Temat obniżki pensji kierowców Formuły 1 pojawił się na poważnie już w zeszłym roku. W lutym zespoły wykonały następny krok - powołano specjalną grupę roboczą, która ma przyjrzeć się temu, jak ograniczyć wynagrodzenia zawodników F1.
Postulat obniżenia zarobków to naturalna konsekwencja tego, co dzieje się w królowej motorsportu. Od tego roku zespoły mogą wydawać maksymalnie 145 mln dolarów, co przyczyniło się do zwolnień i redukcji kosztów. W kolejnych latach limit budżetowy F1 będzie stopniowo obniżany - do 140 i następnie 135 mln dolarów.
Szefowie zespołów F1 uznają, że skoro ekipy mają zaciskać pasa, to ten sam los powinien spotkać kierowców, których pensje w tej chwili nie są wliczane do rocznego limitu wydatków. Wstępny pomysł zakłada, że zespół będzie mógł przeznaczyć na zarobki zawodników maksymalnie 30 mln dolarów rocznie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Perfekcyjna bramkarka"! Iga Świątek poradziłaby sobie w futbolu?
- Moim zdaniem kierowcy nie powinni łącznie zarabiać więcej niż 30 mln dolarów, ale to temat do dyskusji. Wszystko zależy od zespołów. Wiele zależy od tego, jakimi zasobami finansowymi dysponują - powiedział portalowi "Pit Pass" Franz Tost, szef Alpha Tauri.
Najnowsza z propozycji ma zakładać, że ekipy F1 będą mogły wydać na pensje kierowców więcej niż 30 mln dolarów na sezon, ale wówczas nadwyżka powodowałaby obniżenie limitu budżetowego. Gdyby któryś zespołów wypłacał swoim gwiazdom 50 mln dolarów, to na pozostałą aktywność mógłby wydać w tej chwili tylko 125 mln dolarów, a nie 145 mln dolarów.
Sytuacja jest o tyle ciekawa, że z obecnej stawki F1 tylko Mercedes wydaje ponad 30 mln dolarów na duet swoich kierowców. Lewis Hamilton ma zarabiać ok. 50 mln dolarów, a Valtteri Bottas może liczyć na przelew w wysokości ok. 10 mln dolarów rocznie. Jednak umowy Brytyjczyka i Fina wygasają z końcem sezonu 2021. Niemcy, planując przyszłość i negocjując nowe kontrakty swoich gwiazd, mogą już mieć na uwadze planowaną obniżkę wydatków na ich pensje.
W Formule 1 istnieją jednak obawy, że zespoły z czołówki w sposób łatwy i powszechny będą obchodzić limit wynagrodzeń kierowców. Prostym zabiegiem ma być obejmowanie gwiazd kontraktami sponsorskimi. Już teraz Hamilton, będąc twarzą firmy Monster Energy, może liczyć na spory przelew od producenta energetyków. Monster jest równocześnie sponsorem Mercedesa w F1.
Czytaj także:
Robert Kubica zaskoczony sukcesem
McLaren zaskoczył. Ależ zmiana w GP Monako!