PGNiG Superliga. Wojna inna niż wszystkie. Duże napięcie w powietrzu

WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Krzysztof Komarzewski
WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Krzysztof Komarzewski

Takiej "świętej wojny" jeszcze nie było. Bez kibiców, po przymusowej przerwie Łomży Vive Kielce. Mistrzowie Polski pojechali do Płocka właściwie bez poważnych przygotowań. Jeszcze kilka dni temu nie było wiadomo, czy do meczu w ogóle dojdzie.

Dla Łomży Vive spotkanie to wielka niewiadoma. Kielczanie od 25 listopada przebywali na izolacji domowej po kontakcie z zakażonymi rywalami z Vardaru Skopje, kilka dni potem spłynęły wyniki testów. Siedem z nich było pozytywnych. Zgodnie z zasadami, zespół musiał przejść kwarantannę, którą zakończył 11 grudnia. Dwa dni przed meczem!

- W piątek pierwszy raz trenowaliśmy w pełnym składzie po nieszczęsnych zakażeniach, które dopadły część drużyny. Od spotkania z Vardarem, przez dwa tygodnie, nie mieliśmy wspólnych treningów. Chorzy byli na kwarantannie, zdrowi także się izolowali. Trenowaliśmy pojedynczo w domach. Bardzo się więc cieszymy, że w ogóle wróciliśmy do hali i potrenujemy choćby te dwa razy przed meczem w Płocku - wyjaśnił w rozmowie z kielcehandball.pl grający asystent Tałanta Dujszebajewa Krzysztof Lijewski.

W Kielcach woleliby oczywiście grać w normalnych okolicznościach, ale pandemiczne granie ma to do siebie, że właściwie każdy zespół spotkała taka "przyjemność". Nieraz z marszu musiała zagrać też Orlen Wisła Płock, nawet mocniej doświadczana przez zakażenia. Zresztą mało kto może tyle powiedzieć o powrotach po kwarantannie, Nafciarze pauzowali aż trzykrotnie, ale wszystkie "poizolacyjne" mecze wygrywali. Jest jednak istotna różnica - naprzeciwko nie stał rywal tej klasy. Łomża Vive przez przerwą prezentowała się świetnie, w Lidze Mistrzów liderowała w swojej grupie i pewnie zmierzała po awans do ćwierćfinału.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk i droga na obiad. Nagranie jest hitem sieci

- Ich rytm może być dla nas dużym problemem. Wisła gra po dwa mecze w tygodniu, my zostaliśmy tego pozbawieni. Nie wiemy też, jak zareagują nasi chłopcy, którzy właśnie przeszli wirusa, bo nie można od nich oczekiwać cudów, że po 10 dniach w łóżku od razu będą biegać na 100 procent - dodaje Lijewski.

Smaczku dodawała zazwyczaj obecność kibiców, delikatnie ujmując, nie przepadających za sobą. Nie dochodziło do jakichś dantejskich scen, ale drużyny przyjezdne musiały się nasłuchać, atmosfera gęstniała z minuty na minutę. Tym razem o temperaturę będą musieli zadbać sami zawodnicy, których nie trzeba specjalnie motywować na ligowy klasyk.

Po kilku latach temperatura kielecko-płockiej rywalizacji znowu podskoczyła. Nafciarze przed rokiem w końcu złamali Łomżę Vive, zwycięski rzut Niko Mindegii to jeden z symboli ostatnich lat w Superlidze. W rewanżu wygrali kielczanie i właściwie zapewnili sobie tytuł w kraju. Tym razem stawka będzie równie wysoka, straty wyjątkowo można nadrobić tylko w rundzie zasadniczej. O ile Łomża Vive ma jeszcze margines błędu (jak dotąd niepokonana), o tyle Orlen Wisła musi wygrać, by w ogóle przedłużyć dyskusje o mistrzostwie. A to wszystko dlatego, że na inaugurację potknęła się z hukiem na Sandra Spa Pogoni Szczecin.

Orlen Wisła Płock - Łomża Vive Kielce / 13.12.2020, godz. 19.15

ZOBACZ:
Wybrzeże dokonało niemożliwego w Lubinie
Stal wciąż bez sposobu na Pogoń

Źródło artykułu: