W ostatnich latach czeska policja kilkukrotnie próbowała ustalić personalia kierowcy, który wyjeżdża na tamtejsze drogi bolidem przypominającym maszynę Ferrari z Formuły 1. Za każdym razem bezskutecznie. Ostatni raz samochód widziano w roku 2019. Wtedy też oferowano nagrodę dla osoby, która wskaże właściciela bolidu.
Bolid F1 znów w akcji
Teraz temat powrócił, bo portal idnes.cz ujawnił zdjęcia, na których znów widać czerwoną maszynę na drodze ekspresowej. Policja ponownie szuka kierowcy, ale nie tylko ze względu na brak tablicy rejestracyjnej. Bolidy wyścigowe nie są dostosowane do poruszania się po drogach publicznych - nie mają chociażby świateł czy kierunkowskazów.
Bolid był widziany m.in. na obwodnicy Pragi. - W związku z tą sprawą prosimy świadków, którzy w ostatnią sobotę i niedzielę byli w okolicy obwodnicy Pragi, o kontakt z nami - powiedziała rzeczniczka policji Violeta Siristova.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Tak spędzili miesiąc miodowy
Zgodnie z czeskim prawem, wyjazd na drogę samochodem niedostosowanym do ruchu ulicznego zagrożony jest karą grzywny w wysokości do 10 tys. koron (niespełna 1900 zł) oraz zakazem prowadzenia pojazdów na okres roku.
Prawnik Tomas Blecha powiedział portalowi autosalon.tv, że kierowca bolidu może pozostać bezkarny. - Ponieważ nikt nie zatrzymał tego pojazdu, to nie można jednoznacznie stwierdzić, że jest on niesprawny. Sprawa bazuje na materiale wideo, który dotarł do dziennikarzy. To oni zwrócili się z pytaniem do czeskiej policji, czy można jeździć takim bolidem po publicznych drogach - skomentował sytuację prawnik.
- W roku 2019, gdy policja szukała kierowcy bolidu, jeden z fanów F1 napisał funkcjonariuszom, że to jest bolid F1 i powinni się skontaktować z firmą Scuderia Praga. To importer pojazdów Ferrari. Ten kibic uznał, że oni na pewno muszą znać właściciela samochodu. Policja tak zrobiła i była rozczarowana, bo okazało się, że Scuderia Praga importuje tylko samochody osobowe, a nie bolidy jednomiejscowe - dodał Blecha.
Policja ma problem z kierowcą "Ferrari"
Mundurowi w ostatnich latach zrobili wiele, by poznać tożsamość właściciela czerwonego "Ferrari". Poprosili o pomoc m.in. urząd celny i urząd skarbowy. Żaden z urzędników nie odnalazł jednak w systemie, aby ktoś w Czechach zgłosił nabycie tego typu bolidu. Dlatego sprawa pozostała nierozwiązana.
- Jeśli właściciel dobrowolnie nie przyzna się, że prowadził ten bolid, to trudno będzie mu to udowodnić. Obowiązuje w tym przypadku zasada domniemania niewinności. To instytucje państwowe muszą udowodnić, że ta osoba popełniła wykroczenie. Nie da się zmusić kierowcy do przyznania, bo byłoby to sprzeczne z czeską Kartą Podstawowych Praw i Wolności - powiedział portalowi idnes.cz. prawnik Michal Dlabola, który specjalizuje się w prawie drogowym.
- Można wykorzystać inne dowody, takie jak zeznania osób, które widziały, jak dany kierowca wsiadał albo wysiadał z bolidu. Można wykorzystać nagrania z kamer, jeśli są wystarczająco czytelne. Czasem nawet zatrudniano antropologa, aby udowodnił, że na nagraniu jest podejrzana osoba. Jednak często takie dowody są nieuznawane przez sąd - dodał Dlabola.
Czeska policja ma możliwość skorzystania z tzw. zajęcia przedmiotu. Może skonfiskować podejrzany przedmiot, jeśli posłużył on do złamania prawa. - To tak naprawdę jedyna skuteczna kara. Jest ona możliwa nawet wtedy, gdy samochód należy do innej osoby niż kierowca - ujawnił Dlabola.
Podejrzany bolid to tak naprawdę samochód włoskiej Dallary z serii GP2, który został pomalowany na czerwono, tak aby przypominać maszynę Ferrari z F1. Bolidy GP2 mają ponad 600 KM mocy i ważą ok. 700 kg.
Katarzyna Łapczyńska, dziennikarka WP SportoweFakty
Czytaj także:
- F1 rozpocznie spór z Unią Europejską? Wszystko przez jeden zespół
- Koniec z kierowcami płacącymi za starty. "Ten model biznesowy nie żyje"