Były Indywidualny Mistrz Świata z sezonu 2017 mieszka wraz ze swoją żoną niedaleko Norwich. Dla zawodnika Fogo Unii Leszno i Ipswich Witches Wielka Brytania jest w ostatnim czasie jak dom.
Jason Doyle spędził ostatnie dwa lata, mieszkając w Polsce, ponieważ obostrzenia związane z pandemią COVID-19 znacznie utrudniły jego normalne podróże na Wyspy Brytyjskie. Dlatego najlepszy zawodnik globu obecnie jest bardzo szczęśliwy, mogąc spędzić więcej czasu w swoim angielskim mieszkaniu i wierzy, że to będzie miało też pozytywny wpływ na jego występy na żużlowych torach.
- Teraz ponownie czuję się jak inna osoba. Wcześniej byłem naprawdę zły i nieszczęśliwy. Nie chodzi o brak szacunku do Polski, ale czułem, że nie mógłbym spędzić kolejnego roku życia w tym kraju, z dala od mojej żony i domu. Naprawdę cieszę się z domowego komfortu i bycia czasami daleko od żużla. Czułem, że przez ostatnie lata miało to duże znaczenie i wpływ zarówno na wyniki, które osiągałem, jak i na moje życie - mówi Jason Doyle na łamach fimspeedway.com.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czeka ich trudne zadanie. Kubera: Jesteśmy na to gotowi
Nie odczuwał radości z jazdy
Doświadczony Australijczyk przyznaje, że jazda w tym okresie nie sprawiała mu tyle przyjemności, co wcześniej. Powrót do Wielkiej Brytanii przywrócił jednak uśmiech na jego twarzy, co może mieć również znaczenie, jeśli chodzi o występy zagranicznego lidera leszczyńskich Byków.
- To nie przynosiło mi już więcej radości, dlatego musiałem to zmienić i ponownie przywrócić ją do mojej jazdy na żużlu. Powrót do Wielkiej Brytanii oraz możliwość mieszkania i ścigania się w tym kraju, zmienia naprawdę wiele. Czuję się znacznie szczęśliwszy i mam nadzieję, że będzie to widać również po moich wynikach - zaznaczył.
Doyle rozpoczął ściganie na Wyspach Brytyjskich ze zmiennym szczęściem. Najpierw w Memoriale Petera Cravena, który odbył się 21 marca na National Speedway Stadium w Manchesterze zdobył sześć punktów i zakończył rywalizację na dosyć odległym, 13. miejscu. Trzy dni później pojawił się na starcie w pożegnalnym turnieju Todd Kurtza, rozegranym na obiekcie Sheffield Tigers. W serii zasadniczej tych zawodów zdobył on komplet punktów, w półfinale był drugi, a walcząc o zwycięstwo z Jackiem Holderem oraz Bradym Kurtzem zanotował upadek w finale i ostatecznie zakończył zmagania na czwartej pozycji.
Chcąc się rozwijać, musi testować nowe rzeczy
- Wystąpiłem w finale, choć tak naprawdę w tym testimonialu tego nie potrzebowałem. Złamałem żebro, ale poza tym czuję cię całkiem dobrze. Zawsze wydaje mi się, że nieco przesadzam w miejscach i zawodach, w których nie powinienem tego robić, ale to nieodłączna część bycia zawodnikiem. Zawsze chcemy wygrywać - wyraźnie podkreślił.
36-letni reprezentant Australii przyznał, że w Manchesterze testował swój sprzęt, przygotowując się do startu ligowych rozgrywek w polskiej PGE Ekstralidze i brytyjskiej Premiership.
- Startowałem na nowych silnikach i tak naprawdę nie wszystko się udaje, gdy próbujesz pracować nad ustawieniami. Jeśli chcesz osiągać dobre wyniki, musisz używać rzeczy, które już znasz. Jeśli jednak rozpoczynasz sezon i chcesz się rozwijać, jesteś zmuszony jeździć na silnikach, których nie znasz, a w tym roku ja mam ich całkiem sporo. Miło jest jednak pozbyć się wszystkich chochlików i problemów - podsumował Jason Doyle.
Czytaj także:
Kuriozalne rozstrzygnięcie w tradycyjnym turnieju. Reprezentant Polski otarł się o finał
Zawodnik beniaminka gotowy na wyzwanie. To jest dla niego motywacją