W tym miejscu koronawirusa jeszcze nie było. "Tam wszyscy kaszlą"

Napływają do nas bardzo niepokojące informacje. Otóż potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w bazie głównej pod najwyższą górą świata. "Jak wybuchnie epidemia pod Everestem, to będzie tragedia" - te słowa nie są na wyrost.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Steve Davis (na zdjęciu) jest aktualnie w bazie pod Mount Everest Fot wwwinstagramcom/stevedavis72 Instagram / Steve Davis (na zdjęciu) jest aktualnie w bazie pod Mount Everest. Fot. www.instagram.com/stevedavis72
Taylor Gee z serwisu outsideonline.com przekazał wiadomość, że po raz pierwszy potwierdzono zakażenie koronawirusem w bazie pod Mount Everest. Jeden ze wspinaczy (nie podano jego danych osobowych) został ewakuowany z bazy, która mieści się na wysokości ok. 5300 m n.p.m., do szpitala w Katmandu. Powodem był bardzo mocny suchy kaszel i generalnie kiepski stan zdrowia. W szpitalu okazało się, że pacjent jest zakażony koronawirusem.

Grupę, z którą ten wspinacz przygotowywał się do ataku na najwyższą górę świata, postanowiono natychmiast izolować od reszty przebywających w bazie. Niestety, nie ma możliwości przeprowadzania testów na miejscu. A to mogłoby zapobiec wybuchowi epidemii. Nie ma też planów ewakuacji wszystkich osób przebywających na miejscu (ponad pół tysiąca).

- Martwimy się - powiedziała dr Sangeeta Poudel, wolontariuszka z Himalayan Rescue Association, organizacji non-profit, która działa na rzecz zmniejszenia liczby zgonów z powodu ostrej choroby górskiej w nepalskich Himalajach. - Gdyby tutaj wybuchła epidemia, to doszłoby do tragedii. To byłoby jak trzęsienie ziemi.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA

Reszta przebywających w bazie (poza izolowaną grupą) nadal planuje wejście na najwyższą górę świata. Nikt nie zrezygnował. A trzeba przyznać, że pod Everestem jest... tłok. W 2020 roku pandemia uniemożliwiła wspinanie się w Himalajach. W tym roku nepalskie urzędy wydały ponad 300 pozwoleń na wejście na "dach świata". Mniej więcej tyle, co w 2019 roku, czyli jeszcze przed zarazą.

- Największym problemem w takiej sytuacji jest to, że tam wszyscy kaszlą - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Krzysztof Wielicki, pierwszy zdobywca Everestu zimą (z Leszkiem Cichym, w 1980 roku). - Mróz i wysokość powodują, że powietrze jest ekstremalnie suche i stąd kaszel. Jak więc teraz odróżnić, kto ma objawy COVID-19, a komu nic się nie dzieje?

Wedle informacji Taylora Gee w bazie "maski są noszone sporadycznie", a jeżeli chodzi o zachowanie dystansu, to "zależy od organizatora wyprawy". Wygląda to różnie. - W bazie pod Everestem sporą część czasu spędza się na świeżym powietrzu - dodaje Wielicki. - Więc ryzyko zakażenia jest niskie. Jedynym problemem jest mesa (miejsce spożywania posiłków - przyp. red.), gdzie często się biesiaduje ze współtowarzyszami.

W Nepalu obowiązują zasady, które mają minimalizować rozprzestrzenianie się wirusa. Obcokrajowcy musieli przedstawić negatywny test na obecność koronawirusa po przylocie do tego kraju. Potem powinni przejść okres kwarantanny i zrobić drugi test już na miejscu. Jak donosi jednak serwis outsideonline.com, te zasady często są łamane, a rząd w Nepalu nie ma narzędzi, aby je egzekwować.

Część obecnie znajdujących się pod Everestem wspinaczy zadeklarowała, że jest zaszczepiona. Nie są jednak Szerpowie, którzy torują drogą na najwyższą górę świata, pomagają w organizacji obozu, wykonują sporo prac za wspinaczy.

- Będąc pod Everestem i planując wejście na najwyższą górę świata, bierzesz pod uwagę, że to cholernie ryzykowne. COVID jest aż, ale i tylko, kolejnym czynnikiem ryzyka. Niczym więcej. Dlatego nie robi tutaj aż takiego wrażenia - stwierdził Noel Hanna, który jest w bazie już po raz trzeci.

Czytaj także: Adam Bielecki pogratulował Nepalczykom zdobycia K2 i zadał pytanie o doping >>

Czytaj także: Zdobywca K2 odpowiada Bieleckiemu. Jego słowa dają do myślenia >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×