"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Przeczytałam, że Nicki Pedersen i Greg Hancock skomentowali nowy zapis regulaminowy w PGE Ekstralidze, który pozwala na jazdę w ledwie jednym kraju poza Polską. Duńczyk i Amerykanin, delikatnie rzecz ujmując, nie są z niego zadowoleni. Oczywiście Hancock już nie jeździ, ale jako były mistrz świata i zawodnik z ogromnym doświadczeniem ma prawo komentować bieżące wydarzenia w świecie żużlowym.
Z perspektywy polskiego prezesa to oczywiste, że najlepiej, gdyby żużlowiec jeździł tylko w jednej lidze i miał jedną, może dwie imprezy tygodniowo. Dzięki temu zawsze jest do dyspozycji, nie ma problemów przy przekładaniu spotkań, itd. Jednak umówmy się, żużlowcy w ciągu sezonu tej jazdy o punkty wcale nie mają tak dużo.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM tłumaczy, skąd wziął się przepis o zawodniku U24 i dokąd ma zaprowadzić polski żużel
Pamiętam czasy, gdy Nicki Pedersen miał codziennie zawody, bo akurat wtedy jeździł w prowadzonej przeze mnie Stali Rzeszów. On miał tak ułożony grafik, że jednego dnia Wielka Brytania, potem Szwecja, Dania, znów Wielka Brytania, Grand Prix i na końcu Polska. Uważam, że to było dla niego dobre, bo ciągle był w gazie. Było to zresztą widać po jego wynikach.
Czy zawodnik startujący dzień w dzień jest przemęczony? Każdy jest inny. Jeśli mamy do czynienia z żużlowcem, który jest fizycznie i psychicznie gotowy do tego, by każdego dnia pojawiać się w innym państwie, to czemu chcemy mu tego zabraniać? Powołując się znów na przykład Nickiego, jemu to w ogóle nie przeszkadzało.
Owszem, są zawodnicy, którym szkodzi nadmiar startów. Jednak oni sami powinni czuć, że potrzebna jest im mniejsza liczba spotkań. Jeden żużlowiec zyskuje formę, gdy jeździ codziennie, inny gdy ma maksymalnie dwie imprezy w tygodniu.
Załóżmy, że taki żużlowiec startuje tylko w polskiej lidze, a jego zespół nie wjeżdża do play-offów. Przecież to daje ledwie 14 meczów na przestrzeni kilku miesięcy. To za mało. Dlatego uważam, że powinna obowiązywać większa dobrowolność w doborze lig.
Wiem, że PGE Ekstraliga jest niezadowolona z sytuacji, gdy pojawiają się problemy z przekładaniem meczów i jazdą żużlowców w innych ligach. Mam jednak pomysł jak to rozwiązać. Uważam, że każdy zawodnik powinien mieć prawo wyboru ligi dominującej. Taki klub czy rozgrywki miałyby pierwszeństwo w sytuacji przekładania meczów, nawet kosztem ojczyzny i rodzimej ligi. Byłby wilk syty i owca cała.
Taki temat mogliby prezesi indywidualnie rozwiązać podczas rozmów z zawodnikami. Wystarczyłoby powiedzieć żużlowcowi "możesz startować w czterech ligach, ale Polska ma być priorytetem i masz być zawsze do mojej dyspozycji". Jestem osobą, która popiera postulaty wolnościowe - czy to w kwestiach obywatelskich czy sportowych. Dlatego uważam, że takie rozwiązanie byłoby najlepsze.
Czytaj także:
Nicki Pedersen uderza w polskich działaczy
Kulisy transferu Dominika Kubery