Koszykówka. Melsahn Basabe chciałby jeszcze zagrać w PLK. "Polska jest dla mnie jak drugi dom"

Materiały prasowe / Cvak.sk/Daniel Stehlik / Na zdjęciu: Melsahn Basabe
Materiały prasowe / Cvak.sk/Daniel Stehlik / Na zdjęciu: Melsahn Basabe

- Bardzo chciałbym grać w Polsce, ponieważ czuję, że jestem jednym z was - zdradza Melsahn Basabe, w przeszłości związany z Siarką Tarnobrzeg i AZS-em Koszalin.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Śledzi pan to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych?
Melsahn Basabe, ostatnio BK Slavia Zilina: [/b]

Oczywiście, śledzę sytuację zarówno w USA, jak i poza. Wirus jest globalny, więc staram się rozumieć politykę i wydarzenia na całym świecie.

Pana rodzina przebywa w Nowym Jorku. Jak wygląda sytuacja za oceanem?

Cała moja rodzina jest zdrowa, czuje się dobrze i to jest dla mnie najważniejsze. Nowy Jork to miejsce, gdzie mieszka ponad 10 milionów ludzi na bardzo małym obszarze. Wiadomości i liczby mogą być nieco mylące. Nasza gęstość zaludnienia nie jest pozytywnym czynnikiem w takiej sytuacji, ale to nie jest tak zabójcze, jak się wydaje.

ZOBACZ WIDEO: Zakażony koronawirusem sportowiec ostrzega chorych. "To rozwala psychikę"

Pan jednak nie wrócił. Dlaczego?

Poprzedni sezon spędziłem na Słowacji. Niestety, sytuacja nie była optymistyczna, a po zakończeniu rozgrywek nie otrzymaliśmy pensji. Mogłem wrócić do domu, ale Polska jest dla mnie jak drugi dom i czuję się w tym kraju naprawdę dobrze. Postanowiłem się tu zatrzymać. Z drugiej strony, nie czułem potrzeby powrotu do niepewności, jaka jest obecnie w Stanach Zjednoczonych. Wbrew pozorom, to nie była dla mnie trudna decyzja - uwielbiam tu być. Czuję się bezpiecznie. Lubię energię i ludzi z tego kraju. Na szczęście, w porę przekroczyłem granicę.

Ma pan za sobą epizod w AZS Koszalin oraz Siarce Tarnobrzeg. Jak wspomina pan ten okres?

Mój pierwszy sezon w Siarce Tarnobrzeg był ciekawym przeżyciem. Drużyna była blisko Ukrainy, miałem dopiero 22 lata. W okresie przygotowawczym udało mi się zdobyć tytuł MVP w jednym turnieju. To było ekscytujące, być profesjonalistą bez względu na wszystko.

Koszalin było bardzo fajnym miastem. W obu miejscach byłem podekscytowany pracą w zespole, ale warunki umowy były niepewne. Zawsze uwielbiałem kibiców i mieszkańców miasta. Polubiłem trenera Dariusza Szczubiała, który był pewien moich umiejętności. Z kolei, trener Zbigniew Pyszniak nie mówił po angielsku, więc rozmowy zawsze były proste. Grałem sporo podczas gier, więc byłem szczęśliwy.

Z pewnością, chciałbym wrócić do Polski jako osoba bardziej doświadczona i lepiej rozumiejąca życie w Europie. Wówczas, miałem tylko 22 i 25 lat. Teraz mam 27 lat i mogę powiedzieć, że trochę się zmieniło.

Krąży historia o tym, że w Tarnobrzegu wciągnął pan wózek sklepowy na siódme piętro wieżowca…

Cóż, to było nieporozumienie. Miłość do polskiego jedzenia sprawiła, że podczas jednych zakupów kupiłem dużo artykułów spożywczych. Miałem do domu jakieś 3 kilometry, więc pożyczyłem wózek sklepowy - zwróciłem go, proszę się nie martwić (śmiech). Przeprosiłem za to, ale to jest po prostu normalne w mojej okolicy.

Coś jeszcze pana zaskoczyło? 

Trochę czasu zajęło opanowanie zsypu na śmieci. Pamiętam jeszcze sytuację, kiedy graliśmy mecz i dali nam wodę gazowaną. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. To było naprawdę dziwne (śmiech).

Za co lubi pan Polskę?

Bezapelacyjnie, jak już wspomniałem, uwielbiam polską kuchnię. Bardzo dobrze jadłem w Koszalinie. Do tego lubię tutejszą naturę, lasy i jeziora. Również kraj i ludzie są bardzo prawdziwi. Liga robi na mnie wrażenie i ją szanuję - liczy 16 drużyn, ma bardzo doświadczonych graczy i wysokiej jakości coaching.

Mówią, że do trzech razy sztuka. Chciałby pan spróbować swoich sił na polskim parkiecie w kolejnym sezonie?

Chciałbym grać w Polsce, ponieważ czuję, że jestem jednym z was. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym miał szansę podpisać kontrakt z polską drużyną. Lubię tu mieszkać i być częścią społeczności. Myślę, że pokazałem się z dobrej strony, a liga zdecydowanie pasuje do mojego stylu gry.

Pomimo 27 lat, w swoim koszykarskim CV ma pan grę w jedenastu krajach. 

Tak, grałem na najwyższym poziomie od czasów liceum i college'u. W jednej drużynie i przeciwko sobie, miałem wielu graczy z parkietów NBA i Euroligi. Billy Baron był bardzo utalentowanym graczem, przeciwko któremu grałem w szkole średniej. Aaron White był moim kolegą z zespołu, z którym mieliśmy dobre relacje. Zawodnikiem z topu jest zdecydowanie Ricky Ledo - miałem okazję zagrać przeciwko niemu w szkole średniej oraz w Puerto Rico. Jako licealista, widziałem jego świetne 30 punktów w pierwszej połowie meczu o mistrzostwo. Zawsze był dużym talentem.

Moje pierwsze lata w Europie przebiegły pomyślnie, były sukcesy i grałem na wysokim poziomie. Wydaje mi się, że po moim doświadczeniu z AZS-em podjąłem kilka pochopnych decyzji, bez jakości, którą powinienem mieć. Będąc rodzicem i zawodowcem podejmujesz decyzje w stresie. Teraz myślę, że z dojrzałością i doświadczeniem lepiej to wszystko rozumiem.

Mój czwarty rok był okresem, w którym musiałem doświadczyć czegoś innego i dowiedzieć się, że to, czego oczekujesz, nie zawsze jest tym, co możesz uwzględnić w planach. Byłem wiodącą postacią A2 Włochy i A2 Izrael w zbiórkach i znalazłem się w dziesiątce najlepszych strzelców. Następnie zmieniłem zespoły i doświadczyłem wielu przegranych przez ostatnie dwa lata. Od czasu AZS wszystkie moje zespoły były młode, brakowało im doświadczenia, nie miały dużego budżetu i czasami ciężko było wygrać. W zeszłym sezonie na Słowacji grałem w drużynie, która uplasowała się na 2. miejscu, a ja zostałem wyróżniony w "All star".

Co daje panu koszykówka?

Koszykówka nauczyła mnie poświęcenia i poważnego traktowania przygotowań. Podróżowanie po świecie pokazało mi, że bardziej cenię rodzinę, rozumiem, jak czują się inni i podchodzą do życia w różnych kulturach. Również nauczyła mnie być odpowiedzialnym człowiekiem, który potrafi akceptować i naprawiać błędy.

Coś za tym stoi?

Moja córka jest moją inspiracją. Jako rodzic odniosłem sukces. Koszykówka to także 20-letnia pasja. Ten ogień będzie we mnie płonąć na zawsze.

Kiedy zapalił się po raz pierwszy?

Moja przygoda z koszykówką zaczęła się interesująco. Na początku moim idolem był mój ojciec. Miał swoją firmę i był gościem "z ulicy". Jako dzieciak, widziałem broń, strzelaniny, narkotyki i przemoc. To była moja codzienność. To, sprawiło, że postrzegam życie inaczej, bardziej je doceniam i patrzę na wszystko pozytywnie. Dużo czasu spędzałem ze starszymi od siebie, byłem jedynym dzieckiem w swoim wieku. Moja rodzina nie zmuszała mnie do sportu. Od zawsze jednak lubiłem rywalizować i to mnie interesowało. W trzeciej klasie bliżej poznałem koszykówkę. Od tego czasu, moim marzeniem było, aby zagrać w NBA.

Nigdy nie miałem trenera, zawsze podpatrywałem innych. Każdego dnia wiele czasu spędzałem na boisku i ćwiczyłem rzuty. Wiele osób mówiło mi wówczas, że jestem do dupy i niczego w życiu nie osiągnę.

Nie zawsze miałem 203 cm, bo na początku sięgałem zaledwie 175 cm chodząc do liceum. Nie byłem w żadnych rankingach, ani nie miałem reputacji. Ale miałem za to wiele wątpliwości. Już w szkole średniej grałem przeciwko koszykarzom takim jak Kyrie Irving, Demarcus Cousins, Avery Bradley czy Austin Rivers i szło mi całkiem nieźle. To dało mi pewność siebie i doprowadziło mnie do zdobycia dziesięciu wielkich stypendiów.

W 2014 roku przekroczyłem próg 1000 punktów, 148 bloków (4. miejsce), 759 zbiórek (10. miejsce). Dołączyłem do szkoły z 11 zwycięstwami na studiach pierwszego roku i poprowadziłem szkołę do mistrzostw NIT (National Invitation Tournament - przyp. red.), zajmując miejsce w rankingu i turnieju NCAA. Przez 4 lata byłem zmiennikiem i grałem z Aaronem White, Gabe Olusani, Devyn Marble, Jarrod Utoff, Anthony Clemmons. Wszyscy mieli styczność z Euroligą lub byli na poziomie Euro Cup. Doceniam te lata. Byłem wokół bardzo utalentowanych graczy. Musiałem się dostosować i być zawodnikiem zespołowym - kluczem była praca zespołowa i przygotowanie.

Na studiach urodziło się moje pierwsze dziecko. Mogę powiedzieć, że była to najtrudniejsza część mojej dotychczasowej kariery w Europie. Znalezienie balansu między rodziną a grą, będąc tak daleko od domu nie było łatwe dla młodej osoby. Wiele miesięcy spędziłem poza domem, nie widząc ani nie rozmawiając z moim dzieckiem. Ale moja córka jest jedyną osobą, która motywuje mnie do jeszcze ciężej pracy.

Gdyby nie boisko, trafiłby pan na scenę?

Gdyby nie koszykówka, z pewnością poszedłbym w rozwój młodzieży i trening sportowy. Być może odnalazłbym się jeszcze jako doradca akademicki. Moją pasją jest praca z dziećmi. "ProjectslimeHD", czyli osobista platforma internetowa to moje hobby.

Co znajduje pan w muzyce? 

Moja twórczość dotyczy mojego życia i doświadczeń. Staram się dać konkretny przekaz i wiadomość. Moja muzyka jest dla każdego. Grałem na fortepianie 2 lata, na saksofonie 6, więc nauczyłem się czytać, pisać i grać muzykę już w młodym wieku. Lubię też ją tworzyć, ponieważ mogę łączyć się i rozmawiać we wszystkich niesamowitych miejscach, które widziałem.

Wiem, jak to jest zapracować sobie na wszystko, mieć mało pieniędzy. Czasami, jako dziecko byłem bezdomny. Mój tata powtarzał mi, że jestem beznadziejny w koszykówce, a moja mama, że marnuję pieniądze. Zatem moim przesłaniem dla ludzi jest wiara w siebie i swoje pragnienia. Jeśli możesz coś sobie wyobrazić, to może się spełnić. Twoja determinacja doprowadzi cię do twoich marzeń. Miałem też złamane serce i straciłem pieniądze, więc nie zniechęcaj się w trudnych chwilach. Zrobiłem co mogłem, aby pomóc mojej rodzinie, mojej córce Evie i jej matce. Więc zawsze dziel się swoim sukcesem z innymi. Miej otwarte serce.

Zobacz także: Koronawirus. Była koszykarka i mistrzyni Europy wspiera seniorów. "Trzeba wyjątkowo wyraźnie okazywać serce"

Koszykówka. Filip Małgorzaciak: Nie było meczu, żebym sobie czegoś nie zarzucił

Komentarze (0)