Żużel. Po bandzie: Rusko sparzył się na dream teamach [FELIETON]

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Artiom Łaguta i Tai Woffinden na podwójnym prowadzeniu
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Artiom Łaguta i Tai Woffinden na podwójnym prowadzeniu

- Dokładnie dwie dekady temu prezes miał w zespole Hancocka, Nichollsa, Ułamka, Krzyżaniaka i Sawinę, a także będącego po przejściach Dadosa. Ten zestaw nie sprostał jednak Aniołom - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Niby tęsknimy za czasami, gdy zawodnicy byli przywiązani, a nawet przyspawani do swoich macierzystych klubów, jednak gdy na rynku transferowym ruch niemal zerowy, to złorzeczymy, że nuda i nic się nie dzieje. Doszło nawet do tego, że najbardziej pasjonująca stała się walka o speców od szykowania nawierzchni.

W ostatnim czasie na znaczącą postać wyrósł toromistrz Betard Sparty - Grzegorz Węglarz. Co ciekawe, to były strongman, na którym każda koszulka jest dopasowana niczym slim fit. Dowód swojej siły fizycznej dał choćby podczas finałowego spotkania wrocławian z Motorem Lublin. Kiedy w pierwszym łuku obalił się Artiom Łaguta, Węglarz w pojedynkę uniósł jego motocykl i zapakował na meleksa. Generalnie obsługa wrocławskiego klubu sroce spod ogona nie wypadła - mamy strongmana, kulturystę (Konrad Darwiński, mechanik Taia Woffindena) i kick-boksera (Mariusz Cieśliński, trener od przygotowania ogólnego).

ZOBACZ WIDEO Zmarzlik do samego końca wierzył w tytuł mistrza świata. "Wtedy poczułem krew"

Całkiem niedawno Andrzej Rusko zachwalał w komunikacie prasowym Dariusza Śledzia (i Grega Hancocka), twierdząc, że "przedłużenie tej współpracy było jedną z najłatwiejszych decyzji podejmowanych w ostatnich latach". I z prawdą się prezes nie rozminął. Skoro Mariusz Staszewski do Wrocławia przyjść nie chciał, to tę decyzję znacząco ułatwił. Nie pozostało nic innego jak zostawić status quo. I podobnie jest w kwestii toromistrza. Wtajemniczeni wiedzą, że szefowie wrocławskiego żużla lubią raz na jakiś czas odezwać się do Jana Chorosia, który odszedł do Leszna wraz z Piotrem Baronem. Choroś pozostaje jednak na te sygnały nieczuły, dobrze mu się nawozi leszczyńską ziemię.

A Węglarz? Wykonuje we Wrocławiu świetną robotę, choć szefów ma wymagających. Gdy jednak na jaw wyszła informacja, że potężny toromistrz ma się przenieść do Torunia, wstawiła się za nim gwiazdorska część ekipy: Woffinden, Łaguta i Janowski. Cała trójka lobbowała na rzecz Węglarza u samego szefa, który musiał wziąć pod uwagę zdanie tak zacnej kapituły. I zaproponował nowe, lepsze warunki.
Obecnie sprawa jest dość zagmatwana, bo w Toruniu twierdzą, że Węglarz będzie pielęgnował Motoarenę, z kolei we Wrocławiu - że zostanie na Olimpijskim.

Osobiście sądziłem, że dobroduszny toromistrz nie znajdzie w sobie na tyle wewnętrznej siły, by zmienić pracodawcę. Bo jeśli proszą cię o to Woffinden, Łaguta i Janowski, jeśli panuje euforia po zdobyciu tytułu DMP i toroMISTRZEM jesteś nie tylko z nazwy, a prezes szykuje podwyżkę, jak tu zawieść takie persony. Można nawet puścić niesnaski w niepamięć.

To właśnie mocarna formacja seniorska zapewniła WTS-owi tytuł, bo juniorzy za swoimi starszymi kolegami nadążali średnio. Zatem nie można postawić tezy, że we Wrocławiu powstał dream team. Ten zespół jednak się przez jakiś czas selekcjonował i tworzył, a przed rokiem doszło po prostu jedno, lecz absolutnie kluczowe ogniwo, którego wcześniej brakowało - Łaguta. Zresztą, odnoszę wrażenie, że Rusko sparzył się na budowaniu dream teamów w 2001 roku i od tego czasu próbował oszukać konkurencję pomysłem, sposobem lub fortelem. Tym, co podpowiedzą mu dusza i nos. Dlatego też tak długo musiał czekać na kolejny, piąty tytuł.

Dokładnie dwie dekady temu Rusko miał w zespole Hancocka, Nichollsa, Ułamka, Krzyżaniaka i Sawinę, a także będącego po przejściach Dadosa. Ten zestaw nie sprostał jednak Aniołom, z czym prezes nie mógł się pogodzić. Ludzie doszukiwali się nawet sił nieczystych, które sprawiły, że WTS przegrało ostatni, decydujący mecz w Toruniu. Pieczęć na tytule można było postawić już trzy tygodnie wcześniej, lecz ekipa poległa w Bydgoszczy.

Zachowałem w pamięci trzy podejścia do pierwszego wyścigu - za każdym razem ze startu najlepiej wychodził Ułamek, któremu w końcu pozwolono ukończyć bieg na prowadzeniu - przed Tomaszem Gollobem. W kolejnych odsłonach Ułamek już jednak nie istniał, a później wyjaśniał, że tak wiele go kosztowało dwukrotnie powtarzane otwarcie przeciwko Tomaszowi. Kogoś innego mogłoby to nakręcić i podbudować, takie zdominowanie na dzień dobry Golloba, jednak z Sebastiana wyssało akurat wszystkie siły witalne.

Zwróćcie uwagę, jak łatwo zrezygnowano teraz we Wrocławiu z walki o wartościowego juniora, Bartłomieja Kowalskiego. A przecież stać wrocławian na wiele, klub jest w najlepszym punkcie swojej historii. Choć można odnieść wrażenie, że do innych rozgrywek niż ligowe przywiązuje się małą wagę. Spójrzmy na takiego Przemka Liszkę, który odjeżdża kapitalny mecz w Lesznie, wygrywa z Januszem Kołodziejem, by chwilę później podnieść z toru ochłapy podczas finału MIMP. Bo najlepszy sprzęt zarezerwowany jest tylko na ligę? Bo opuszczający młodzieżową kategorię Liszka niespecjalnie mieści się w biznesplanie?

W każdym razie plan klubu na kolejne lata jest i musi być ambitny. Jak powiedział sternik Sparty w magazynie Eleven Sport, wystarczy zapytać jego tenisowych partnerów, czy wciąż go kręcą zwycięstwa. W deblu grywa zazwyczaj z Mirkiem Buszem, byłym dyrektorem WTS-u. I trzeba przyznać, że z siedemdziesiatką na karku prezentuje się fizycznie wybornie. A przegrywać wciąż nienawidzi.

W finale PGE Ekstraligi Motor podwójnie wygrał z Betard Spartą oba biegi młodzieżowe (10:2). A w nowym sezonie zyska jeszcze Maksyma Drabika, który na treningach spisuje się ponoć bardzo obiecująco. Zatem w Lublinie mieć będą piątkę młodych gniewnych Koziołków (Michelsen, Kubera, Drabik, Lampart, Cierniak) oraz dwa stare Kozły (G. Łaguta i Hampel). Czy to wystarczy na spartan, którzy umieścili trzech swoich przedstawicieli w szóstce cyklu IMŚ i w ósemce najskuteczniejszych jeźdźców PGE Ekstraligi? Którzy zajęli całe pudło piątkowego turnieju SGP w Toruniu?

Na stawianie tego typu pytań mamy najbliższych sześć miesięcy.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Prezes Cellfast Wilków zapowiada przebudowę i zdradza taktykę na okres transferowy
Mistrzostwo Łaguty ważne dla promocji. Zmarzlik wzniósł się ponad ego

Źródło artykułu: