Po GP Azerbejdżanu uwaga mediów skupiła się na Maxie Verstappenie, którego opona wybuchła na pięć okrążeń przed metą, gdy kierowca Red Bull Racing znajdował się na czele wyścigu Formuły 1 (szczegóły TUTAJ). Jednak niewiele brakowało, a już na samym początku rywalizacji rozegrałby się dramat Charlesa Leclerca.
Kierowca Ferrari ruszał z pole position i prowadził przez dwa okrążenia, po czym na kolejnym dał się łatwo wyprzedzić Lewisowi Hamiltonowi. 23-latek w późniejszym wywiadzie ze Sky Sports tłumaczył, że był skupiony czymś innym niż bronieniem pozycji przed Hamiltonem.
- Start był dobry. Później wydarzyło się coś, czego nie było widać w telewizji. W środku piętnastego zakrętu leżała sporych rozmiarów gałąź drzewa. Straciłem tam sporo czasu - powiedział Leclerc.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera
- Przeciąłem tor i martwiłem się, że zyskałem w ten sposób przewagę nad Lewisem, który pojechał prawidłowo. Dlatego zwolniłem, aby oddać mu pozycję. Od tego momentu wyścig stał się trudny. Jechałem za Lewisem, w brudnym powietrzu i się męczyłem. Gdy straciłem DRS, to wyprzedził mnie też Verstappen - dodał kierowca Ferrari.
23-latek ostatecznie finiszował w GP Azerbejdżanu na czwartym miejscu. Wprawdzie Leclerc ruszał do wyścigu z pole position, ale sam kierowca zapowiadał przed weekendem F1, że włoski zespół nie będzie miał w Baku odpowiedniego tempa, by walczyć o wygraną.
- Od początku zakładaliśmy, że pod względem tempa wyścigowego Mercedes i Red Bull będą tutaj silniejsi - podsumował kierowca z Monako.
Czytaj także:
Lewis Hamilton popełnił kosztowny błąd
Sergio Perez mógł nie dojechać do mety