Kevin Garnett w tym roku zostanie przyjęty do Galerii Sław im. Jamesa Naismitha. Podkoszowy zostanie doceniony też przez swój były klub, z którym w 2008 roku zdobywał mistrzostwo NBA. Boston Celtics zapowiedzieli już, że w przyszłym sezonie odbędzie się ceremonia zastrzeżenia numeru "5" - popularny "KG" występował z nim przez sześć sezonów.
Ale Kevin Garnett, to również, a może nawet w większym wymiarze, niż Celtics, Minnesota Timberwolves. To przez klub z Minneapolis został wybrany z piątym numerem w drafcie 1995, tam zostawał MVP w 2004 roku, w ich koszulce 10 razy otrzymywał nominację do Meczu Gwiazd. Grał w Timberwolves przez 13 ze swoich 22 sezonów w NBA. To, że powinien zostać doceniony, nie podlega dyskusji. Sam zawodnik jednak tego nie chce.
43-latek ma żal do właściciela Timberwolves, Glena Taylora. Podkreśla przy tym, że uwielbia fanów "Leśnych Wilków" i jest im wdzięczny za wszystko, co dla niego zrobili. Chodzi nie o klub, a osobę Taylora, z którym nie chce mieć nic do czynienia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka
- On wie, co sądzę na ten temat i wie, że nie popieram tego pomysłu - tłumaczył Kevin Garnett, zapytany o zastrzeżenie numeru, z którym przez lata występował w Timberwolves. - Przede wszystkim uważam to za nieszczere. Wiem, że jest duża presja ze strony fanów i społeczności, a nie ze strony samego klubu - dodawał.
- Miasto Minneapolis i stan Minnesota zawsze będą mieć szczególne miejsce w moim sercu. Ale nie robię interesów z wężami - mówił Kevin Garnett w wywiadzie dla "The Athletic". - Nie robię interesów z pieprzo*** wężami - podkreślał.
Skąd wzięła się jego niechęć do właściciela Timberwolves? Garnett i Taylor mieli zawrzeć porozumienie, które mówiło o tym, że po zakończeniu kariery w Timberwolves zostanie założona spółka i skrzydłowy stałby się mniejszościowym udziałowcem klubu. Tak się jednak nie stało, bo Glen Taylor rozmyślił się w 2015 roku po śmierci trenera "Leśnych Wilków", Flipa Saundersa.
- Mieliśmy zawarte z Glenem pewne porozumienie, ale kiedy zmarł Flip, nasze ustalenia odeszły razem z nim. Tego nigdy mu nie wybaczę. Miałem go za uczciwego człowieka i biznesmena, ale po śmierci Flipa wszystko odeszło razem z nim - tłumaczył Kevin Garnett, który sam uważa się za człowieka honoru i dba o dotrzymywanie danego słowa.
Klub z Minneapolis mógłby zastrzec numer koszulki swojego najlepszego gracza w historii bez jego błogosławieństwa, ale byłaby to dziwna ceremonia, gdyby sam zainteresowany nie wziął w niej udziału. Wydaje się więc, że do tego nie dojdzie. A przynajmniej do czasu, dopóki klubem rządzi Glen Taylor.
Czytaj także: Chicago Bulls chcą powrócić do czasów świetności. Mają nowego wiceprezesa ds. operacji koszykarskich
Spór o nazwę zakończony. Michael Jordan wygrał z Chińczykami w sądzie