Atak rakietowy, za którym stoją rebelianci z Ruchu Huti, miał miejsce pod koniec pierwszego treningu Formuły 1 przed GP Arabii Saudyjskiej. Kierowcy dokończyli jednak sesję, a następnie doszło do rywalizacji w Formule 2. Równocześnie w padoku rozpoczęły się zakulisowe rozmowy, których tematem było bezpieczeństwo kierowców i personelu F1.
Na torze ulicznym w Dżuddzie, który jest oddalony o ledwie 10 kilometrów od zaatakowanej rafinerii Aramco, doszło do pilnego spotkania. Wzięli w nim udział przedstawiciele FIA, zespołów F1 oraz kierowcy. Jak poinformowało niemieckie Sky, część zawodników i szefów ekip zażądało odwołania imprezy.
Ostatecznie drugi trening F1 przed GP Arabii Saudyjskiej doszedł do skutku, ale rozpoczął się z 15-minutowym opóźnieniem. Po jego zakończeniu ma dojść do kolejnego spotkania, na którym Stefano Domenicali (szef F1) oraz Mohammed ben Sulayem (prezydent FIA) mają przedstawić zespołom nowe informacje ws. ataku Huti na rafinerię Aramco.
Wątpliwości części kierowców i szefów ekip F1 budzą najnowsze zapowiedzi rebeliantów. "Nasze siły zbrojne nie zawahają się rozszerzyć operacji wojskowych, dopóki agresja amerykańsko-saudyjska nie ustanie i oblężenie Jemenu nie zostanie zakończone" - napisał Ruch Huti w oświadczeniu.
Arabia Saudyjska od kilku lat jest zaangażowana w wojnę domową w Jemenie, wspierając prezydenta kraju Abd Rabbuha Mansura Hadiego. Po drugiej stronie konfliktu znajdują się rebelianci z Ruchu Huti, którzy mają z kolei wsparcie Iranu.
- Władze Arabii Saudyjskiej zapewniły nas, że jazda tutaj jest bezpieczna. Po treningu mamy kolejne spotkanie. Ja czuję się tutaj bezpieczny. Inaczej by mnie tu nie było - powiedział w Servus TV Gunther Steiner, szef Haasa.
W ostatnich dniach Huti już kilkukrotnie atakowali rafinerię Aramco, a także kilka saudyjskich miast. W kierunku Arabii Saudyjskiej wystrzeliwano rakiety oraz drony. Jednak organizatorzy wyścigu F1 zapewniali, że kierowcy mogą czuć się bezpiecznie. "Jesteśmy w stałym kontakcie z odpowiednimi władzami i podjęto wszelkie niezbędne środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim odwiedzającym Dżuddę, a także kierowcom, personelowi F1 i mediom" - napisano kilka dni temu w oświadczeniu.
Aramco to obecnie jeden z największych sponsorów F1. Wieloletnia umowa sponsorska saudyjskiego giganta warta jest ok. 450 mln dolarów. Równocześnie Saudyjczycy płacą jedną z wyższych opłat za prawa do organizacji wyścigu. Szacuje się, że może ona wynosić nawet 100 mln dolarów rocznie. Dlatego odwołanie GP Arabii Saudyjskiej byłoby szokiem finansowym dla królowej motorsportu.
Initial unconfirmed footage reportedly from an Aramco Facility in Jeddah. pic.twitter.com/Y7nAjh7SX8
— Aurora Intel (@AuroraIntel) March 25, 2022
Czytaj także:
Mercedes blefuje? Możliwy szybki powrót do formy
Te słowa naprawdę padły. Rosyjski minister sportu grzmi