Po jednym z upadków uznano go za zmarłego. Żużlowy James Dean dokonywał cudów

Facebook / 20th Century Speedway / Na zdjęciu: Ronnie Moore
Facebook / 20th Century Speedway / Na zdjęciu: Ronnie Moore

W jednym z wywiadów przyznał, że lekarze uznali go za zmarłego po wypadku w Newcastle. Nazywany żużlowym Jamesem Deanem, jeden z najmłodszych mistrzów świata w historii. 8 marca przypada 88. rocznica urodzin Ronniego Moore'a.

W tym artykule dowiesz się o:

Ronnie Moore urodził się 8 marca 1933 roku, w Hobart - mieście leżącym na należącej do Australii Tasmanii. Gdy był dzieckiem jego rodzina przeniosła się do Nowej Zelandii, tam też rozpoczął swoją przygodę ze speedwayem.

Portal mooreparkspeedway.co.nz wspomina, że Moore miał zaledwie piętnaście lat, kiedy rozpoczął jazdy na torze Aranui Speedway w Christchurch. Zacząłby jeździć wcześniej, gdyby nie powstrzymały go przepisy. Dopiero po 15. urodzinach mógł podejść do egzaminu na prawo jazdy.

Już wcześniej, jako 13-latek, ścigał się na starym motocyklu Rudge z 1932 roku. Jeździł też... po ścianie śmierci. W rozmowie ze "Stuff" przyznał po latach, że gdy zaczynał karierę, ledwo dosięgał podnóżka w swoim motocyklu.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Kto na pozycji U24 w Falubazie? Patryk Dudek komentuje

Już w 1950 roku ścigał się w Wielkiej Brytanii, w zespole Wimbledon Dons, z którym - jak się później okazało - związany był praktycznie przez całą karierę. Jako 17-latek awansował do finału IMŚ, a cztery lata później wywalczył swój pierwszy tytuł. W tamtym momencie był najmłodszym mistrzem w historii - rok później jego wyczyn przebił nieznacznie Peter Craven.

Niewiele brakowało, a w ogóle nie wystartowałby w tych zawodach. Dziesięć tygodni wcześniej złamał nogę w pięciu miejscach podczas turnieju w Danii. Założono mu gips obejmujący całą nogę, a lekarze powiedzieli, że będzie wykluczony z jazdy przez dziewięć miesięcy. Moore nie dał za wygraną.

- Na Harley St był chirurg z Nowej Zelandii, który zyskał sławę podczas II wojny światowej, kiedy składał pilotów. Poszedłem do niego, a on od razu zdjął mi gips. Powiedziałem: "co do diabła". A on, po założeniu mi małego gipsu, odpowiedział: "inaczej twoje mięśnie uschną" - wspominał Moore w 2014 roku w rozmowie ze stuff.co.nz.

Po kilku tygodniach lekarz przygotował mu specjalną ortezę. Przed finałem na Wembley wszyscy go skreślili, on sam nie był chętny do startu. Ale pojawił się w Londynie i... zdobył komplet punktów. "Zapomniałem o kontuzjowanej nodze, dopóki inni zawodnicy nie zabrali się wokół, aby podrzucać mnie w powietrze" - pisał w swojej autobiografii.

Portal stuff.co.nz podkreśla, że był także świetnym kierowcą. Potrafił konkurować z... Jackiem Brabhamem i Stirlingiem Mossem, a więc legendami Formuły 1. Z wyścigów miał zrezygnować na prośbę żony po narodzinach bliźniaczek Kim i Lei. - Powiedziała: "złamiesz rękę lub nogę na żużlu, ale z tym sobie poradzisz. Ale trzech twoich przyjaciół zginęło w wyścigach samochodowych w jednym roku" - wspominał Moore.

W 1959 roku znów był bezbłędny na Wembley. Łącznie piętnastokrotnie meldował się w finałach (raz jako rezerwowy). Zgromadził na swoim koncie pięć medali (dwa złote i trzy srebrne). Potrafił też wrócić do ścigania wbrew wszelkiej logice.

W sezonie 1962 Moore doznał skomplikowanego złamania nogi, co oznaczało dla niego koniec sezonu. Rehabilitacja zaczęła się przeciągać, a zawodnik wrócił do ojczyzny. Tam zarabiał jeżdżąc po tzw. beczce śmierci. Wrócił do zawodowego ścigania po siedmiu latach! Zdołał jeszcze wywalczyć tytuł mistrza świata par wraz z Ivanem Maugerem w 1970 roku.

- Moore był lepszy ode mnie czy Ivana [Maugera - dop. MK], ale wygraliśmy nieco więcej. Był bardzo naturalny i sprawny po jeździe na ścianie śmierci od najmłodszych lat - mówił po jego śmierci Barry Briggs.

Był niezwykle popularny w trakcie swojej kariery. Mówi się, że dorównywał sławą gwiazdom kina. Nazywano go wręcz Jamesem Deanem światowego żużla. W Nowej Zelandii z kolei nazwano go mianem "ojca chrzestnego żużla".

Trzykrotny mistrz świata (2x indywidualnie, 1x w parach), czterokrotny mistrz Nowej Zelandii, ogromny talent i wielka postać światowego żużla. Ostatni mecz odjechał w barwach klubu z Coventry w sezonie 1974.

Jedenaście lat później odebrał z rąk Królowej Elżbiety II Order Imperium Brytyjskiego za zasługi dla sportu żużlowego. Tor Canterbury Park w Nowej Zelandii zmienił nazwę na Moore Park Speedway na cześć wielkiego zawodnika.

W rozmowie z "London Evening Standard" bez ogródek powiedział kiedyś, że lekarze uznali go za zmarłego po tym, jak doznał poważnych obrażeń wewnętrznych i złamania czaszki po upadku w Newcastle. Pod koniec życia miał problemy ze słuchem, ale nie stracił młodzieńczego wigoru.

Zmarł 18 sierpnia 2018 roku, w wieku 85 lat. Chorował na raka płuc. W ostatnim pożegnaniu towarzyszył mu m.in. legendarny Barry Briggs. Członkowie rodziny podkreślali natomiast, że Moore był bardzo zżyty z najbliższymi, lubił wakacje na kempingu.

* Przy tworzeniu artykułu korzystałem z informacji stuff.nz.co, mooreparkspeedway.co.nz, historicspeedway.co.nz oraz WP SportoweFakty.

Czytaj także:
Dzień kobiet 2021. One odegrały dużą rolę w polskim żużlu
W Orle bez wielkich oczekiwań. To... nadzieja na dobry wynik

Komentarze (0)