Wojna polsko-polska na polskiej ziemi

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maciej Janowski (w kasku niebieskim) i Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maciej Janowski (w kasku niebieskim) i Bartosz Zmarzlik

Polacy drugi rok z rzędu ratują najważniejsze żużlowe zawody. Bartosz Zmarzlik broni tytułu mistrza świata, a jego najgroźniejszym rywalem jest jego rodak. To Maciej Janowski, z którym ostatnio ma raczej chłodne relacje.

Dwóch polskich żużlowców Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski to najwięksi faworyci do zdobycia tytułu indywidualnego mistrza świata w sezonie 2021. Takiej sytuacji jeszcze nie było od 1995 roku, gdy najlepszego żużlowca wyłania się w cyklu Grand Prix. Zmarzlik jako obrońca tytułu ma szansę na trzecie złoto z rzędu i ustrzelenie hat-tricka, co udawało się nielicznym w historii. Ponadto, większość z 11 rund odbędzie się na polskiej ziemi.

Najlepsi w PGE Ekstralidze

Maciej Janowski imponuje od początku sezonu formą i jest jednym z tych, którzy mogą zagrozić Zmarzlikowi w obronie tytułu. Cztery lata starszy od rodaka Janowski na krajowym podwórku zdobył praktycznie wszystkie trofea. Był także mistrzem świata juniorów. Brakuje mu w kolekcji medalu mistrza świata seniorów. Trzy razy kończył cykl Grand Prix na czwartym miejscu. Wygrał dotąd 7 rund, aż 19 razy stawał na podium pojedynczych zawodów.

Janowski jest obecnie najskuteczniejszym żużlowcem PGE Ekstraligi. Ze średnią biegową 2,672 minimalnie wyprzedza Zmarzlika (2,644). Taka średnia to - według ekspertów - prawdziwy kosmos w wykonaniu obu Polaków, którzy brylują w najlepszej żużlowej lidze świata.

ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek

- Patrząc tylko przez pryzmat rozgrywek PGE Ekstraligi, można powiedzieć, że to właśnie Polacy stoczą walkę o tytuł mistrza świata - uważa Jacek Frątczak, były żużlowy menedżer, obecnie ekspert. - Zważywszy jednak, że jest to Grand Prix, które rządzi się nieco innymi prawami, nie podpisałbym się pod twierdzeniem, że będzie to tylko wojna polsko-polska o złoto.

Podobnego zdania jest Tomasz Gollob, który przekonał się na własnej skórze, jak walczy się z presją bycia faworytem do zdobycia tytułu mistrza świata. Zmarzlik, który został namaszczony przez Golloba, wie doskonale, jak radzić sobie z ciśnieniem. Janowski z kolei miewał fantastyczne momenty w Grand Prix, ale koniec końców, medalu jeszcze nie zdobył. Więcej opinii Tomasza Golloba przed startem SGP TUTAJ

Pierwsze starcie już było

Preludium tego, co może czekać nas w Grand Prix, Zmarzlik z Janowskim dali podczas niedzielnego finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lesznie. Janowski bronił tytułu, a Zmarzlik po raz pierwszy w karierze chciał go zdobyć. Dopiął swego po fantastycznym ataku w finale.

Janowski był drugi. I niestety nie wytrzymał ciśnienia i tuż po hymnie opuścił podium, nie pozując do wspólnych zdjęć ze Zmarzlikiem i trzecim Januszem Kołodziejem. Po tym zdarzeniu rozpętała się burza w mediach. - Kapselek wystrzelił. Maciej Janowski nie wytrzymał ciśnienia. To jeszcze bardziej mentalnie zbudowało Bartosza Zmarzlika - uważa Frątczak.

- Myślę, że nie można tego nazwać konfliktem. Wszyscy o tym mówią i powstał wokół tej sprawy duży kurz. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Niech każdy robi to, co uważa za stosowne, bo każdy ma swoje życie i podejmuje w nim swoje decyzje. Ja skupiam się na sobie i swoich wyborach - mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty Bartosz Zmarzlik o jego relacjach z Janowskim. Więcej TUTAJ.

Kto może zagrozić Polakom?

Choć Polacy rządzą i dzielą w PGE Ekstralidze, a także jeżdżą na najszybszych silnikach od najlepszego tunera na świecie, nomen omen Polaka, Ryszarda Kowalskiego, to nie mają patentu na wygrywanie w Grand Prix. - W tym cyklu psychika odgrywa kluczową rolę - uważa Frątczak. - Do dwójki Polaków, którzy są faworytami dołożyłbym 2-3 obcokrajowców. Mam na myśli Taia Woffindena. Być może nie jest on jeszcze w najwyższej formie, bo w trakcie sezonu miał kontuzję. To jest jednak zawodnik turniejowy, cwaniak w pozytywnym sensie, który potrafi trzymać nerwy na wodzy. Absolutnie w walce o tytuł nie skreślałbym trzykrotnego mistrza świata - dodaje.

Jacek Frątczak widzi jeszcze co najmniej jednego żużlowca, który może zagrozić Polakom. To Jason Doyle, którego nie wymienia się w gronie największych faworytów, a Australijczyk jedzie bardzo dobry sezon i może nawiązać do sukcesu z 2017 roku, kiedy to został mistrzem świata. - Ma ku temu predyspozycje, sprzęt, formę i głowę. Jedzie sezon bez upadków i kontuzji - podkreśla Frątczak.

Świetnie w PGE Ekstralidze radzi sobie Rosjanin, Artiom Łaguta, który nie ma jeszcze medalu w Grand Prix. - Ten zawodnik potrafi pojechać takie wyścigi, że jest poza zasięgiem rywali, ale również - szczególnie w Grand Prix - zdarzają mu się biegi, gdzie rozczarowuje. Często dobrze zaczyna cykl, a później przytrafiają mu się problemy i ląduje poza podium. Nie zapominajmy też o Leonie Madsenie. To wybitnie turniejowy zawodnik, co pokazał w cyklu SEC. Może zawalić dwa pierwsze wyścigi, a później i tak dojedzie do finału i na koniec jeszcze potrafi wygrać - dodaje Frątczak.

W tegorocznym cyklu Grand Prix jest także trzeci Polak, Krzysztof Kasprzak , który dotąd miał kiepski sezon, że nie łapał się momentami do składu swojej drużyny ZOOleszcz DPV Logistic GKM-u Grudziądz. Ostatnio przeżywa renesans formy i wcale nie musi być statystą. W 2014 roku zdobył wicemistrzostwo świata, a gdyby nie kontuzja, kto wie, czy nie miałby złotego medalu.

Gollob z Hampelem walczyli o złoto w 2010 roku

Polska już miała w przeszłości dwóch żużlowców, którzy między sobą rywalizowali o tytuł mistrza świata. W sezonie 2010 byliśmy świadkami bratobójczej walki Tomasza Golloba i Jarosława Hampela. W pierwszej części sezonu prowadził Hampel. Im bliżej było końca rywalizacji, tym lepiej radził sobie Gollob, który sięgnął po upragnione złoto. Hampel był wtedy wicemistrzem świata.

Znamienny był obrazek w szwedzkiej Malilli, kiedy pokiereszowany po upadku Gollob przyszedł na konferencję prasową z zakrwawionymi dłońmi i pierwszym pytaniem w stronę polskich dziennikarzy było to, ile punktów nadrobił w klasyfikacji nad Jarosławem Hampelem.

We włoskim Terenzano w przedostatniej rundzie SGP 2010, Gollob zaczął świętować zdobycie tytułu po tym, jak okazało się, że do półfinałów nie wszedł właśnie Hampel. Walka Polaków w 2010 roku nakręcała ich i dominowali oni zdecydowanie w cyklu Grand Prix. Walczyli ostro, ale fair i z pewnością się szanowali.

Zmarzlik nadal faworytem numer 1

Patrząc na występy na arenie międzynarodowej i sukcesy obu obecnych polskich uczestników cyklu SGP, Bartosz Zmarzlik wyrasta na faworyta numer 1. - Maciej Janowski w Grand Prix miewał momenty znakomite, ale zdarzało mu się też gubić formę. To, że nie jest maszyną, pokazał już finał IMP, bo też gubił punkty w poszczególnych wyścigach. Miał problem z utrzymaniem nerwów na wodzy. Bartosz Zmarzlik jest mocniejszy psychicznie od swojego rodaka Przewagę mentalną ugruntował jeszcze bardziej po finale IMP w Lesznie - uważa Frątczak.

Kokosów nie zarabiają

Żużlowcy największe pieniądze zarabiają w PGE Ekstralidze. W porównaniu z zarobkami z polskiej ligi, apanaże w Grand Prix to drobne. Za zwycięstwo w rundzie inkasują 12 tysięcy dolarów. Mistrz świata Bartosz Zmarzlik w zeszłym sezonie w całym cyklu, składającym się z ośmiu rund zarobił prawie 72 tys. dolarów, co w przeliczeniu na złotówki dało niespełna 270 tys.

Żużlowcy z dolnych rejonów klasyfikacji SGP zarobili w zeszłym roku nieco ponad 100 tysięcy złotych. Można być pewnym, że dopłacili do interesu. Grand Prix to jednak prestiż i walka o najwyższe laury. Dobre pieniądze zarabia się w lidze.

Polacy walczą o prawo organizacji

Wojna polsko - polska nie odbywa się tylko na niwie zawodniczej. O prawo goszczenia najlepszych żużlowców świata rywalizują także poszczególne ośrodki. W tym sezonie - drugi raz z rzędu - z uwagi na obostrzenia związane z pandemią nie udało się rozegrać Grand Prix w Warszawie na PGE Narodowym. W to miejsce wskoczył Lublin - debiutant na polskiej mapie Grand Prix, który w walce o prawo organizacji prestiżowych zawodów pokonał Gorzów.

Łącznie w naszym kraju odbędzie się w tym sezonie aż sześć rund SGP. Dwie we Wrocławiu, później dwie kolejne w Lublinie oraz na koniec rywalizacji w Toruniu. Polacy zorganizują zatem 6 z 11 rund całego cyklu. Kolejny raz ratujący Grand Prix w dobie pandemii. Przed rokiem zorganizowali 6 z 8 rund. Gdyby nie polscy organizatorzy, BSI - promotor cyklu - miałby problem ze skompletowaniem aren, bowiem z uwagi na obostrzenia kalendarz IMŚ wywrócony został do góry nogami. Chętnych na organizację turniejów w czasach zarazy nie było.

Kalendarz Speedway Grand Prix 2021
16-17 lipca - Praga (Czechy)
30-31 lipca - Wrocław (Polska)
7-8 sierpnia - Lublin (Polska)
14 sierpnia - Malilla (Szwecja)
28 sierpnia - Togliatti (Rosja)
11 września - Vojens (Dania)
1-2 października - Toruń (Polska)

Komentarze (20)
avatar
Gryzoń
16.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie Kmiecik już pan wywołał wojnę polsko- rosyjską teraz polsko- polską, może niech pan poszuka w internecie gdzie jest teraz konflikt zbrojny, wciel się pan tam i wojuj pan :) 
avatar
SpartyFan
16.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W d*pie mam wojenki, równo kibicuję wszystkim naszym! 
avatar
rume
16.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zmarzlik to Obajtkowy pisuarek , nie ma innej opcji jak kibicowanie KK i MJ. 
avatar
kokersi
16.07.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czy dzisiaj wieczorem będzie już wiadomo że runda w Toglatti nie będzie rozegrana? 
avatar
kokersi
16.07.2021
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Módlmy się, żeby tylko Kmiecik wytrzymał ciśnienie jak Maciej nie pozwoli bożyszczu Kobylej Góry ustrzelić hat-tricka. Ale żeby miało smaczek raz Janowski raz Zmarzlaczek