Charles Leclerc musiał przedwcześnie zjechać do boksów, po tym jak już na pierwszym okrążeniu uszkodził przednie skrzydło po trafieniu w bolid Pierre'a Gasly'ego. Konieczność wymiany uszkodzonego elementu sprawiła, że kierowca Ferrari spadł na 17. miejsce w klasyfikacji GP Styrii.
Monakijczyk nie poddał się i na kolejnych okrążeniach wyprzedzał kolejnych rywali. Ostatecznie dojechał do mety jako siódmy, plasując się tuż za zespołowym kolegą - Carlosem Sainzem. - To był niesamowity wyścig, jeśli weźmiemy pod uwagę, co wydarzyło się na samym początku - powiedział Leclerc w Sky Sports.
- Byliśmy niesamowicie szybcy. Pierwsze okrążenie powstrzymało nas przed zrobieniem czegoś o wiele lepszego. To była wielka szansa. Tempo było niesamowite. To najprawdopodobniej był jeden z moich najlepszych wyścigów w karierze. Nie licząc pierwszego okrążenia - dodał 23-latek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: seksowna Lindsey Vonn z nowym wyzwaniem. "Pierwszy raz bez liny"
Ferrari w tym roku już kilkukrotnie miewało problemy na dystansie wyścigu, dlatego też Leclerc z nadzieją oczekuje kolejnego GP Austrii, które da odpowiedź na pytanie, czy Włosi poradzili sobie z zużyciem opon. - Dawno nie mieliśmy takiego tempa wyścigowego. Dobrze było to zobaczyć - stwierdził kierowca z Monako.
Leclerc miał przy tym sporo szczęścia w GP Styrii, bo za incydent z pierwszego okrążenia mógł otrzymać karę. - Musiałbym to zobaczyć z zewnątrz. Nie wiem, czy Pierre nie pojechał trochę w lewo, a ja w tym samym czasie nieco w prawo. Myślę, że wina leży trochę po stronie każdego z nas - podsumował.
Czytaj także:
Wszystko jasne ws. Lewisa Hamiltona
Zniszczony dom i samochód gwiazdy F1