Formuła 1 upomniała się o Kevina Magnussena ledwie kilka dni temu, po tym jak Haas zerwał umowę z Nikitą Mazepinem ze względu na inwazję Rosji na Ukrainę. Zawarcie umowy z Duńczykiem, który wypadł z F1 po sezonie 2020, było sporym zaskoczeniem. Media nie wymieniały go bowiem wśród kandydatów do podpisania kontraktu.
Magnussen szykował się do występów w wyścigach długodystansowych w sezonie 2022, podczas gdy nagle musiał spakować walizki i polecieć do Bahrajnu. Świat F1 zachwycił już w kwalifikacjach, gdy dość niespodziewanie wywalczył siódmy wynik. Dla Haasa był to pierwszy awans do Q3 od roku 2019.
Jednak w wyścigu otwierającym sezon 2022 kierowca z Danii poszedł o krok dalej. Zaraz po starcie przedarł się na piąte miejsce i popisał się kilkoma świetnymi pojedynkami. W pewnym momencie Kevin Magnussen napsuł krwi nawet Lewisowi Hamiltonowi. Ostatecznie, po awariach w bolidach Red Bull Racing, nowy-stary kierowca Haasa wywalczył piątą lokatę w GP Bahrajnu. To najlepszy wynik amerykańskiej ekipy od GP Austrii w roku 2018.
ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi
- Miałem sporo frajdy. Dobrze jest wrócić na takie miejsce, ale trzeba pogratulować zespołowi. Byliśmy najlepszą ekipą środka stawki. Przez cały wyścig widziałem bolidy Mercedesa w zasięgu wzroku. W przeszłości to było nie do pomyślenia - powiedział Magnussen w Sky Sports.
Duńczyk podkreślił, że nadal nie dowierza, iż dostał kolejną szansę w F1. - Powtarzałem to przez cały weekend. Nie mogę w to uwierzyć, że tu jestem. Do tego piąte miejsce, to po prostu szalone - dodał duński kierowca.
Magnussen przekonał się też, że kilkanaście miesięcy przerwy od F1 może mocno wpłynąć na zdrowie. Duńczyk po wyścigu narzekał na mocny ból szyi. - Bałem się jednak, że będę bardziej zmęczony. Czasem jest jednak, że gdy jesteś w dobrej sytuacji, to zyskujesz dodatkową energię. W tym przypadku tak chyba było - ocenił reprezentant amerykańskiej ekipy.
Mimo sukcesu w GP Bahrajnu, Magnussen przestrzega Haasa przed wpadaniem w hurraoptymizm. - Naszym celem jest środek stawki F1. Mieliśmy trochę szczęścia z Red Bullem, więc jak w GP Arabii Saudyjskiej będziemy na siódmym miejscu, to będzie taki sam rezultat - podsumował 29-latek.
Czytaj także:
Red Bull przeżył dramat w GP Bahrajnu. Znana pierwsza diagnoza
"Nie będzie szybkiej zmiany". Lewis Hamilton nie zostawia wątpliwości