Co prawda koszykarze Legii Warszawa wygrali ostatni mecz w rozgrywkach Energa Basket Ligi z BM Stalą Ostrów Wielkopolski 88:85, ale to ostrowianie cieszyli się ze zdobycia brązowego medalu (o wszystkim zadecydował pierwszy mecz, który "Stalówka" wygrała 12 punktami). W stolicy nie ukrywają rozczarowania takim wynikiem. Nie ma co ukrywać, że apetyty były znacznie większe.
To też nam potwierdza Geoffrey Groselle, Amerykanin z polskim paszportem, którego transfer do Legii anonsowano jako wielki hit transferowy. Klub ze stolicy wygrał batalię o niego (trzeba było bardzo głęboko sięgnąć do kieszeni), licząc na to, że koszykarz będzie grał tak jak za czasów pobytu w Zielonej Górze (sezon 2020/2021), ale finalnie wszyscy się mocno rozczarowali.
Groselle - z różnych względów - był jedynie cieniem samego siebie, częściej walcząc ze swoimi słabościami (np. rzuty wolne) niż z przeciwnikami pod koszami. Pudłował, gubił się w prostych akcjach, czym doprowadzał do frustracji kibiców i managementu warszawskiego klubu. Na palcach jednej ręki można wymienić jego dobre mecze w tym sezonie (13+11 z Kingiem, 12+12 ze Startem, 15+12 z Zastalem).
Legia - gdy spojrzymy na jej wyniki i styl gry - najlepiej grała w okresie, gdy Groselle pauzował z powodu urazu. Było to w marcu. Legia - bez Groselle'a w rotacji - wygrała cztery spotkania (Czarni, Twarde Pierniki, MKS i Start), zdobywając w każdym z nich średnio 95 pkt.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap
Już wtedy trener Wojciech Kamiński sygnalizował, że gdy Amerykanin wróci do gry, musiał się dopasować do zespołu, a nie zespół do niego, tak jak to było we wcześniejszych etapach sezonu. W fazie play-off tylko w dwóch meczach (na 9 występów) przekroczył barierę 10 i więcej punktów.
- Czujemy duże rozczarowanie. Wszyscy nie wykonaliśmy zadania - mówi nam Geoffrey Groselle. - Uważam, że skład nie był najlepiej zbudowany. Nie było tego odpowiedniego dopasowania. Jako zespół byliśmy zdani tylko na kilku zawodników obwodowych. Oni o wszystkim decydowali. W końcówce sezonu moją rolą było stawianie im zasłon, by mieli jak najlepszą pozycję do rzutu. Nic więcej - komentuje.
"Czy masz sobie coś do zarzucenia? Bierzesz winę na siebie?" - pytamy 30-latka.
- Legia nie polegała na mojej grze i to nie był mój styl koszykówki, ale oczywiście muszę też wziąć odpowiedzialność za swoją formę - odpowiada koszykarz.
Już teraz wiadomo, że Groselle w następnym sezonie w Legii nie zagra. Władze klubu ze stolicy - bez większego żalu - pożegnają się z nim. 30-latek - patrząc na wskaźnik jakości do ceny - był jednym z największych rozczarowań tego sezonu.
Co dalej z Amerykanin z polskim paszportem? "Jesteś chętny na powrót do Energa Basket Ligi?" - pytamy go.
- Nie mam planów na przyszłość Chętnie wrócę do Polski. Wiem, że jest kilka drużyn w PLK zainteresowanych współpracą. Na ten moment nie wiem, co przyniesie mi przyszłość. Nie mam żadnych oficjalnych ofert - zaznacza.
"Bierzesz pod uwagę ponowną współpracę z trenerem Żanem Tabakiem?" - dopytujemy. To właśnie pod jego skrzydłami Groselle rozegrał życiowy sezon w karierze. Było to w sezonie 2020/2021. Wtedy Amerykanin dominował w rozgrywkach Energa Basket Ligi, był niekwestionowaną gwiazdą i dzięki temu "zapracował" sobie na polski paszport. Teraz trener Tabak pracuje w Sopocie, właśnie buduje skład na kolejny sezon.
- Tabak? Uwielbiam tego trenera. Mogę o nim mówić w samych superlatywach. Wiele mu zawdzięczam. Chciałbym znów z nim pracować i grać dla niego - deklaruje.
- To nie tak, że jest za wcześnie na podjęcie decyzji. Jeśli dostanę dobrą ofertę, która mi się spodoba, przyjmę ją - mówi 30-letni Groselle, który w minionym sezonie średnio notował 9,1 pkt i 6,5 zbiórki.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Robert Skibniewski: King? Ego w kieszeni. Rola Polaków w Śląsku zastanawia
Michał Kolenda: To był trudny sezon
Gorąco w polskiej lidze. Spory ruch na rynku
Wiśniewski: Miłoszewski MVP, Erdogan rozczarował