Relacje na żywo
  • wszystkie
  • Piłka Nożna
  • Siatkówka
  • Żużel
  • Koszykówka
  • Piłka ręczna
  • Tenis
  • Skoki

Igor Griszczuk: Może być bardzo ciężko

Anwil Włocławek przegrał w miniony weekend po raz pierwszy w tym sezonie w Hali Mistrzów. Podopieczni Igora Griszczuka zagrali fatalnie w defensywie i stracili w meczu z najsłabszą drużyną w tabeli, Polpharmą Starogard Gdański, aż 84 punkty. Nic dziwnego, że po ostatniej syrenie Białorusin z polskim paszportem miał wiele pretensji do swoich koszykarzy.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Prawdopodobnie nikt z kibiców zgromadzonych w Hali Mistrzów przed sobotnim spotkaniem Anwilu Włocławek z Polpharmą Starogard Gdański nie spodziewał się, że wicemistrzowie Polski i jednocześnie trzecia drużyna w tabeli (przed 5. kolejką) może przegrać z ekipą, która nie wygrała w czterech wcześniejszych spotkaniach. Tym bardziej, że w pierwszej kwarcie gospodarze spisywali się koncertowo i prowadzili po dziesięciu minutach różnicą dziewięciu punktów, 24:15.

- Zaczęliśmy ten mecz bardzo dobrze. Funkcjonowała obrona i szybki atak, z którego zdobyliśmy kilka ważnych punktów. Potem jednak coś się zacięło i naprawdę trudno jest mi to wyjaśnić - mówi Igor Griszczuk, trener Anwilu. Przestój w grze włocławian rozpoczął się wraz z wejściem na parkiet rezerwowych, którzy, wydawałoby się, powinni być siłą porównywalną do pierwszej piątki. Wszak Chris Thomas, Dardan Berisha czy Eric Hicks to nazwiska, ja na warunki polskiej koszykówki, z wysokiej półki.

Zmiennicy tymczasem grali zupełnie bez pomysłu w ataku. Thomas w niczym nie przypominał gracza, który jeszcze rok temu imponował na parkietach hiszpańskiej ACB, choć w jego przypadku brak formy można zrzucić na karb procesu aklimatyzacji i zmęczenia po nieprzepracowaniu okresu przygotowawczego. Ta sama sytuacja może dotyczyć Hicksa, choć ten we Włocławku przebywa już przecież dobre kilka tygodni i fizycznie prezentują się coraz lepiej. W sobotę jednak trzykrotnie nie umiał złapać piłki po podaniach w strefę podkoszową. Największa bolączka dotyczy jednak Berishy. Młodemu Kosowianinowi z polskim paszportem wyraźnie nie służy rola drugiego rzucającego obrońcy. Koszykarz gra bardzo bojaźliwie - zniknęły gdzieś jego atuty znane z zeszłego sezonu - bezczelność, brak strachu i pewność siebie.

- Naprawdę nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem tego, że ktoś jest na boisku i boi się grać, boi się oddawać rzuty - mówi Griszczuk i choć nie podaje żadnego nazwiska, nie trudno się domyślić, że słowa te są kierowane właśnie w stronę Berishy czy innych zmienników. - Wyszliśmy na parkiet z takim nastawieniem, że "a, jakoś to będzie, jakoś przepchniemy ten mecz". Polpharma wydawała się łatwym przeciwnikiem, bo przegrała wcześniej cztery razy. Pokazała jednak wielki charakter i pokonała nas u siebie. Moi zawodnicy mają chyba problemy z mentalnością. Niektórzy nie rozumieją, że grają w Anwilu i tutaj walczy się w każdym meczu na sto procent - dodaje opiekun włocławian.

Drugą kwartę włocławianie przegrali aż 10:29, więc na przerwę schodzili mając 10 oczek straty (34:44) i choć tuż po zmianie stron D.J. Thompson wraz z Łukaszem Majewskim odzyskali prowadzenie (do spółki 26 z 33 punktów zespołu, wynik po trzech kwartach 67:62), w decydującej odsłonie na parkiecie ponownie istnieli tylko goście. Kapitalne spotkanie rozgrywał Kamil Chanas, autor 21 oczek, a w końcówce gospodarzy rzutami wolnymi dobił Robert Skibniewski. Ten sam, z którego nieco przed dwoma tygodniami zrezygnował trener Griszczuk by zrobić miejsce w składzie dla Thomasa. I choć polski rozgrywający nie zanotował statystycznie dobrego meczu (tylko 1/9 z gry, trzy asysty), trafiał trzy bardzo ważne osobiste i dał Polpharmie pierwsze zwycięstwo. Thomas w tym czasie siedział na ławce...

Największą bolączką włocławian w tym spotkaniu była postawa zmienników. Poza wspomnianym tercetem Thomas-Berisha-Hicks, na parkiecie pojawili się również Stipe Modrić i Sasa Mucić, lecz grali na tyle epizodycznie (odpowiednio siedem i pięć minut), że ciężko ocenić ich postawę. Summa summarum jednak ich również trzeba zaliczyć do ogólnego bilansu koszykarzy rezerwowych, którzy w całym spotkaniu zdobyli... dwa (!) punkty, mieli cztery zbiórki i pięć asyst. Szerszy komentarz zbędny...

- Nie wiem czyja to jest wina, że ci, którzy wchodzą do gry z ławki grają fatalnie. Zawodnik wychodzi na pozycję sam na sam z koszem i pudłuje, albo robi głupie straty, podaje piłkę rywalom. To chyba się czegoś boi, może boi się grać? Nie wiem... - ironizuje trener Anwilu, dodając - Najgorsze w tym, że to nie była pierwsza taka sytuacja. W Kołobrzegu było tak samo (przeciwko Kotwicy rezerwowi rzucili 19 z 84 oczek drużyny - przyp. M.F.). Moi zawodnicy muszą zrozumieć, że to jest koszykówka, gra, którą kochamy, ale jednocześnie nasza specjalizacja i biznes, dzięki któremu zarabiamy pieniądze. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to może powinien skończyć ze sportem?.

W meczu z Polpharmą, Anwil miał lepszą skuteczność z gry (60 do 47 procent za dwa i 37 do 34 za trzy) i pokonał rywala w klasyfikacji evaluation (94:87). Grał również bardziej zespołowo o czym świadczy 18 asyst przy 13 przeciwnika. Jednakże przegrał w elementach, które bezpośrednio decydują o wyniku: zbiórkach (30:33, w tym 4:13 w ataku) i przechwytach (5:10). Miał ponadto więcej strat (13:10). - Jak to możliwe, że przegrywamy zbiórki, a rywal zbiera nam prawie 15 piłek pod naszym koszem? To jest coś nieprawdopodobnego. Wiem chyba w czym tkwi problem - tych pięciu ludzi, którzy są w danej chwili na parkiecie, oni muszą być zespołem. Inaczej będzie bardzo ciężko. Czeka nas wiele pracy - zakończył gorzką wypowiedź Griszczuk.

Jeżeli chcesz być na bieżąco ze sportem, zapisz się na codzienną porcję najważniejszych newsów. Skorzystaj z naszego chatbota, klikając TUTAJ.

Polub Koszykówkę na Facebooku
Zgłoś błąd
inf. własna
Komentarze (1)
  • Piter Zgłoś komentarz
    Święte słowa, bez zespołu, nawet najlepszy trener nie da rady. Trenerze trzeba gdzieś poszukać tego zmysłu do motywowania graczy, czegoś, co funkcjonowało, ...tylko się zagubiło.
    Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
    ×
    Sport na ×