Charles Barkley - wariat z Alabamy cz. VII

- Nikt mi nie płaci za bycie wzorem do naśladowania. To rola rodziców. Wsadzam piłkę do kosza, ale to nie znaczy, iż powinienem wychowywać wasze dzieci - mówił Sir Charles w reklamie Nike w 1993 roku.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Spot z koszykarzem Phoenix Suns w roli głównej wywołał wiele kontrowersji, ponieważ ogólnie przyjęło się, że każdy sportowiec powinien świecić przykładem. Barkley tymczasem miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Przekaz reklamy producenta odzieży i obuwia sportowego był jasny, chociaż w ogóle nie trafiał do najmłodszych. Charlesowi po prostu chodziło o to, żeby dzieciaki zaczęły szukać autorytetów obok siebie - wśród rodziców, nauczycieli oraz innych dorosłych, a nie wzorowały się na sportowcach, których znają przeważnie tylko z telewizji. - Jak można kogoś stawiać za wzór, jeśli się go nie zna osobiście? W społeczeństwie nienawidzę tego, że opinię o sławnych ludziach wyrabia sobie tylko na podstawie przekazu medialnego - mówił ówczesny zawodnik Słońc. - Znam przypadki, gdy komuś została przyklejona łatka "tego złego", podczas gdy on prywatnie był naprawdę dobrym człowiekiem i dla dzieci w swoim otoczeniu mógł stanowić wzór do naśladowania. Przypominam sobie również zdecydowanie zbyt wiele sytuacji, kiedy faceta w mediach przedstawiano jako nieskazitelnego, a tak naprawdę było zupełnie na odwrót. W sezonie 1993/94 wiele drużyn polowało na mistrzostwo. Michael Jordan postanowił pograć trochę w baseball, a bez niego Chicago Bulls zdecydowanie nie byli pewniakiem do czwartego tytułu z rzędu. W gronie pretendentów po raz kolejny znaleźli się za to Phoenix Suns, którzy kampanię zasadniczą zakończyli z bilansem 56-26, dzięki czemu zajęli trzecie miejsce w Konferencji Zachodniej. Lepiej od teamu z Arizony spisały się tylko drużyny Seattle SuperSonics oraz Houston Rockets. Z uwagi na dolegliwości pleców Sir Charles opuścił aż 17 spotkań oraz Mecz Gwiazd, a jego indywidualne notowania poszybowały lekko w dół. Urodzony w Leeds koszykarz zdobywał średnio 21,6 "oczka", dokładając do tego 11,2 zbiórki, 4,6 asysty oraz 1,6 przechwytu.
W play-off's podopieczni Paula Wesphala jak burza przebrnęli przez pierwszą rundę, nokautując 3-0 Golden State Warriors. W meczu kończącym serię Barkley rozegrał jedno z najlepszych spotkań w swojej karierze, a jego dorobek wyniósł 56 punktów, 14 zebranych piłek, 4 asysty, 3 przechwyty i blok. Trafiał do kosza z zabójczą skutecznością 23/31 z pola. O finał Zachodu ekipa Słońc zmierzyła się z Rakietami z Houston, napędzanymi przez Hakeema Olajuwona. Po dwóch meczach przed własną publicznością Sir Charles i spółka prowadzili 2-0, lecz z kolejnych pięciu starć wygrali zaledwie jedno i w dość brutalny sposób zostali pozbawieni złudzeń o trofeum im. Larry'ego O'Briena. W grze numer siedem Rockets zwyciężyli we własnej hali 104-94, a zdewastowany przez ból Charles Barkley na 7,4 sekundy przed końcową syreną został wyrzucony z parkietu za przewinienie techniczne na Olajuwonie oraz odepchnięcie Verona Maxwella. - To było zbędne - komentował legendarny center Rakiet. - Myślę, że zrobił tak, bo był sfrustrowany. Sezon dla Barkleya skończył się w mało optymistyczny sposób, a on sam nie wykluczał rychłego zakończenia kariery z powodu bólu, który prześladował go przez całe rozgrywki. - Podejmę decyzję tak szybko jak to możliwe - mówił. - Jeszcze nie wiem, czy przejdę na emeryturę. To dla mnie ulga, że rozgrywki dobiegły już końca. Wiem jedno: nie chcę więcej grać z takim bólem. Odejście to trudny krok, ale obecna sytuacja jest nie fair w stosunku do mnie, do zespołu i kibiców. Gdyby nie zastrzyki, w serii przeciwko Houston nie byłbym w stanie zagrać ani minuty. Zawodnik Suns zarzekał się, że nawet gdyby zdecydował się kontynuować karierę, to maksymalnie przez jeden sezon. Miał dopiero trzydzieści jeden lat, a jego dni na parkietach NBA wydawały się być policzone. Sir Charles odbył długą rozmowę ze zmagającym się z podobnymi dolegliwościami Larrym Birdem, skonsultował się z rodziną i zdecydował, że zostaje w lidze. Kolejna kampania zasadnicza w jego wykonaniu to 14 opuszczonych spotkań i rewelacyjny bilans 59-23, dający Słońcom drugie miejsce w Konferencji Zachodniej. Wychowany w Alabamie zawodnik wciąż utrzymywał dość wysoką formę, lecz to nie była ta dyspozycja, która dwa sezony wcześniej dała mu statuetkę MVP. Barkley wypracował średnie 23 "oczka", 11,1 zbiórki, 4,1 asysty oraz 1,6 przechwytu. Załapał się do All-Star Game i drugiej piątki NBA. Jego drużyna w pierwszej rundzie play-off's znów nie miała żadnych problemów, odprawiając z kwitkiem 3-0 Portland Trail Blazers. W półfinale konferencji podopieczni Paula Westphala ponownie trafili na obrońców tytułu, Houston Rockets, którzy tym razem w regular season nie błyszczeli. Hakeem Olajuwon i spółka zmobilizowali się jednak na najważniejsze spotkania i przegrywając w serii już 1-3 potrafili odwrócić losy rywalizacji. W meczu numer siedem rozgrywanym w Phoenix, na 7,1 sekundy przed końcem na tablicy widniał wynik 110:110, ale Mario Elie celnym rzutem za trzy punkty wyprowadził przyjezdnych na prowadzenie. Spotkanie zakończyło się festiwalem rzutów wolnych, niecelną próbą rozpaczy Danny'ego Ainge'a z połowy boiska oraz porażką Suns 114:115 i 3-4 w całej serii. Charles Barkley podczas rywalizacji z Rakietami prezentował się w kratkę. W jednym spotkaniu potrafił rzucić 30 "oczek", by kolejne zakończyć z jednocyfrowym dorobkiem. Porażka tak dobiła urodzonego w Leeds zawodnika, że po meczu zwołał nadzwyczajne posiedzenie drużyny, na którym obwieścił, że zwalnia szafkę w szatni. - Nie mówię, że na sto procent kończę, ale to bardziej niż prawdopodobne, iż swój ostatni mecz już rozegrałem - komentował. - Czuję upływający czas. Lepszy już nie będę. Będę coraz gorszy. Barkley zaczął zdawać sobie sprawę, że młodsi od niego zaczynają przejmować kontrolę nad ligą, a on sam coraz mniej czuł się na siłach rywalizować co noc z dwudziestokilkuletnimi zawodnikami. Żarty wciąż jednak się go trzymały. Tuż po porażce z Rockets na pytanie dziennikarza o to, czy jeszcze tego samego dnia porozmawia z właścicielem Słońc o swojej przyszłości, odpowiedział: - Dzisiaj wieczorem idę pić. Rozgrywki 1995/96 były ostatnimi dla Sir Charlesa w barwach Phoenix Suns. W połowie zmagań z powodu słabych wyników ze Słońcami pożegnał się trener Paul Westphal. Zastąpił go Cotton Fitzsimonns, lecz jemu również nie udało się ożywić trupa ze stanu Arizona. Barkley w regular season zdołał wystąpić w 71 spotkaniach, podczas których wypracował średnie 23,2 punktu, 11,6 zbiórki 3,7 asysty oraz 1,6 przechwytu. Wziął udział w Meczu Gwiazd i znalazł się w drugiej piątce NBA, ale jego team zanotował mizerny bilans 41-41 i z play-off's pożegnał się już w pierwszej rundzie, ulegając 1-3 San Antonio Spurs. - To nie jest zabawne, kiedy odpadasz w pierwszej rundzie i to nie jest zabawne, kiedy przeciwnik gra na skuteczności 50 procent. To był bardzo rozczarowujący i frustrujący sezon - komentował as Słońc.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
- Można mnie kupić. Za odpowiednią sumę mogę pracować nawet dla Ku Klux Klanu - żartował Sir Charles na temat ewentualnego powrotu do Filadelfii. Jego czas w Phoenix dobiegł końca, lecz kolejnym przystankiem w koszykarskiej karierze nie okazała się Pensylwania, gdyż w Houston postanowiono stworzyć wielki tercet weteranów i w zamian za Sama Cassella, Roberta Horry'ego, Marka Bryanta i Chucky Browna sprowadzono do Teksasu właśnie Charlesa Barkleya. Dla gwiazdora miała to być ostatnia szansa na sięgnięcie po wymarzony tytuł, który padał łupem Rakiet w sezonach 1993/94 oraz 1994/95. Poza urodzonym w Leeds koszykarzem trzon ekipy Rockets tworzyły dwie legendy znające już smak mistrzostwa ligi zawodowej - Hakeem Olajuwon oraz Clyde Drexler. - Jestem bardzo podekscytowany - komentował. - To jest krok, który chciałem podjąć, a Houston było moim pierwszym wyborem. Na tym etapie nie jestem już wielkim graczem. Jestem bardzo dobrym, ale w towarzystwie Hakeema i Clyde'a mam szansę na mistrzostwo.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×