F1: Grand Prix Azerbejdżanu. FIA tłumaczy się z wypadku George'a Russella. "Takie rzeczy się zdarzają"

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: George Russell na torze w Baku
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: George Russell na torze w Baku

- Woleliśmy dmuchać na zimne - powiedział Michael Masi, dyrektor wyścigowy F1. To właśnie on zarządził kontrolę wszystkich studzienek kanalizacyjnych na torze w Baku, po tym jak doszło do wypadku George'a Russella w porannej sesji treningowej.

To był pierwszy tak poważny sprawdzian dla Michaela Masiego, który w marcu przejął obowiązki dyrektora wyścigowego F1 po nagłej śmierci Charliego Whitinga. To właśnie on zarządził dokładną kontrolę wszystkich studzienek kanalizacyjnych, po tym jak w porannej sesji treningowej doszło do wypadku George'a Russella.

- Z wstępnej analizy wynika, że po prostu zawiodło jedno z mocowań - powiedział Masi przed kamerami Sky Sports.

Czytaj także: Williams nie jest na sprzedaż

Do zdarzenia doszło najprawdopodobniej, po tym jak na początku treningu na studzienkę najechał Charles Leclerc z Ferrari. Chwilę później w to samo miejsce wjechał George Russell, co miało fatalne skutki dla kierowcy Williamsa. Jego samochód został bowiem doszczętnie zniszczony.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Porażka Juventusu w Lidze Mistrzów. "Nie można obwiniać tylko Cristiano Ronaldo"

- Woleliśmy dmuchać na zimne. Na torze znajduje się ponad 300 studzienek i sprawdziliśmy każdą z nich. Z perspektywy FIA bezpieczeństwo jest najważniejsze. Dlatego szybko podjęliśmy decyzję o anulowaniu pierwszego treningu F1 i przesunięciu kwalifikacji F2 - dodał Masi.

Dyrektor wyścigowy F1 podkreślił, że nie naciskał na organizatorów Grand Prix Azerbejdżanu. - Powiedziałem im, żeby zajęło im to tyle czasu, ile trzeba. Tak, aby wszystko zostało dokładnie sprawdzone. Program na resztę weekendu nie jest zagrożony. Przed drugim treningiem F1, a już po kwalifikacjach F2, zrobiliśmy inspekcję toru. Wszystko było w porządku - zapewnił.

Czytaj także: Williams wściekła po wypadku Russella

Masi nie ukrywa, że tego typu incydenty zdarzały się już wcześniej na torach ulicznych i trudno im zapobiec. - Tak się dzieje. To nie jest sytuacja, o jakiej marzymy. Jednak to trochę jak z samochodem, który może się zepsuć. Nie wiesz o tym, dopóki do tego nie dojdzie - podsumował.

Źródło artykułu: