EBL. Arka Gdynia. Medal jest, czas budować nową drużynę. Prezes klubu: Chcemy grać w EuroCupie

- Ten brąz smakuje jak złoto - mówi Przemysław Frasunkiewicz, który najprawdopodobniej zostanie na stanowisku pierwszego trenera Arki Gdynia. Ma on już wstępny zarys nowej drużyny. Klub z Gdyni planuje dalej grać w rozgrywkach EuroCup.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
James Florence (z lewej) i Josh Bostic Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: James Florence (z lewej) i Josh Bostic
Doskonały sezon zasadniczy. Nawiązanie do dawnych czasów

Arka Gdynia była najlepszym zespołem w Energa Basket Lidze w rundzie zasadniczej. Podopieczni Przemysława Frasunkiewicza wygrali 25 z 30 spotkań i do play-off przystąpili z pierwszej pozycji.

Gdynianie odprawili z kwitkiem wszystkich kandydatów do mistrzostwa Polski. Pokonali dwukrotnie Anwil i Stal, okazali się także lepsi od Stelmetu i Polskiego Cukru. Ponieśli tylko dwie porażki na własnym parkiecie (MKS i King).

- W sezonie zasadniczym prezentowaliśmy się znakomicie. Jak drużyna miała swój dzień, to grała wręcz wybornie. Pierwsze miejsce to nie był przypadek. Pokonaliśmy każdego faworyta do mistrzostwa Polski. Udowodniliśmy, że stać nas na koszykówkę na wysokim poziomie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Przemysław Sęczkowski, prezes koszykarskiej Arki Gdynia.

ZOBACZ WIDEO: Marcin Kaczkan osiągnął rekord wysokości na K2 zimą. "Ta wyprawa to było totalne zaskoczenie"

Gdynianie po raz ostatni liderem po rundzie zasadniczej byli osiem lat temu. Wtedy to Asseco Prokom z wielkimi gwiazdami (Woods, Ewing, Varda) w składzie wygrał rundę zasadniczą, a następnie cieszył się z mistrzostwa Polski, pokonując w finale PGE Turów Zgorzelec.

Tamten sukces doskonale pamiętają Frasunkiewicz, Piotr Szczotka (obecnie trener od przygotowania motorycznego) i Krzysztof Szubarga (był kapitanem Arki). Frasunkiewicz nie ukrywał, że jego drużyna w pewnym stopniu jest podobna do tych, które były za czasów wielkiego Prokomu. Dwie gwiazdy (Florence i Bostic) i wokół nich gracze drugoplanowi (Dulkys, Łapeta, Szubarga, Wołoszyn czy Ginyard).

- To była drużyna w całości wymyślona i ułożona przez Przemysława Frasunkiewicza. U nas w klubie jest jasny podział: za budowę zespołu odpowiada trener. To on dobiera sobie zawodników, z którymi później pracuje - wyjaśnia prezes Sęczkowski.

Trudny play-off, medal w niesamowitych okolicznościach

Apetyt rósł w miarę jedzenia. Gdynianie po świetnym sezonie zasadniczym mieli chrapkę na zdobycie dziesiątego mistrzostwa Polski. Przez większość ekspertów byli typowani do złota. - To drużyna z szerokim składem, atletyczna i dobrze dopasowana do każdego rywala - mówił Rafał Juć, skaut Denver Nuggets.

Arka na własnej skórze przekonała się jednak, że play-off rządzą się własnymi prawami. Panują tam zupełnie inne standardy, od tego co dzieje się na co dzień w sezonie zasadniczym. Podopieczni Frasunkiewicza w ćwierćfinale natrafili na mocny opór ze strony Legii Warszawa. Do wygrania serii potrzebowali aż pięciu meczów.
James Florence świetnie prezentował się w Arce Gdynia James Florence świetnie prezentował się w Arce Gdynia
W półfinale czekał już Anwil Włocławek, który z silną Stalą Ostrów uporał się w trzech meczach. Gdynianie po dwóch spotkaniach prowadzili jednak 2:0 i wszystko mieli w swoich rękach. W trzecim meczu poważnej kontuzji nabawił się środkowy Robert Upshaw, który był x-factorem w tej serii. Włocławianie nie mieli na niego żadnej odpowiedzi. Jego brak mocno wpłynął na przebieg całej rywalizacji. Anwil wygrał trzy kolejne spotkania i awansował do finału. - Gdybym był zdrowy, ogralibyśmy Anwil - przekonuje Amerykanin Upshaw.

Arce pozostała walka ze Stelmetem Eneą BC o brązowy medal. Po pierwszym meczu, który gdynianie przegrali na wyjeździe różnicą aż 18 punktów, wydawało się, że szanse na odwrócenie losów rywalizacji są minimalne. Żółto-niebiescy potwierdzili jednak, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Arka wygrała ze Stelmetem 105:80 i sięgnęła po brązowy medal. To pierwszy medal od siedmiu lat.

- Brązowy medal po tych wszystkich emocjach smakuje jak złoto. Uważam, że ta drużyna zasłużyła na medal. Niesamowicie walczyła od pierwszego do ostatniego meczu. Wykazała ogromną determinację, żeby osiągnąć sukces. W sezonie zasadniczym zawodnicy poszli na całość i być może te emocje były na tyle duże, że później zabrakło nieco chłodnej kalkulacji, doświadczenia i szczęścia - uważa prezes Sęczkowski.

- Mało osób w nas wierzyło, ale zagraliśmy tak, jak w dwóch ostatnich sezonach, kiedy rywalizowaliśmy tylko polskim skaldem, czyli z ogromną determinacją i zaangażowaniem. Wszyscy zagrali z niesamowitym sercem i ten brąz smakuje jak złoto. Jestem bardzo dumny, bo zawodnicy, którzy wyszli na parkiet, pokazali wszystko, co jest najważniejsze w zawodowym sporcie - mówi z kolei trener Frasunkiewicz, który zwraca uwagę na dużą liczbę kontuzji. One były zmorą Arki przez cały sezon.

Od początku z urazem zmagał się Filip Dylewicz, który miał być podstawową opcją na pozycji numer cztery. Trener Frasunkiewicz mocno na niego liczył. W trakcie rozgrywek na kilka miesięcy wypadł także Mikołaj Witliński. Później z urazami walczyli także Upshaw i Szubarga. W play-off pełni swoich umiejętności nie mógł zaprezentować Bartłomiej Wołoszyn, który zmagał się z przepukliną pachwinową.

Zobacz na kolejnej karcie, jak Arka będzie wyglądała w przyszłym sezonie

Czy James Florence i Josh Bostic zostaną w Arce Gdynia na kolejny sezon?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×