Żużel. Marek Cieślak odrzucił pierwszą propozycję pracy w kadrze. Wszyscy narzekali, a trenerzy sami płacili za telefony

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak

Marek Cieślak po sezonie 2020 zakończył pracę w roli trenera żużlowej reprezentacji Polski. Szkoleniowiec nie ukrywa, że wiele sezonów spędzonych z Biało-Czerwonymi napawa go dumą. - Żadnego niedosytu nie mam - mówi Cieślak.

Marek Cieślak zapisał się w historii polskiego żużla nie tylko jako zawodnik, ale też jako trener. Wprawdzie szkoleniowiec nie wybiera się jeszcze na emeryturę, bo w sezonie 2021 prowadzić będzie I-ligowy ROW Rybnik, ale właśnie zamknął pewien okres w swoim życiu i zakończył pracę w charakterze selekcjonera reprezentacji Polski.

- 14 lat to długo, ale jak się spojrzy wstecz, to szybko czas zleciał. Nie nudziliśmy się. To był fajny czas. A jak się czuję? Nic mi nie dolega - powiedział podczas czatu zorganizowanego przez żużlową reprezentację Polski były już trener Biało-Czerwonych.

Za ściągnięcie Cieślaka do polskiej kadry odpowiedzialny był Piotr Szymański. Jak zdradził przewodniczący GKSŻ, początkowo nic nie wskazywało na to, że trener zgodzi się na podjęcie pracy z drużyną. - Zaczęło się od pierwszego telefonu, który był nieudany, bo akurat jechałem pociągiem z Warszawy. Padła z mojej strony taka propozycja, a Marek stwierdził, że musi porozmawiać o tym z klubem z Wrocławia, gdzie był zatrudniony. Potem oddzwonił, że nie jest zainteresowany - powiedział Szymański.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

- Po okresie 2-3 tygodni ponowiłem próbę. Spotkaliśmy się w Rawiczu i doprecyzowaliśmy wszystkie warunki. Tak zaczęła się nasza współpraca - dodał Szymański.

Cieślak przypomniał, że w tamtym okresie pracował w klubie żużlowym z Wrocławia, a jeden z zapisów w jego umowie był taki, że to do tamtejszych działaczy należała decyzja ws. ewentualnego podjęcia pracy w innym miejscu. Rozmowy ruszyły jednak do przodu w momencie, gdy Andrzej Rusko objął stanowisko szefa piłkarskiej Ekstraklasy, a we wrocławskim klubie zastąpił go Andrzej Kuchar. Nowy sternik ówczesnego Atlasa był bardziej skory do udzielenia zgody Cieślakowi na przejęcie kadry.

Pochodzący z Częstochowy szkoleniowiec miał jednak pewne opory również z innych względów. - Wtedy była słaba opinia o organizacji kadry. Trenerzy narzekali, że płacili za telefony, gdy gdzieś dzwonili. Pamiętam też podróż zawodników z DPŚ w Poole. Przeklinali to wszystko. Dlatego byłem zrażony - wyjaśnił Cieślak.

Ostatecznie praca Cieślaka w roli selekcjonera przyniosła szereg triumfów w Drużynowym Pucharze Świata, a Polska wyrosła w pewnym momencie na dominatora tych rozgrywek. Dlatego też szkoleniowiec odchodzi z kadry z poczuciem spełnienia. - Zawsze jest tak, że można coś zrobić więcej. Z drugiej strony, medale świadczą o tym, że z tą kadrą zrobiliśmy bardzo dużo. Żadnego niedosytu nie mam - ocenił Cieślak.

Do pełni szczęścia zabrakło jedynie złotego medalu Polski w Speedway of Nations, czyli rozgrywkach, które zastąpiły DPŚ. Było ono bardzo blisko w tym roku, ale finał w Lublinie został przedwcześnie przerwany. I to w sytuacji, gdy nasza kadra miała już za sobą najtrudniejsze biegi. Tymczasem Rosjan, późniejszych triumfatorów, czekał jeszcze bieg z wykorzystaniem juniora. - Nawet nie wiem, czy ten młodzieżowiec miał motocykl w Lublinie, więc Rosjanie by go przegrali - skomentował Cieślak.

- Może brakowało złota w Speedway of Nations, ale los tak chciał, bo w Lublinie praktycznie wygraliśmy. Nie ma co gadać, bo 14 lat i te wszystkie zawody, nawet te przegrane, były pełne emocji i fajne. Będę jeszcze pracować w Rybniku i będę chciał, aby drużyna dobrze jeździła. Życie toczy się dalej - stwierdził.

Czytaj także:
Włókniarz chce więcej pieniędzy z miasta
Maksym Drabik chce rozprawy z POLADĄ

Źródło artykułu: