Euro 2016. La Baule. Wielka woda i wielka drużyna

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Dwa patrole policji, jeden od strony plaży, drugi od strony ulicy też się w zasadzie przez te kilka tygodni z miejsca nie ruszały. Funkcjonariusze pracowali na trzy zmiany, szychta kończyła się - jak opowiadali - gdy już zaczynali ziewać. Mili, sympatyczni, uśmiechnięci. Można było odnieść wrażenie, że koło L’Hermitage kręci się cała miejscowa policja. W mieście trudno ją bowiem spotkać.

Reprezentanci Polski przez pierwszy tydzień swojego ośrodka nie opuszczali, spotkanie któregoś z nich w mieście było w zasadzie niemożliwe. Dopiero po remisie z Niemcami, gdy już było wiadomo, że wstydu na Euro nie będzie, Adam Nawałka najwidoczniej złagodził rygor, kadrowicze mogli bliżej poznać ten turystyczny kurort. Ruszyli na plażę, a Bartosz Kapustka był u fryzjera. Kapustkomania nadchodzi, trzeba więc dobrze wyglądać.

Plaża to ogromna, szeroka, piaszczysta, 12-kilometrowa ciągnąca się przez kilka miejscowości wizytówka całego regionu. Nic jednak po niej, skoro przez niemal cały czerwiec jedyne, co można było na niej robić, to zbierać muszle i patrzeć na konie z pobliskiej stajni. Niemal codziennie kilka osób ujeżdżało je, grając w polo. Był też jeden mężczyzna, który dzień w dzień powoził taki mały rydwan. Na siedząco. On, siedzenie i dwa koła. Dostał ksywę Ben Hur.

Plaża była bezużyteczna, bo pogoda wybitnie nie sprzyjała. Przeważnie wiało, padał deszcz, a temperatura oscylowała około 20 stopni Celsjusza. Upalne dni można policzyć na palcach dłoni. -  To jakiś wyjątkowy pech - przekonywała Emilie z apteki w centrum miasteczka. Normalnie o tej porze roku świeci tu słońce i jest gorąco - załamywała ręce. My robiliśmy to samo.

Na językach

Na witrynie apteki, gdzie pracuje Emilie, znajduje się cała wystawka dla Polaków z hasłem napisanym w naszym języku "Witamy przyjaciół z Polski". Jak witają, to trzeba wejść. Po krótkim przedstawieniu się koleżanka Emilie mówi radośnie "Witamy was". Rozmowa toczy się już jednak łamanym angielskim. Francuzi znani są z tego, że niechętnie uczą się królewskiego języka wyspiarzy.

- Co się tu zmieniło w związku z wizytą polskich piłkarzy? Podszkoliliśmy się w nauce języków obcych, to na pewno - nie miała wątpliwości Emilie. - Poza tym jakichś większych zmian nie ma - dodawała. Na pytanie, czy miejscowi cieszą się, że Euro 2016 zawitało też do nich, chyba kurtuazyjnie odpowiedziała, że tak.

Polskie La Baule

Ann Podbielski, czyli tak naprawę Anna Podbielska, to właścicielka lokalu przy głównej drodze w La Baule. Jej ojciec był Polakiem, w latach 50-tych wyjechał z Warszawy. Zmarł, gdy Ann miała cztery lata. Matka jest Francuzką, ona niby też, ale tak naprawdę to obywatelka świata. Mieszkała w Paryżu, Londynie i Nowym Jorku. Cztery lata temu sprowadziła się do La Baule. Prowadzi restaurację, w zasadzie to taki pub, w którym można zjeść owoce morza i po prostu napić się piwa, oglądając mecz. Łatwo tam trafić, bo nad wejściem gości wita biało-czerwony transparent. "Witamy do polskich rodaków". Niegramatycznie, ale miło.

- Jestem Polką! - zapewnia Ann. Rozmawialiśmy z nią przed meczem z Ukrainą. - Musimy wygrać! Kiedy dowiedziałam się, że będzie tu mieszkała polska drużyna, byłam szczęśliwa.

Ona sama po polsku nie rozmawia. Dwa razy była jednak w naszym kraju, bo w Warszawie mieszka jej starsza siostra.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×