Słowa Olajuwona mogą brzmieć nieco zarozumiale, ale otwarcie sezonu 1996/97 bilansem 21-2 pozwalało sądzić, iż legendarny środkowy nie zadzierał nosa, a był zwyczajnie pewny swego. Koszykówka ma jednak to do siebie, że wszystkiego nie da się dokładnie przewidzieć i po znakomitym początku Charles Barkley oraz Clyde Drexler zaczęli się zmagać z urazami, wobec czego podopieczni Rudy'ego Tomjanovicha kampanię zasadniczą zakończyli z 57 zwycięstwami oraz 25 porażkami na koncie. Nie był to zły rezultat, gdyż dawał trzecią lokatę na Zachodzie, tuż za Utah Jazz oraz Seattle SuperSonics.
[i]
- Jestem zadowolony z naszego sposobu gry[/i] - mówił coach ekipy z Teksasu po wyeliminowaniu 3-0 w pierwszej rundzie play-off's Minnesoty Timberwolves. - Według mnie jednak musimy grać w ten sposób do samego końca. Jeden dobry mecz nie znaczy zbyt wiele. Trzeba kontynuować tę drogę kwarta po kwarcie, posiadanie po posiadaniu. Na tym polega wielki sport. Rakiety na parkiecie prezentowały się naprawdę dobrze, lecz eksperci wśród kandydatów do tytułu wymieniali je może na piątym miejscu. - Byki i Ponaddźwiękowcy to najlepsze teamy, dopóki ktoś ich nie pokona - twierdził Charles Barkley. - Następnie wszyscy zaczynają mówić o Utah Jazz i Los Angeles Lakers. Ja jednak cały czas powtarzam, że jesteśmy jednym z najlepszych zespołów na Zachodzie i jeśli będziemy grać dobrze, to stać nas na końcowy triumf.
Po pokonaniu w drugiej rundzie play-off's 4-3 Seattle SuperSonics, "The Dream" i spółka mogli mieć nadzieję choćby na awans do wielkiego finału ligi. W finale Konferencji Zachodniej na ich drodze stanęli jednak Utah Jazz z fenomenalnym duetem John Stockton - Karl Malone w składzie. To właśnie ten pierwszy trafiając za trzy punkty w ostatniej sekundzie meczu numer sześć rozwiał marzenia teamu z The Summit o trzecim tytule na przestrzeni czterech sezonów.
Hakeem Olajowun był dla Houston Rockets kimś tak samo ważnym jak Michael Jordan dla Chicago Bulls. - To bardzo religijny facet, który ceni swoją prywatność, ale jednocześnie zabawny koleś i prawdopodobnie najlepszy zawodnik spośród tych, u boku których miałem okazję występować - mówi Mario Elie, były gracz Rakiet. - Grałem w jednym teamie z wieloma znakomitymi koszykarzami, ale on był zdecydowanie numerem jeden. Czynił mnie lepszym zawodnikiem, bo skupiał na sobie uwagę dwóch lub trzech przeciwników, a ja miałem wtedy otwartą drogę do kosza. Hakeem szczególnie dbał również o obronę. Mawiał: "Mario, nie martw się, że zostaniesz ograny, bo zawsze masz mnie za swoimi plecami".
Wielki tercet z Houston naprawdę wielki był przez zaledwie jedne rozgrywki. W regular season 1997/98 Olajuwon, Barkley oraz Drexler opuścili łącznie aż 61 spotkań. "The Dream" narzekał na problemy z kolanem, a w listopadzie 1997 roku zdecydował się na operację, która wykluczyła go z gry na ponad dwa miesiące. Bez niego drużyna pod wodzą Rudy'ego Tomjanovicha nie radziła sobie najlepiej, osiągając bilans 41-41, ledwie ósmy na Zachodzie. W związku z tym Rakiety już w pierwszej rundzie play-off's trafiły na rozpędzonych Jazzmanów z Utah, którzy w drodze do drugiego z rzędu wielkiego finału NBA pokonali ich nie bez wysiłku 3-2. Borykający się z bólem kolan Olajuwon nie był już także tym samym zawodnikiem co przed urazem. Jego statystyki poszybowały wyraźnie w dół: 16,4 "oczka", 9,8 zbiórki, 3 asysty, 1,8 przechwytu i 2 bloki. Wciąż wyglądały imponująco, lecz nie wystarczyły ani do występu w All-Star Game, ani do jakiegokolwiek wyróżnienia indywidualnego.
Po zakończeniu kampanii 1997/98 Clyde Drexler zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami postanowił zakończyć karierę. W związku z tym "The Dream" również zaczął dość poważnie zastanawiać się nad zejściem ze sceny. - Miniony rok był dla niego naprawdę ciężki, a Hakeem chciałby móc spędzać więcej czasu ze swoją córką - Abisolą - zwierzała się Dalia, żona Olajuwona. Drużyna jednak nie była przygotowana na nagłe rozstanie ze swoim wieloletnim liderem. Hakeem miał na karku trzydzieści sześć wiosen i choć uważano go już za weterana, to na parkiecie wciąż mógł dawać zespołowi bardzo wiele. - Damy mu czas do namysłu - zapewniał Rudy Tomjanovich. - Zresztą nie mamy innego wyboru. Mamy nadzieję, że zostanie z nami.
Ostatecznie "The Glide" rozstał się z Rakietami, lecz "The Dream" oraz "Sir Charles" zostali. Dodatkowo po raz drugi na emeryturę wybrał się Michael Jordan, a do ekipy z Teksasu dołączył będący przez wiele lat w jego cieniu Scottie Pippen - również gracz formatu all-star. Sezon 1998/99 miał być także łatwiejszy dla doświadczonych zawodników dzięki skróceniu rozgrywek w związku z lockoutem. - Potrafi jednocześnie być przywódcą i dobrze dogadywać się ze wszystkimi w drużynie - komplementował nowego kolegę Hakeem, którego sposób gry nieco się zmienił od czasu operacji kolana. - To naturalna zmiana - dodał. - Polega na tym, że staram się poddawać organizm mniejszym obciążeniom przy jednoczesnym zachowaniu dawnej efektywności. Statystyki centra rodem z Lagos nieco się wprawdzie pogorszyły, ale jego kumple byli pełni zrozumienia oraz podziwu. - Olajuwon się starzeje, a szybkość i siła nie są atutami, które posiada się przez całą karierę - mówił Eddie Johnson. - Z czasem zawodnik musi wprowadzić pewne zmiany w swojej grze. Popatrzcie na Michaela Jordana. W końcówce swojej kariery wcale nie był maszyną do wykonywania slam-dunków. Zresztą Karl Malone również.
[nextpage]
18,9 punktu, 9,6 zebranej piłki, 1,8 kluczowego podania, 1,6 "kradzieży" oraz 2,5 "czapy" - to notowania Hakeema Olajuwona w sezonie zasadniczym 1998/99. Podopieczni Rudy'ego Tomjanovicha wypracowali bilans 31-19, plasując się na piątej lokacie na Zachodzie. Już w pierwszej rundzie play-off's trafili jednak na młody i głodny sukcesów zespół Los Angeles Lakers, napędzany przez Shaquille'a O'Neala oraz Kobego Bryanta. Jeziorowcy wygrali dość gładko 3-1, a Rakiety musiały się udać na przedwczesny urlop. - Lakersi byli lepszym zespołem - przyznał Charles Barkley. - Hakeem, Scottie i ja musielibyśmy być w formie sprzed lat, żeby im sprostać. "The Dream" również nie szczędził przeciwnikom komplementów. W końcu prawdziwych mistrzów poznaje się również po tym, że porażkę potrafią przyjąć z godnością. - Patrzę na te dwa zespoły i uważam, że zarówno ich, jak i nas stać na sięganie po najwyższe laury - mówił. - Przegraliśmy z drużyną młodych atletów, mających olbrzymi potencjał.
W rozgrywkach 1999/2000 funkcję głównego coacha Rakiet nadal pełnił Rudy Tomjanovich, a siłą napędową drużyny z Teksasu po odejściu Scottiego Pippena do Portland Trail Blazers miała być dwójka Hakeem Olajuwon - Charles Barkley. Wyeksploatowane organizmy weteranów nie sprostały jednak trudom rywalizacji w najlepszej koszykarskiej lidze świata. "Sir Charles" z powodu kontuzji kolana zagrał tylko w 20 meczach, a uraz pachwiny wykluczył centra z Lagos z niemal połowy sezonu. Rakiety z bilansem 34-48 nie załapały się nawet do play-off's, a 19 kwietnia 2000 roku Barkley postanowił zakończyć swoja przygodę z zawodowym basketem. Sześciominutowy występ ukoronował 2 punktami, zbiórką oraz blokiem, a publiczność na stojąco biła mu brawo. - To dla mnie wielki przywilej, że mogłem być świadkiem tego wydarzenia - komentował "The Dream".
Clyde Drexler zakończył karierę, Charles Barkley poszedł w jego ślady, a Hakeem Olajuwon nadal trwał na posterunku z nadzieją, iż wkrótce będzie mógł założyć na palec trzeci pierścień mistrzowski. Co ciekawe, o możliwość pozyskania legendarnego środkowego pytali działacze Toronto Raptors, lecz włodarze Rakiet chwilowo nie chcieli pozbywać się swojego największego skarbu. - Nie chciałbym być facetem, który pociąga za spust - tłumaczył Rudy Tomjanovich. - Pracowaliśmy razem przez wiele lat i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego zrobić. "The Dream" nadal występował w pierwszej piątce, mając u swego boku zawodników takich jak Steve Francis, Cuttino Mobley, Shandon Anderson czy Maurice Taylor. Na parkiecie spędzał jednak już tylko niecałe 27 minut i w związku z czym notował średnio "tylko" 11,9 punktu, 7,4 zbiórki oraz 1,5 bloku. Kampanię 2000/01 Rakiety zakończyły wprawdzie z dodatnim bilansem 45-37, lecz to i tak było za mało na awans do play-off's.
W zawodowym sporcie bardzo rzadko zdarza się, żeby zawodnik bronił barw jednego klubu przez całą karierę. Jednak równie nieczęsto mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy to gracz po siedemnastu sezonach w jednym teamie decyduje się na zmianę otoczenia. Hakeem Olajuwon zalicza się do tej drugiej grupy i odchodząc w sierpniu 2001 roku do Toronto Raptors wprawił w osłupienie znakomitą większość koszykarskiego światka. Co ciekawe, pomimo zaawansowanego wieku centra i wyraźnego spadku jego efektywności, włodarze Rakiet nadal pragnęli zatrzymać go w swoich szeregach. - To na pewno jeden z najtrudniejszych dni w historii tego klubu, bo przecież wszyscy wiedzą, ile ten człowiek znaczy dla basketu w tym mieście - mówił Carroll Dawson, generalny menadżer Rakiet. Co ciekawe, "The Dream" odrzucił propozycję trzyletniego kontraktu z teamem z Teksasu, opiewającego na kwotę trzynastu milionów dolarów, wybierając umowę z kanadyjskim zespołem, oferującym mu za ten okres "zaledwie" o niecałe cztery miliony więcej. - Naprawdę myślałem, że on zostanie z nami - kontynuował Dawson. - Gdy jednak zapoznaliśmy się z jego oczekiwaniami, sytuacja się skomplikowała. Olajuwon to bardzo konkurencyjny facet i po prostu chciał spróbować rywalizacji na innym ringu.
Choć decyzja Hakeema oznaczała wielki cios dla drużyny nadal prowadzonej przez Rudy'ego Tomjanovicha, byli kompani Olajuwona apelowali o zachowanie spokoju i nieocenianie go. - To jest jedna z takich sytuacji, z którymi trzeba się po prostu pogodzić - mówił Cuttino Mobley. - "The Dream" zrobił to, co uważał za najlepsze dla siebie i swojej rodziny. Jeśli ktoś tutaj podejmował jakąś decyzję, Hakeem nigdy się o to nie obrażał. Kim więc są ci, którzy są teraz na niego wściekli? Ludzie mają problem z tym, że zawsze chcieliby, żeby każdy myślał tak jak oni. Coach Rakiet także rozmawiał ze swoim wieloletnim podopiecznym i nie była to dyskusja dwóch obrażonych na siebie mężczyzn. - Było naprawdę miło - mówił. - To wielki mistrz, który zwyczajnie postanowił wykorzystać okazję i znaleźć się w sytuacji, która może mu dać kolejny mistrzowski pierścień.
W 2001 roku Toronto Raptors dopiero zadomawiali się w wielkiej rodzinie NBA. Klub został założony w 1995 roku, ale w dwóch sezonach poprzedzających przybycie Hakeema grał w play-off's. Skład kanadyjskiej ekipy na rozgrywki 2001/02 stanowiło połączenie młodości z rutyną. Spekulowano, iż Antonio Davis, Alvin Williams, Jerome Williams, Vince Carter oraz "The Dream" mogą nawet wygrać rywalizację na Wschodzie i powalczyć o prymat w lidze. - Znów czuję się jak debiutant - mówił Olajuwon tuż po parafowaniu kontraktu z Raptors. - Jestem podekscytowany nowym wyzwaniem, które mnie czeka. Center rodem z Nigerii nie był już w najlepszej kondycji fizycznej, lecz według opinii lekarzy nie było obaw co to tego, iż mógłby nie dokończyć rozgrywek. - W Toronto uznali, że jestem wartościowym zawodnikiem dla tej organizacji - dodał - To zespół, który naprawdę ma szansę na wygranie mistrzostwa. Nie zmieniało to jednak faktu, że na myśl o Hakeemie w barwach innego klubu niż Rockets, każdy fan NBA miał mieszane uczucia. - Co się stanie, gdy spiker będzie przedstawiał pierwszą piątkę Rakiet i zabraknie w niej gracza z numerem "34"? - pytał retorycznie Sam Mack, były zawodnik ekipy z Teksasu. - Cóż, będzie interesująco. To ciekawe, jak sobie poradzą bez niego.
Koniec części siódmej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższy piątek.
Bibliografia: Chicago Tribune, New York Times, 20secondtimeout.blogspot.com, amarillo.com, basketball-reference.com, clutchfans.net, lubbockonline.com.
Poprzednie części:
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. I
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. II
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. III
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. IV
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. V
Hakeem Olajuwon - amerykański sen cz. VI
PS. Już na początku przyszłego tygodnia zapraszam do działu "piłka nożna" na mój nowy tekst z cyklu "Gwiazdy od kuchni", poświęcony napastnikowi m.in. Realu Madryt, FC Barcelony, Interu Mediolan i Chelsea Londyn - Samuelowi Eto'o.