Żużel. Szpila tygodnia: Zenon Plech - moralny mistrz świata [KOMENTARZ]

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Zenon Plech
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Zenon Plech

Gdyby Zenon Plech startował w obecnych czasach, być może byłby kilkukrotnym mistrzem świata. Skala jego talentu była bowiem ogromna. Jednak przed laty polscy żużlowcy byli w tyle za konkurencją z Zachodu.

"Tylko" dwa medale Indywidualnych Mistrzostw Świata - takim dorobkiem mógł pochwalić się Zenon Plech. Piszę o tym nieprzypadkowo, bo przecież sam Marek Cieślak stwierdził, że zmarły przed paroma dniami żużlowiec miał ogromny talent. Być może większy niż ten, który od losu otrzymał sam Tomasz Gollob.

Porównania do Golloba są nieprzypadkowe. Legenda Stali Gorzów i Wybrzeża Gdańsk po raz pierwszy indywidualnym mistrzem kraju została w wieku 19 lat. Aby wygrać rywalizację z uznanymi seniorami, których przecież w latach 70. XX wieku nam nie brakowało, trzeba było wykazać się nie lada umiejętnościami. Plech jeszcze jako nastolatek pokazał starszym kolegom miejsce w szeregu.

Po latach nawet Gollob nie był w stanie poprawić tego osiągnięcia. Bydgoszczanin został mistrzem kraju po raz pierwszy jako 21-latek. Ostatecznie Gollob wywalczył osiem czempionatów na polskim podwórku. Plech pięć. Jest drugi w klasyfikacji wszech czasów. Piszę o tym nieprzypadkowo, bo mam wrażenie, że nie wszyscy są świadomi tego, jak wiele osiągnął Zenon Plech.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Problemy ze zdrowiem sprawiły, że w ostatnich latach kluby nie mogły w pełni korzystać z dorobku Plecha. Dość powiedzieć, że wielki mistrz zmarł w wieku 67 lat, a w środowisku ciągle aktywni są starsi od niego - chociażby wspomniany wcześniej Cieślak ma 70 lat i jest w pełni oddany pracy trenera. Plech nie był co tydzień na ekranach telewizorów, nie pracował nieprzerwanie w charakterze trenera. Przez to młodsze pokolenie ma mniejszą wiedzę na jego temat. Niestety.

O wielu sportowcach w różnym kontekście mówi się, że wyprzedzili swoje czasy. W tym kontekście należałoby ocenić Plecha, którego pech polegał na tym, że przyszło mu rywalizować w komunistycznych czasach, gdy Polacy nie mieli takich samych szans w starciu z kolegami z Zachodu. Dobitnym dowodem na to może być fakt, że przez długi okres Jerzy Szczakiel był jedynym polskim mistrzem świata.

Talent predysponował Plecha, jak wielu innych Polaków z dawnych czasów - chociażby Jancarza czy Woryny, do wywalczenia tytułu mistrzowskiego. Los chciał jednak inaczej. Nie odbiera to jednak jego zasług dla polskiego żużla. Dlatego wydaje mi się naturalnym, by dyscyplina go w jakiś sposób trwały uhonorowała. Mamy "Szczakiele", których nazwę wymyślił zresztą sam Plech, a teraz i on sam zasłużył na wyróżnienie.

Plech był ostatnim żyjącym zawodnikiem z legendarnego podium finału IMŚ ze Stadionu Śląskiego. Lepsi od niego w roku 1973 byli tylko Jerzy Szczakiel oraz Ivan Mauger, czyli najwybitniejsi z wybitnych. To mówi wystarczająco wiele.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Piotr Świderski oszukał przeznaczenie
Wielki pechowiec kończy żużlową karierę

Źródło artykułu: