Po wypadku nic nie zwiastowało tragedii. Kilka godzin później Brytyjczyk nie żył

 / Na zdjęciu: Lee Richardson
/ Na zdjęciu: Lee Richardson

W drodze do szpitala rozmawiał jeszcze z lekarzami. Skarżył się na ból w nodze i klatce piersiowej. Nikt nie spodziewał, że obrażenia po wypadku będą tak poważne, że żużlowiec Lee Richardson umrze na stole operacyjnym. W niedzielę miałby urodziny.

13 maja 2012 roku, Wrocław, Stadion Olimpijski. Ekstraligowy meczu Sparty z Marmą Rzeszów. W trzecim wyścigu po wyjściu z pierwszego wirażu Lee Richardson zahaczył najpierw o tylne koło motocykla Tomasza Jędrzejaka, a następnie o motor Fredrika Lindgrena. Brytyjczyk nie opanował maszyny i z pełną prędkością uderzył w bandę. Wypadek wyglądał groźnie, ale nie tak makabryczne kraksy miały miejsce na torach żużlowych, a zawodnicy wychodzili z nich bez szwanku.

Telefon od mechanika

Richardson uderzył klatką piersiową o drewnianą bandę. Na skutek tego odniósł poważne obrażenia wewnętrzne. Został przewieziony do szpitala, gdzie zarządzono operację. Niestety, nie udało się uratować żużlowca. Zmarł w trakcie operacji. Przyczyną śmierci były wielonarządowe obrażenia klatki piersiowej, pęknięte płuco i wykrwawienie. Mecz we Wrocławiu dokończono. W jego trakcie jeszcze nikt nie zdawał sobie sprawy, że wypadek, który wydarzył się na skutek błędu samego Richardsona, będzie miał tak opłakane konsekwencje.

Richardson zmarł w wieku 33 lat. Był jednym z czołowych żużlowców świata. W 1999 roku wywalczył tytuł mistrza świata juniorów. Ścigał się w cyklu Grand Prix. Z klubami z naszej ligi zdobywał medale Drużynowych Mistrzostw Polski, a z reprezentacją Wielkiej Brytanii stawał na podium Drużynowego Pucharu Świata. Wypadek nie przytrafił się młokosowi, który stawiał pierwsze kroki w sporcie żużlowym, lecz doświadczonemu zawodnikowi.

ZOBACZ WIDEO Cegielski mówi absurdalnej sytuacji. Chodzi o ekwiwalent za wyszkolenie

Śmierć żużlowca była szokiem nie tylko dla całego środowiska, ale przede wszystkim rodziny Brytyjczyka. O wypadku najbliższych Lee Richardsona poinformował polski mechanik żużlowca Dariusz Łapa. - Dostałem telefon z informacją o wypadku Lee. Z głosu Darka można było wywnioskować, że sprawa jest poważna. Pojechałem do Hastings do mamy i żony Lee, Emmy. Później ponownie odebrałem telefon. Usłyszałem, że Lee nie żyje. Przekazałem tą wiadomość, mamie, Emmie i tacie. Nogi się pod nami ugięły - wspominał na łamach "Speedway Star" Craig Richardson, brat tragicznie zmarłego żużlowca.

Show must go on

W feralną niedzielę 13 maja 2012 roku odbywały się jeszcze derby ziemi lubuskiej. Mecz pomiędzy Stalą Gorzów a Falubazem Zielona Góra zakończył się skandalem. Gdy zawodnicy z Zielonej Góry dowiedzieli się o śmierci kolegi z toru, odmówili dalszej jazdy w meczu. Sędzia Marek Wojaczek początkowo nie przerwał zawodów, bo nie miał na to regulaminowych podstaw. Gorzowianie do kilku wyścigów wjeżdżali i wygrywali 5:0. Ostatecznie mecz przerwano. Niesmak jednak pozostał.

Od pewnego momentu transmisja telewizyjna toczyła się bez komentarza. - Mecz będzie kontynuowany. Państwo będziecie go oglądać, ale ten mecz nie będzie miał komentarza Krzysztofa Cegielskiego i Rafała Darżynkiewicza. To jest nasz hołd dla Lee Richardsona. Bądźmy ludzcy i zrozummy tragedię. Jeśli ktoś chce jechać, niech jedzie. My tego meczu komentować nie będziemy - powiedział wówczas na antenie komentator TVP Sport.

Naznaczony rodzinnymi dramatami

Lee Richardson osierocił trzech synów. Przez kilkanaście lat uprawiał sport, który kochał. Poszedł w ślady ojca Colina, który również był żużlowcem. Przebił jego osiągnięcia. Na własne oczy przekonał się, jak okrutny bywa speedway. Jego wujek Steve Weatherley w wyniku wypadku na torze żużlowym został sparaliżowany. Jego tata karierę skończył również przedwcześnie. Miał złamany obojczyk, żebra i kilka kręgów. Na skutek przebitego płuca, aparatura podtrzymywała go przy życiu. To wszystko nie było wystarczającą przestrogą. Miłość do żużla Lee Richardsona okazała się jednak mocniejsza.

Ci, którzy go znali, wspominają, że od dziecka mówił i myślał tylko o żużlu. Nawet podczas edukacji w szkole potrafił każdy temat sprowadzić do speedwaya. Los okazał się okrutny dla wiecznie uśmiechniętego i optymistycznie nastawionego człowieka. Dziś Lee Richardsson obchodziłby swoje 42. urodziny.

Zobacz także: Przebudzenie Fredrika Lindgrena
Zobacz także: Paweł Miesiąc wysłał wiadomość do Eltrox Włókniarza

Komentarze (18)
avatar
Zenon Kasprzak
27.04.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dlaczego nikt nie wspomniał, że przewieziono go do szpitala który w tym dniu nie miał dyżuru? Że po tym wydarzeniu zniesiono tzw. nieoficjalne dyżury szpitali w weekendy i swięta? 
avatar
Kazimierz Klimek
26.04.2021
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
nie za bardzo rozumiem, kto wbil w glowe pana dziennikarza nieprawde o meczu Stal - Falubaz, moze opieral sie na jakiejs relacji pana Jacka F., ktory wtedy niezle namieszal Czytaj całość
avatar
ALKOHOLIK
25.04.2021
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
O Mylyka bije się Juventus!!! 
avatar
franekbra
25.04.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szkoda, że nikt nie napisał o specjalnym meczu ku jego pamięci w Rzeszowie. Lampiony do nieba.... , była jego żona. To było upamiętnienie 
avatar
GW speedway
25.04.2021
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
To co Dwohan i Frątczak odwalali wtedy w parkingu to tylko zrobić jedno: za takie sq..wysyństwo pi...z...gnąć prosto w r...y..j