W niedzielę Motor Lublin może zrobić ważny krok w kierunku historycznego sukcesu - pierwszego tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Rywalem "Koziołków" w wielkim finale PGE Ekstraligi będzie Betard Sparta Wrocław. Na Lubelszczyźnie trwają właśnie przygotowania do żużlowego święta.
Tymczasem jeszcze w roku 2016 żużla w Lublinie nie było w ogóle. Klub pałętał się między I a II ligą. W swoim dorobku ma tylko jeden medal DMP - srebro wywalczone w sezonie 1991, a więc równo 30 lat temu. Dlatego nikt nie zakładał, że na wschodzie może powstać nowa żużlowa potęga.
Historia Kopciuszka
Odbudowę żużla w Lublinie wziął na swoje barki Piotr Więckowski, za sprawą którego klub stworzył konkurencyjny skład na sezon 2017 i wygrał II-ligowe rozgrywki. Minęło dwanaście miesięcy, a Motor był w finale I ligi i pokonał faworyzowany ROW Rybnik. Wtedy też klubowi zaczął pomagać jego obecny prezes - Jakub Kępa, którego nazywa się głównym architektem ostatnich sukcesów Motoru.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Subiektywny ranking PGE Ekstraligi. TOPlista 16. kolejki
Jeszcze w sezonie 2019 nic nie wskazywało na to, że Motor może stać się potentatem PGE Ekstraligi. Wprawdzie klub oferował konkurencyjne stawki na rynku, ale zawodnicy niechętnie spoglądali w kierunku beniaminka. Dlatego lublinianie do pierwszego sezonu w najwyższej klasie rozgrywkowej szykowali się w składzie złożonym głównie z I-ligowych żużlowców. Rzutem na taśmę udało im się jedynie zakontraktować powracającego z zawieszenia za doping Grigorija Łagutę.
- Motor to jest historia Kopciuszka, który wszedł na salony i zaskoczył wszystkich swoją klasą. Rok bez żużla, rywalizacja głównie w II lidze, puste trybuny, a teraz mamy chęć budowy nowego stadionu, wielki finał PGE Ekstraligi i zapowiedź budowy jeszcze mocniejszego składu. To jest też przykład, że każdy klub ma swoje lata chude i tłuste - komentuje Marta Półtorak, która swego czasu w podobny sposób dźwigała żużel w Rzeszowie.
Motor w sezonie 2019, choć nikt na to nie stawiał, dość pewnie utrzymał się w elicie. Przed rokiem szansę jazdy w play-offach stracił dopiero w ostatnim biegu ostatniego spotkania fazy zasadniczej. Do strefy medalowej udało się awansować przy trzecim podejściu - i od razu wywalczono prawo jazdy w wielkim finale.
Ewenement, o którym mówili za granicą
Motor Lublin stał się w pewnym momencie fenomenem, na który z zazdrością patrzyła cała żużlowa Polska. Jako że stadion przy al. Zygmuntowskich od lat nie był remontowany, to klub nie ma możliwości zaoferowania kibicom miejsc siedzących. To doprowadziło do gigantycznych kolejek po bilety. Fani potrafili całymi dniami stać przed kasami, by najpierw nabyć wejściówkę, a następnie zająć wygodne miejsce na obiekcie.
Gdy Motor szykował się do sprzedaży karnetów, kilkukrotnie padały serwery. Zainteresowanie nimi było tak duże, że całoroczne wejściówki sprzedały się w kilka minut. Na cały stadion.
Gdy nadeszła pandemia koronawirusa i pierwsze spotkania w sezonie 2020 trzeba było rozgrywać za zamkniętymi drzwiami, nie powstrzymało to fanów w Lublinie. Wykorzystali oni tereny pod stadionem, by parkować tam wysięgniki. W pewnym momencie było ich kilkadziesiąt, a materiał o kibicach oglądających żużel z wysokości kilkunastu metrów zrobiła nawet BBC. "Sektor niebo" - tak go nazwano.
Sukces zbudowany za państwowe pieniądze
To, co boli niektórych działaczy i kibiców, to budowa wielkiego Motoru Lublin za państwowe pieniądze. Wsparcie finansowe "Koziołkom" od lat zapewnia kopalnia Bogdanka, do tego większe środki na konto zaczęła przelewać Grupa Azoty. Wśród darczyńców znajdziemy też Lotto, województwo lubelskie czy miasto Lublin.
- Historia Motoru Lublin przypomina mi to, co wydarzyło się przed laty w Pile. Tam też reaktywowano sekcję żużlową po wielu latach przerwy, pojawili się sponsorzy, zainteresowanie polityków i zdobyto sensacyjnie trzecie miejsce w lidze. Pamiętam to dobrze, bo sam wtedy startowałem w tym klubie - mówi Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.
Motor w ostatnim okresie sięgnął m.in. po Jarosława Hampela i Dominika Kuberę, przed sezonem 2022 wysokim kontraktem kusił m.in. Patryka Dudka. - Dochodzą mnie słuchy, że Motor to w tej chwili klub, który ma największe pieniądze w polskim żużlu. Może mieć każdego zawodnika. Tylko nie każdemu uśmiecha się jeździć na drugi koniec Polski - dodaje.
Krzystyniak ma pewne obawy, czy za kilka lat żużel w Lublinie nie podzieli losów tego w Pile. Jednak na razie fani Motoru nie muszą się martwić. - Wiemy, co się stało, gdy Piła straciła wsparcie polityczne. Szkoda, że tego ośrodka nie ma na żużlowej mapie Polski. Jednak Lublin na razie może świętować. Jest boom na żużel, spółki skarbu państwa są bogate, więc te wsparcie szybko się nie skończy - stwierdza były żużlowiec.
Motor, jak na Kopciuszka przystało, nie jest faworytem finału PGE Ekstraligi. To Betard Sparta wygrała rundę zasadniczą, ma serię 13 zwycięstw z rzędu. Jednak w rundzie zasadniczej wysoko przegrała w Lubinie i w konfrontacji z "Koziołkami" nie zdobyła punktu bonusowego. To daje nadzieje fanom na Lubelszczyźnie. - Przed finałem patrzę na cwaniactwo, doświadczenie, otrzaskanie się z PGE Ekstraligą. To wszystko jest po stronie wrocławian. Lublinianie mogą mieć nadzieję w juniorach. Faworytem dla mnie jest Betard Sparta, ale będzie ciekawie - kończy Krzystyniak.
Czytaj także:
Marcin Gortat znowu oddał się nowej pasji
Koniec procesu Rafała Szombierskiego