Niemiecki żużel przeszedł ogromną próbę w 2020 roku. Z powodu pandemii COVID-19 nie odbyły się rozgrywki Speedway Bundesligi, a do tego odwołano część imprez żużlowych, które miały odbyć się w Niemczech. Mogłoby się wydawać, że w kraju, w którym speedway nie jest zbyt popularny taka przerwa w rozgrywkach może pogrzebać całą dyscyplinę. Jednak nic bardziej mylnego.
Oczywiście najlepiej sytuacja wyglądała w Wolfe Wittstock, które jeździło w polskiej 2. Lidze Żużlowej. Jednak pozostałe ośrodki również próbowały sobie radzić w tej ciężkiej sytuacji. Przykładem takiego klubu jest MSC Brokstedt.
Klub z północy Niemiec jako jeden z nielicznych tamtejszych ośrodków organizował w ubiegłym roku turnieje indywidualne. Odbywały się one przy pełnym dostosowaniu się do obostrzeń sanitarnych, co już samo w sobie było dużym wyzwaniem. Jednak jak przyznają władze klubu MSC Brokstedt, było to niezwykle cenne doświadczenie.
- Oczywiście musieliśmy pokonać przeszkody, które nie istniałyby w normalnych okolicznościach. Jednak sposób w jakim nam się udało wszystko zorganizować dodał nam odwagi i motywacji. Ostatecznie mogliśmy nauczyć się kilku nowych rzeczy związanych z prowadzeniem imprezy w czasie panujących obostrzeń. To cenne ćwiczenie przed tym, co ewentualnie może nas czekać w całym 2021 roku - mówił dla portalu speedweek.com Michael Schubert, członek zarządu MSC Brokstedt.
W ten sposób niemiecki klub dał również wyraźny sygnał do tego, że jest gotowy na przeprowadzenie meczów ligowych w sezonie 2021. Chociaż sytuacja związana z pandemią COVID-19 zarówno w Niemczech, jak i całej Europie nie wydaje się stabilizować, to kolejna przerwa w rozgrywkach u naszych zachodnich sąsiadów mogłaby się odbić na poziomie tamtejszego żużla na wiele kolejnych lat.
Zobacz także: Syn legendy może być objawieniem ligi
Zobacz także: Marek Cieślak ostro komentuje Galę Mistrzów Sportu
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy