Mattia Binotto już w zeszłym sezonie Formuły 1 nie pojawił się na GP Turcji i GP Bahrajnu, co tłumaczono próbą sprawdzenia, jak funkcjonuje Ferrari w trybie zdalnym. Włoch doglądał pracy ekipy z fabryki w Maranello, równocześnie będąc na miejscu do dyspozycji pracowników tworzących nowe części.
Już wtedy Binotto zapowiadał, że może częściej opuszczać wyścigi F1, bo wymuszają to na nim realia królowej motorsportu i coraz dłuższy kalendarz. Ten zaplanowany na sezon 2021 liczy aż 23 wyścigi.
- W zeszłym roku opuściłem kilka wyścigów, bo w ostateczności chodzi tu o zarządzanie całą firmą, a nie tylko weekendem wyścigowym i ludźmi, którzy są na torze. W Maranello też dzieje się wiele rzeczy. Zarządzam sporą grupą ludzi, jest wiele działań do koordynowania - wyjaśnił Binotto, którego cytuje motorsport.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo Lindsey Vonn. Upadek jej nie złamał
- Miejmy nadzieję, że ten sezon przyniesie 23 wyścigi. Jeśli tak będzie, to będzie bardzo długi. Nagromadzenie rund F1 w drugiej części roku będzie spore. Tymczasem już w sezonie 2022 czeka nas ogromne wyzwanie. Dlatego znów nie pojawię się na wszystkich wyścigach - zapowiedział szef Ferrari.
Binotto ma być obecny na wyścigach przede wszystkim w pierwszej fazie sezonu, kiedy to zespół oceniać będzie swoje wyniki w porównaniu z rywalami. Następnie mocniej zaangażuje się w prace pod kątem roku 2022.
Kolejny sezon F1 przyniesie rewolucję techniczną i zupełnie nowe bolidy. Dla Ferrari to szansa, by w końcu przerwać dominację Mercedesa i zdobyć pierwszy tytuł mistrzowski od sezonu 2007.
- W Maranello mamy zdalny garaż, więc nawet jeśli nie będzie mnie na torze, to pozostanę w kontakcie z ekipą. Mamy też dyrektora Laurenta Mekiesa, który ma spore doświadczenie i udowodnił w zeszłym roku, że potrafi sobie poradzić z zarządzaniem zespołem pod moją nieobecność - podsumował Binotto.
Czytaj także:
Koronawirus zabija Formułę 1
"Ten wirus nie bierze jeńców". O walce mistrza z COVID-19