[b]
WP SportoweFakty: W okresie wakacyjnym przedłużył pan swoją umowę na kolejny sezon w Treflu Sopot, chociaż negocjacje z klubem trochę trwały. Dlaczego te rozmowy się przeciągały?[/b]
Marcin Stefański: Od samego początku byłem zorientowany na pozostanie w Treflu Sopot. Nie wyobrażałem sobie innego scenariusza. Zwykle dogadywanie różnych kwestii zajmuje trochę czasu, ale byłem spokojny o swoją przyszłość. To będzie już mój ósmy sezon w tym klubie. Cieszę się, że mogę nadal grać w Sopocie.
Umowę na kolejny sezon podpisywał pan z Romanem Szczepanem Kniterem, który pełnił rolę prezesa klubu. Tymczasem w ostatnich dniach złożył rezygnację. Ta informacja była zaskoczeniem?
- Tak. Mało kto spodziewał się takiego rozwiązania. Tłumaczono to nam, że pan Kniter musi poświęcić swój czas firmie Trefl S.A. Tam przecież pełni funkcję prezesa i nie zawsze miał na wszystko czas.
ZOBACZ WIDEO Smutny Radosław Kawęcki: Może to przez jedzenie? (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Ten poprzedni rok był niezwykle ważny dla Trefla Sopot, bo klub został oczyszczony z długów i wyszedł na prostą. Znów wróciła wiarygodność.
- To prawda. Szkoda, że zabrakło wyniku sportowego. Nasze rezultaty nie były imponujące. Aczkolwiek pod względem finansowym wyglądało to naprawdę solidnie. Organizacyjnie weszliśmy na ten poziom, na którym powinniśmy być. Ja, jako kapitan tej drużyny, mogę powiedzieć, że mogłem w pełnić skupić się na grze i na treningach. Nie chcę też, żeby moja wypowiedź zabrzmiała tak, że wcześniej mieliśmy ogromne problemy. Zawsze wszystkie pieniądze były wypłacone i to się liczy. Trefl to solidna marka na rynku polskim i międzynarodowym.
W poprzednim sezonie zabrakło wyniku sportowego. Teraz ma to się zmienić, ponieważ kilku znaczących zawodników dołączyło do zespołu.
- Potencjał jest na pewno większy. Tym bardziej, że młodzi zawodnicy są już bardziej ograni i mają większe doświadczenie na ligowych parkietach. Powinno być lepiej. Aczkolwiek z ocenami trzeba poczekać do początku sezonu, bo sparingi nie zawsze są miarodajne. W poprzednim roku wygrywaliśmy niemal wszystko, a później liga nas zweryfikowała.
Ostatnim, a zarazem najważniejszym transferem jest powrót Filipa Dylewicza. Był pan zaskoczony takim obrotem spraw?
- Nie, ponieważ wiedziałem, że Filip już od dłuższego czasu chciał wrócić do zespołu z Sopotu. Dylewicz jest ikoną klubu, prawdziwą legendą. Śmiało można powiedzieć, że wrócił do domu. To na pewno spore wzmocnienie naszego zespołu. Jest bardzo doświadczonym koszykarzem, który wie, jak smakuje gra na najwyższym poziomie. Na pewno nam pomoże w tych trudnych momentach.
[b]
W poprzednich latach obaj byliście przydzielani do tego samego pokoju na wyjazdach. Ta tradycja będzie kontynuowana?[/b]
- Pytałem już Filipa, czy przygotował nowe filmy do obejrzenia. Wydaje mi się, że ta tradycja zostanie podtrzymana.
Jak będzie wyglądała pana rola w nowej układance Trefla Sopot?
- To już pytanie bardziej do trenera. Pod koszem jest tak naprawdę pięciu zawodników na dwie pozycje. Do tego może dojść także Artur Mielczarek, więc na pewno jest większy wybór niż w zeszłym sezonie. Wydaje mi się, że swoje minuty będę miał na piątce, ale nie będzie także problemu z grą na czwórce. Najważniejsze, żebyśmy wygrywali.
Widać po sylwetce, że sporo pan pracował w okresie wakacyjnym.
- Tak, to prawda. Na początku wakacji zorganizowałem kilka eventów, w których miałem okazję także wystąpić. Później miałem trochę czasu na treningi, więc jestem optymalnie przygotowania do tego okresu przygotowawczego. Jestem głodny gry i mam nadzieję, że przełoży się to na wyniki sportowe.
Rozmawiał Karol Wasiek