Filip Dylewicz: Po raz pierwszy od 20 lat prowadzę się jak profesjonalista

- Po raz pierwszy od 20 lat prowadzę się jak profesjonalista. Lepiej później niż wcale. Nie jem słodyczy, nie piję coca-coli. Nadal mogę utrzeć nosa młodszym zawodnikom - mówi 37-letni Filip Dylewicz, który jest w świetnej formie od początku sezonu.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Filip Dylewicz Newspix / Tadeusz Skwiot / Na zdjęciu: Filip Dylewicz
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: 29 punktów w starciu z Miastem Szkła Krosno robi wrażenie. To był Filip Dylewicz za najlepszych lat.

Filip Dylewicz, koszykarz Trefla Sopot: Po raz pierwszy od 20 lat prowadzę się jak profesjonalista. Lepiej później niż wcale. Założyłem sobie pewne cele, których staram się konsekwentnie trzymać. Efekty są jak na razie przyzwoite, bardzo dobrze czuję się pod względem fizycznym.

Co takiego pan zmienił? Dieta?

Nie jem słodyczy, nie piję coca-coli. Odłożyłem też parę innych elementów, które niekoniecznie dobrze wpływały na moją kondycję. Teraz wszystko mam idealne dobrane. To całkiem ciekawe doświadczenie dla mnie. Cieszę się, że zdecydowałem na takie zmiany.

Zabija pan rywali nie tylko celnymi rzutami, ale także śmiechem. Im więcej udanych akcji na koncie, tym szerszy uśmiech na twarzy Filipa Dylewicza.

Koszykówka sprawia mi ogromną frajdę i przyjemność. Gdyby tak nie było, to tak dobrze bym nie funkcjonował na boisku. Celne rzuty są kwestią psychiki. Każdy z nas ma pewne umiejętności, ale żeby je przełożyć na parkiet potrzebne jest odpowiednie podejście.

Nawiązując do ostatniego klipu, w którym wcielił się pan w rolę instruktora nauki jazdy, można powiedzieć, że w meczu z Miastem Szkła Krosno włączył pan piąty bieg.

Nie do końca, bo jeśli chce się szybko jeździć, to trzeba użyć pierwszych trzech biegów. Piąty już zamula... (śmiech). Cieszę się, że Steve nauczył się obsługiwać manualną skrzynię biegów. Ciekawe auta, ciekawa drużyna... Wszystko idzie zgodnie z planem.

ZOBACZ WIDEO: Ogromny błąd rywala dał bramkę Napoli. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]


We dwóch nie tylko dobrze współpracujecie w samochodzie, ale także na boisku.

Jego obecność na boisku bardzo mi pomaga, bo jest więcej miejsca na obwodzie. Łatwiej mi znaleźć pozycję do rzutu. Trochę inaczej wygląda to z Nikolą Markoviciem. Z nim obwód jest nieco zapchany.

Te efektowne wsady pokazały, że Filip Dylewicz wciąż może grać na wysokim poziomie.

A dlaczego miałbym nie grać? Wiek? On mnie nie ogranicza, czuję się znakomicie. Radziłbym nie patrzeć w moją metrykę, bo ona nieco zakłamuje rzeczywistość. Nadal cieszę się koszykówką i tym, że mogę utrzeć nosa młodszym zawodnikom.

W tym ostatnim meczu chętnie pan uruchomiał podaniami młodszych graczy - Waldę, Kolendę czy Motylewskiego.

To był nieco dziwny mecz, bo miałem mnóstwo otwartych pozycji i gdybym tylko chciał, to mógłbym oddać 25 rzutów, ale nie na tym polega koszykówka. Pod koniec meczu byłem ja i czterech młodych. Krzyczałem żartobliwie do trenera Klozińskiego, że jest pięciu młodych na boisku! Mamy zdolną i utalentowaną młodzież. Kiedy mają grać, ja nie teraz? Cieszę się, że dostają szansę.

Nie przeszkadza panu rola rezerwowego?

Nie. Rozmawiałem z trenerem przed sezonem i wszystko dokładnie ustaliliśmy. Razem doszliśmy do wniosku, że warto, żeby na ławce był gracz, który może zmienić oblicze meczu. To jest dla mnie coś nowego, bo w ostatnich latach zawsze byłem starterem.

Mimo 37 lat cały czas czegoś nowego uczy się pan w koszykówce.

Celna puenta. Każdy dzień przynosi coś nowego. W koszykówce jest podobnie. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć.

Motoryzacja czy jednak koszykówka - co sprawia panu większą frajdę?

Zależy od dnia. Jak zagram słabszy mecz, to wtedy uciekam w motoryzację. Z kolei gdy zepsuje mi się auto, to wtedy rządzi koszykówka. Mówiąc całkiem serio - to moje pasje, nie chcę dokonywać hierarchii.


Zobacz inne teksty autora

Czy Filip Dylewicz będzie grał w PLK do "czterdziestki"

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×