Obecnie z 53 "oczkami" na koncie ma niewielkie straty do czołówki - drugi Bartosz Zmarzlik ma 59 punktów, a liderujący Fredrik Lindgren zdobył ich 66.
Zwycięską serię Woffindena w Pradze przerwał Jason Doyle. Australijczyk triumfował na Markecie w latach 2016-2017, czyli w najlepszym okresie w swojej karierze, kiedy to zostawał mistrzem świata (w roku 2016 tytułu pozbawiła go kontuzja). Na Doyle'a trzeba będzie uważać, co widzieliśmy już podczas ostatniej rundy w Gorzowie. Tam zawodnik z Antypodów stanął na podium i wciąż nie można go skreślać z walki o najwyższe cele. W klasyfikacji SGP ma 42 punkty i jest siódmy.
Polacy? Tutaj rodzi się spory ból głowy. Wprawdzie przed rokiem Janusz Kołodziej wygrał w stolicy Czech, ale generalnie Praga nigdy nie była szczęśliwa dla Biało-Czerwonych. Przed Kołodziejem tylko dwukrotnie triumfował tam Tomasz Gollob, a przecież bydgoszczanin miał tam multum okazji do startów.
Z grona obecnych reprezentantów Polski również nie wygląda to najlepiej. Bartosz Zmarzlik nawet nigdy nie stał na "pudle" na czeskiej Markecie. To właśnie słaby wynik w roku 2018 (ledwie 4 punkty) sprawił, że Polak pogrzebał swoje szanse na tytuł mistrzowski w walce z Taiem Woffindenem.
Nieco więcej szczęścia w Pradze dotąd mieli Maciej Janowski i Patryk Dudek. Wrocławianin stał tam na najniższym stopniu podium w roku 2015. Zielonogórzanin meldował się zaś na drugiej i trzeciej pozycji w ciągu dwóch ostatnich sezonów.
Pocieszające jest to, że jeśli polscy żużlowcy przełamią klątwę Pragi i opuszczą stolicę Czech na czołowych pozycjach w klasyfikacji SGP, to ich szanse na zdobycie medali IMŚ w sezonie 2020 znacząco wzrosną. W końcu Janowski i Zmarzlik dość dobrze znają toruńską Motoarenę i zwykli tam notować dobre rezultaty.
Czytaj także:
Najlepsi żużlowcy świata jadą do Pragi, a w Czechach szaleje koronawirus
Klątwa Zmarzlika w Pradze