Jolanta Twarużek, WP SportoweFakty: Gdyby miał pan w kilku słowach podsumować tegoroczny sezon, to jaki on był?
Kacper Gomólski, nowy zawodnik SpecHouse PSŻ Poznań (poprzednio ROW Rybnik): Ciężkie pytanie. Wydaje mi się, że początek sezonu w moim wykonaniu był w porządku. Gdyby udało mi się utrzymać ten poziom przez cały rok, to uważałbym, że sezon był naprawdę bardzo udany, a tak to po prostu powiem, że był okej.
Uważam, że dość skromnie, może i nawet za skromnie się pan do tego odniósł. W mijającym roku, nie tylko start sezonu miał pan dobry, ale i spotkania rewanżowe w rundzie zasadniczej wyglądały przyzwoicie. Odjechał pan przecież dobry mecz w Gnieźnie i Tarnowie. Jedynie sama końcówka sezonu wyglądała znacznie słabiej.
Wiadomo, że zawsze chciałoby się lepiej. Wciąż powtarzam, że jest wśród nas tylko jeden zawodnik, którzy utrzymuje równy poziom od pierwszego do ostatniego meczu i jest nim dla mnie Bartosz Zmarzlik. Jeśli się pomyli to raz, czy dwa razy, ale bardzo rzadko się mu to zdarza. Jest to po prostu żużlowa maszyna, która na razie się nie psuje i oby się nie psuła, bo jest wzorem godnym do naśladowania. Do tego, w tym sezonie Artiom Łaguta pokazał gigantyczną formę. To kolejna żużlowa maszyna. Mam nadzieje, że też niedługo do tych maszyn dołączę.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Lorek odpowiada na zarzuty kibiców Motoru Lublin
Czy trudno było panu podjąć decyzję o zejściu do 2. Ligi Żużlowej?
Przez chwilę było mi ciężko, ale po rozmowach z ludźmi z poznańskiego środowiska żużlowego uznałem, że to może być fajny projekt. Decyzję podjąłem bardzo szybko.
A ten ciężki początek przy podejmowaniu decyzji z czym się wiązał?
Prowadziłem rozmowy z pierwszoligowym klubem. Te rozmowy można było uznać za dość poważne, ale nic z tego jednak nie wyszło. Po czasie kontaktował się ze mną klub z Poznania. Spotkaliśmy się i tak naprawdę na tym jednym spotkaniu się zakończyło.
Czy mógłby pan zdradzić z którym pierwszoligowym klubem prowadził pan te poważne rozmowy?
Pomidor (śmiech).
Ze strony innych zespołów nie było zainteresowania?
Jeśli chodzi o pozostałe drużyny, to były one jakby odgórnie poumawiane z innymi zawodnikami. Pozostałe kluby miały już zamknięte koncepcje na budowę składu. To jest dość ciężki temat. Teoretycznie, w listopadzie zaczyna się okienko transferowe, ale chyba jak już każdy wie, to nie do końca wygląda w ten sposób.
O zejście do drugiej ligi pytałam nieprzypadkowo. Miał pan świetny początek sezonu, a swoją postawą na torze pokazał pan, że wciąż potrafi punktować, jak na dobrego seniora przystało. Jest mi trudno uwierzyć, że żaden klub w eWinner 1.Lidze nie był w stanie zaproponować panu solidnych warunków kontraktowych.
Tu chodziło nie tyle o same warunki podpisania kontraktu, a raczej o miejsce w składzie. W tym roku sporo się zmieniło. Wielu zawodników z eWinner 1. Ligi przeniosło się do PGE Ekstraligi, ale też wielu występujących w PGE Ekstralidze zeszło poziom niżej. Troszkę się to pozmieniało. Oczywiście, że chciałem zostać w 1. Lidze, ale wyszło, jak wyszło. Teraz jestem zawodnikiem PSŻ Poznań i będziemy robić wszystko, ja na pewno zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby w przyszłym roku z poznańskim klubem wrócić na pierwszoligowe tory.
Wróćmy jeszcze na moment do ubiegłego sezonu. Po jego zakończeniu w mediach społecznościowych opublikował pan krótkie podsumowanie wraz z podziękowaniami. Znalazło się tam jedno zdanie, które szczególnie przykuło uwagę. "Szkoda, że był moment, w którym się pogubiłem i niestety zostałem z tym trochę sam." Mógłby pan rozwinąć tę myśl?
Tak trochę wyszło. Wiadomo, że jeśli wszystko idzie fajnie, dobrze się punktuje, wygrywa biegi i mecze, to każdy cię chwali i nosi na rękach. Gdy pojawia się problem, to tych dobrych ludzi zostaje tak naprawdę niewielu. Tak właśnie było w moim przypadku. Ci, którzy są ze mną od zawsze, zostali, a ci którzy pojawili się na chwilę, dzięki moim wynikom, tak jak szybko przyszli, tak szybko uciekli. Zostałem z tym gronem, które zawsze jest ze mną. Myślę, że to niestety normalna rzecz, nie tylko w żużlu, ale i w życiu.
A jakiego rodzaju wsparcia i od kogo pan oczekiwał w końcówce sezonu, którego finalnie pan nie otrzymał?
Nie chodzi tu o wsparcie sprzętowe, bo wydaje mi się, że sprzęt miałem dobry i początek sezonu to pokazał. Po prostu otrzymałem na początku sezonu zaufanie od prezesa Krzysztofa Mrozka i trenera Marka Cieślaka, gdy podpisywałem kontrakt, a później, odnoszę wrażenie, że ono się gdzieś rozmyło.
Zostawmy w takim razie przeszłość za sobą. Ta 2. Liga Żużlowa to dla pana jednoroczny epizod czy nie ma pan nic przeciwko, żeby zostać w niej na dłużej? Załóżmy czysto teoretycznie, że nie uda wam się w rok awansować do eWinner 1. Ligi. Czy byłby pan w stanie zostać w tej klasie rozgrywkowej na kolejny sezon, a może i nawet sezony?
Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, bo skupiam się na tym, żeby po roku wrócić z poznańskim klubem do 1. Ligi. Tylko tę myśl mam obecnie w głowie, a ten drugi wariant będę rozpatrywał, jeśli coś pójdzie nie tak. Na ten moment nie biorę tego nawet pod uwagę.
Czy w nadchodzącym sezonie planuje pan jakieś starty za granicą?
Chciałbym. Prowadziłem rozmowy z klubami z Szwecji i z Anglii. Czekam na rozwój sytuacji. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Trenerem klubu w którym będzie pan startował w nadchodzącym sezonie został pański brat, Adrian Gomólski. Czy przed podpisaniem kontraktu z PSŻ Poznań wiedział pan, że sprawy potoczą się w ten sposób?
Wiedziałem, że Adrian jest brany pod uwagę, jako jeden z trzech kandydatów na to stanowisko. Ostatecznie sprawy potoczyły się w tak szybki sposób, że dowiedziałem się o tym z mediów. Jak się okazało po czasie, w jednym dniu klub dogadał się z Adrianem, a kolejnego dnia zostało to ogłoszone. Wszystko zadziało się w tak krótkim czasie, że nawet on sam nie zdążył mi o tym powiedzieć.
Jak zapatruje się pan na tę rodzinną współpracę?
Przede wszystkim musimy rozgraniczyć pracę i życie prywatne. Myślę, że to będzie najlepszy sposób. Zawsze dogadywaliśmy się całkiem dobrze, więc nie widzę żadnych większych problemów w tej zaistniałej sytuacji.
Czy nie obawia się pan, że po czasie może to któremuś z was przeszkadzać? Nawet nie bezpośrednio panu, czy też bratu, ale może bardziej innym zawodnikom z drużyny.
Nie wydaje mi się, żeby to był problem. U nas zawsze wyglądało to w ten sposób, że nie tyle co byliśmy wobec siebie surowi, ale więcej od siebie nawzajem wymagaliśmy. To było nawet widoczne na treningach, kiedy Adrian jeszcze ścigał się na żużlu. Zawsze chciał pokazać mi swoje, a ja jemu. Wszystko toczyło się oczywiście w ramach rozsądku. Wydaje mi się, że jeśli ktoś będzie myślał, że Adrian mnie w jakiś sposób faworyzuje, to tak naprawdę jego problem, a ja swoją postawą na torze pokażę, co trzeba.
Czy rozpoczął pan już przygotowania do sezonu?
Tak. Zacząłem w listopadzie, a od grudnia wszystko kręci się już na poważnie. Akurat w ubiegłym tygodniu miałem tylko jeden trening, bo pomagałem w świątecznej zbiórce pieniędzy na chorą dziewczynkę. Od rana do wieczora byłem w to zaangażowany, ale od tego tygodnia moje przygotowania do sezonu wrócą już na pełne obroty.
Czy planuje pan jakieś zmiany w teamie lub sprzęcie przed nadchodzącym sezonem?
Jeśli chodzi o same przygotowania i ludzi, z którymi trenuję od lat, to zostało to bez zmian. Z racji tego, że Adrian w tym roku był moim mechanikiem, a w nadchodzącym będzie moim trenerem, to mój team musiał się zmienić i jest już zbudowany. A co do sprzętu, to nastąpiła jedna mała zmiana, którą jest powrót do tunera sprzed roku.
Kilka lat temu należał pan do grona najlepszych juniorów na świecie. W swoim dorobku posiada pan medale mistrzostw świata juniorów, zarówno indywidualne jak i drużynowo. Czy w chwili obecnej ma pan jeszcze jakieś duże, żużlowe marzenia, do których będzie pan dążył?
Oczywiście, że tak. Każdy z zawodników ma swoje własne plany i marzenia. Ja też takowe mam. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Kiedyś uświadomiłem sobie jedną rzecz, że nie każdy może jeździć na żużlu i też nie każdy zostanie mistrzem świata. Ja zostałem nim po części, co prawda nie tym najważniejszym, ale w swoim dorobku mam ten drużynowy, złoty medal. To już mogę uznać za spory sukces. Oczywiście, że na tym nie poprzestanę. Dobrym przykładem zawodnika, któremu ostatnio się przyglądałem, jest Jason Doyle, który tak naprawdę dopiero po trzydziestce rozpoczął swoją poważną karierę. Ja jestem jeszcze przed nią, więc nie jestem tak do końca na straconej pozycji.
Zobacz także:
- Kibice prosili go, aby wrócił. Ma nadzieję, że przyczyni się do realizacji planów
- Żużlowy Lewis Hamilton. O tym stroju mówią wszyscy kibice