Ron Dennis stworzył legendę McLarena w Formule 1. Brytyjczyk był zaangażowany w działalność firmy przez 37 lat. To za jego rządów stajnia z Woking stała się drugim najbardziej utytułowanym konstruktorem w historii F1. Zdobyła 20 tytułów mistrzowskich, a jej barw bronili m.in. Niki Lauda, Alain Prost i Ayrton Senna.
To również Dennis stał za decyzją, by otworzyć McLarena na inne dziedziny niż F1. Firma zaczęła produkować samochody sportowe. Tylko w ubiegłym roku Brytyjczycy sprzedali 4662 sztuk swoich pojazdów. Cena najtańszego wyniosła 150 tys. dolarów, najdroższego - 900 tys. dolarów.
Tyle że parę lat temu nowi akcjonariusze firmy, szejkowie pochodzący z Bahrajnu, uznali Dennisa za osobę niepotrzebną w McLarenie. W roku 2017 podpisano umowę, na mocy której udziałowcy zobowiązali się wykupić pozostałe udziały Brytyjczyka w ciągu kilku lat.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Adrian Mierzejewski pokazał swój trening
"Forbes" dotarł do sprawozdania finansowego, z którego wynika, że Dennis otrzymał ostatnią transzę pieniędzy pod koniec 2019 roku. Na konto 72-latka wpłynęło 45,5 mln dolarów. Łącznie McLaren od 2017 roku zapłacił swojemu byłemu szefowi 333 mln dolarów.
Co ciekawe, z dokumentacji wynika, że McLaren miał wcześniej spłacić Dennisa, a opóźnienie w płatnościach doprowadziło do tego, że ostatecznie na konto Brytyjczyka wpłynęło kilkanaście milionów dolarów więcej niż zakładano. Właściciele firmy z Woking nie mieli przy tym wyboru, bo umowa spłaty Dennisa zabezpieczona była historycznymi pojazdami F1. Gdyby 72-latek nie otrzymał gotówki, mógłby zabrać ze sobą pojazdy, którymi mistrzostwa F1 zdobywali Lauda, Prost czy Senna.
Dennis w momencie otrzymania przelewu na 45,5 mln dolarów przestał posiadać jakiekolwiek akcje McLarena. 57,7 proc. firmy należy w tej chwili do funduszu inwestycyjnego z Bahranu, a 10 proc. posiada Michael Latifi - ojciec Nicholasa, który ściga się w F1 w barwach Williamsa. Pozostałe rozproszone są wśród mniejszych udziałowców.
Obecnie szefem McLarena jako całej grupy jest Zak Brown, natomiast samym zespołem F1 dowodzi Andreas Seidl. Firma wskutek kryzysu wywołanego koronawirusem przeżywa gorsze chwile, bo dopiero co ogłosiła zwolnienie 1200 pracowników. Za to w ubiegłej kampanii F1 Brytyjczycy zanotowali imponujący wzrost formy, kończąc rywalizację na czwartym miejscu w klasyfikacji konstruktorów F1.
Czytaj także:
George Russell domaga się transferu do Mercedesa
Mercedes ma trafić na sprzedaż