W tym artykule dowiesz się o:
Flagowy projekt BSI
I raczej mają się, czym chwalić. Poprzedni promotor Grand Prix, czyli firma BSI, już w drugim roku działalności w światowym speedwayu postanowiła wprowadzić cykl na większe stadiony, próbując zrobić widowiska odbiegające od standardów. Bardzo szybko udało się znaleźć wiernego partnera. Ówczesne Millenium Stadium (obecnie Principality - red.) z układanym, tzw. sztucznym torem wprowadziło dyscyplinę na trochę inny poziom, zrywając z tym, co przez poprzednie lata gwarantowały Indywidualne Mistrzostwa Świata już w tej nowej formule.
Cardiff stało się flagową rundą dla BSI i szybko zyskało status najbardziej prestiżowej w kalendarzu. Na trybunach nowego wciąż obiektu zasiadało 40 tysięcy, a nawet i więcej kibiców, którzy tworzyli niepowtarzalną atmosferę przy zamkniętym dachu. Zaakceptowano ten projekt i od tamtej pory Grand Prix Wielkiej Brytanii już nigdy nie odbyło się w innym miejscu. Gdyby nie pandemia COVID-19 jubileuszowy 20. turniej w Walii odbyłby się już w 2020 roku. Trzeba było jednak czekać na to dwa lata. W sobotę w końcu Wyspiarze doczekają się swojego święta.
Najbardziej pamiętny moment - Tony Rickardsson
Tamta edycja była absolutną dominacją słynnego Szweda, który niczym pocisk ruszył po szósty mistrzowski tytuł w karierze. Turniej w Cardiff był czwartym w sezonie, tymczasem Rickardsson miał już na koncie dwie wygrane i jedno drugie miejsce. Był nieosiągalny i fenomenalnie przygotowany do walki o wyrównanie rekordu Ivana Maugera, co mu się udało potem zrobić. Do historii przeszło też to, co zawodnik ze Skandynawii zrobił w finałowym biegu w Walii.
Niedługo po starcie wydawało się, że wpadł on w dość duże tarapaty i na pierwszym łuku zostanie z tyłu, a przede wszystkim, że upadnie. Nikogo przed sobą nie widział już Jarosław Hampel, lecz wtedy... Rickardsson zrobił coś niewytłumaczalnego. Wyprostowanym motocyklem przejechał, dosłownie, po bandzie i objechał wszystkich rywali. Szwed uciekł do mety, osiągając kolejne zwycięstwo. Wielu, którzy tego dnia oglądali zawody z trybun, nie wierzyło własnym oczom. Sam zawodnik powiedział, że drugi raz, by się na to nie odważył.
Największa radość gospodarzy - Chris Harris
To również jeden z najbardziej pamiętnych obrazków z Walii. Reprezentant Wielkiej Brytanii tylko raz wygrał cały turniej w historii w Cardiff i właśnie piętnaście lat temu dokonał tego nieduży wzrostem Kornwalijczyk, który debiutował wtedy w roli stałego uczestnika cyklu. Harris przez cały wieczór jeździł na tyle skutecznie, że bez zaskoczenia znalazł się w decydującym wyścigu. Nadzieje rodaków, którzy zasiedli na trybunach, rosły, choć stawka finałowa była przednia.
"Bomber" miał za rywali prawdziwe tuzy: Leigh Adamsa, Grega Hancocka i Jasona Crumpa. Po starcie został na końcu, ale sprytnie przedostał się przed Australijczyków. Tor był już w nie najlepszym stanie, dlatego jazda nie była płynna, bo zawodnikami szarpało raz za razem. Harris usadowił się za Hancockiem i mocno go naciskał. Jeszcze na początku czwartego okrążenia było trudno sądzić, że Amerykanin da się wyprzedzić. A jednak. Na wyjeździe z ostatniego łuku Brytyjczyk przechytrzył rywala i wpadł na metę pierwszy. Euforia na Millenium była wielka!
ZOBACZ WIDEO Apator popełnia błąd, oddając Holdera? Rutkowska-Konikiewicz: Robił wszystko, żeby zostać
Największa dominacja - Jason Crump
Multimedalista IMŚ z Australii zawsze uwielbiał imprezy, które odbywały się w Wielkiej Brytanii. Wygrywał przecież już w Londynie w 1996, Coventry w 1998 czy też Cardiff w 2006 i 2008. Crump nie ograniczył się jednak do dwóch triumfów na okazałej gabarytami arenie. W sezonie, w którym sięgał po swoje trzecie złoto w karierze, przyjechał do Walii tak bardzo naładowany, skoncentrowany i szybki, że zdominował całkowicie zmagania, kompletując w tym miejscu soczysty hat-trick. To był teatr jednego aktora.
Rudowłosy żużlowiec jako drugi w historii zajął pierwsze miejsce w GP Wielkiej Brytanii z kompletem biegowych zwycięstw (poprzednio Tony Rickardsson w 1999 w Coventry, ale nie w siedmiu, a czterech biegach - red.). Crump był wprost nieosiągalny, nieomylny, pokazywał wszystkim miejsce w szeregu bardzo brutalnie, deklasując stawkę. W klasyfikacji przejściowej cyklu powiększył przewagę nad Emilem Sajfutdinowem do 31 punktów.
Największy pechowiec - Tai Woffinden
Wspomniany wcześniej Chris Harris nie może równać się sukcesami z największą gwiazdą wyspiarskiego żużla, ale ma coś, czego nie ma właśnie świeżo upieczony 32-latek ze Scunthorpe. W Walii trzykrotny indywidualny mistrz świata podjął osiem prób (nie liczymy sytuacji, gdy był rezerwowym), by na koniec stanąć na najwyższym stopniu podium, bywało i tak, że przyjeżdżał do Cardiff jako lider klasyfikacji, ale zawsze czegoś brakowało. A to zdrowia, a to chłodnej głowy, a to trochę szczęścia.
Woffinden trzy razy kończył jazdę na drugim miejscu w finale, musząc uznać wyższość Grega Hancocka (2014), Antonio Lindbaecka (2016) i Bartosza Zmarzlika (2018). W międzyczasie raz też dojechał do mety ostatni (2015). Zawsze przebrnął fazę półfinałową, lecz w kluczowej chwili nie mógł dogonić króliczka. W sobotę zapewne ostrzy sobie zęby, żeby w końcu tego dokonać.
Największe polskie sukcesy - Maciej Janowski i Bartosz Zmarzlik
Aż 22 lata musieliśmy czekać na to, by nasz rodak odniósł triumf w GP Wielkiej Brytanii i przy tym 16 lat na to, by stało się to na Principality Stadium. Nie udało się Tomaszowi Gollobowi, Jarosławowi Hampelowi czy Krzysztofowi Kasprzakowi, którzy stawali na podium w Walii, lecz nigdy nie odsłuchali na nim "Mazurka Dąbrowskiego". W końcu zrobił to Maciej Janowski, dla którego w 2017 był to drugi kolejny wygrany turniej w sezonie.
Już rok po Janowskim drugim polskim żużlowcem z takim sukcesem i do tego zmierzającym po pierwszy srebrny krążek był Zmarzlik, który właśnie wtedy, gdy jego starszy kolega z reprezentacji dokonywał historycznej rzeczy, miał pecha, notując defekt w finale. W 2018 żadnego wypadku losowego nie było i Polak także mógł zasmakować szampana, stojąc w Cardiff na najwyższym stopniu podium.