Przepisy Formuły 1 w sprawie premii finansowych z praw komercyjnych są jasne. Zespół musi ukończyć dwa sezony w czołowej dziesiątce, aby móc otrzymać środki z tej puli. Dlatego też Haas musiał obejść się smakiem, gdy dołączył do rywalizacji w F1 w roku 2016. Amerykanie dopiero w tym sezonie spełnili wymóg regulaminowy i otrzymają pieniądze.
Amerykanom nie podoba się, że inaczej traktowany jest nowy zespół Lawrence'a Strolla. Kanadyjczyk nabył mienie należące wcześniej do Force India i przekształcił hinduski zespół w Racing Point Force India. Dorobek wcześniejszej ekipy wyzerowano i od Grand Prix Belgii kierowcy tego teamu muszą od nowa punktować w klasyfikacji generalnej konstruktorów.
Stroll dostał jednak zapewnienie ze strony F1, że otrzyma nagrody finansowe. Na to muszą się jednak zgodzić wszystkie zespoły, a Haas jest przeciwny. Amerykanie mogą pójść na ustępstwa, jeśli otrzymają odpowiednią rekompensatę.
- Gene Haas powiedział mi, że będzie zadowolony, jeśli otrzyma 35 mln dolarów. To będzie sprawiedliwe. Stroll jest bogatym człowiekiem. Pięć lat temu rozstał się z 27,5 mln dolarów, by kupić model Ferrari 275 NART Spider z 1967 roku. Gene mówi, że nie obchodzi go kto mu zapłaci, byle tylko otrzymał przelew - stwierdził Joe Saward, ekspert "Motorsport Week".
Zdaniem Sawarda sprawa może ostatecznie trafić do sądu. - Wydaje mi się, że Haas nie wie za wiele o porozumieniu Concorde, bo nie wspominał nic o możliwym procesie przed Sportowym Sądem Arbitrażowym w Lozannie. To on jest wskazany jako właściwy do rozstrzygania sporów w porozumieniu Concorde, które podpisały wszystkie zespoły F1. Wszyscy sygnatariusze tego dokumentu zobowiązują się do tego, że będą honorować wyroki arbitrażu i nie będą ich kwestionować przed sądami cywilnymi. Haas z pewnością wygra sprawę w Lozannie, co przeszkodzi Strollowi w dobiciu takiego targu jaki chciał - dodał brytyjski dziennikarz.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: białoruski zawodnik MMA zbojkotował program TV