EBL. Adam Hrycaniuk wspomina: Pacesas był szefem. Nie można było z nim dyskutować (wywiad)

- Była hierarchia w drużynie, każdy rozumiał swoją rolę i czuł się potrzebny. Tomas Pacesas prowadził zespół twardą ręką, trzymał dyscyplinę, ale nie zniechęcał do siebie zawodników. Sezon 2009/2010 był wspaniały - wspomina Adam Hrycaniuk.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Adam Hrycaniuk WP SportoweFakty / Na zdję / Na zdjęciu: Adam Hrycaniuk
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak to było z tymi taksówkami w Pireusie przed meczem z Olympiakosem w Elite8? Jak pan wspomina tę historię?

Adam Hrycaniuk, koszykarz Asseco Arki Gdynia i reprezentacji Polski: Teraz wspominamy ją jako zabawną anegdotę, ale wtedy nie było nam do śmiechu. Na około dwie godziny przed rozpoczęciem meczu wszyscy pojawili się przed recepcją. Dominował spokój i oczekiwanie na kolejne starcie z Olympiakosem. Zwyczajowo gospodarze podstawiają autokar właśnie na dwie godziny przed meczem. Wtedy go jeszcze nie było, ale wszyscy podchodzili do tego w miarę spokojnie. Jednak po 20-25 minutach...

Zaczęło robić się nerwowo?

Tak. Kierownik zespołu Robert Wierzbicki zaczął się nerwowo kręcić, a zawodnicy zaczęli dopytywać: "gdzie jest autokar?" Na 80-90 minut przed rozpoczęciem meczu dalej byliśmy w hotelu, a przecież już w tym czasie powinniśmy być w szatni. Tejpy, rozgrzewka, przemowa trenera, a tymczasem dalej jesteśmy bez transportu do hali.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Jak to się skończyło?

Kierowca nie odbierał telefonu, później Grecy mówili, że miał zawał, choć - prawdę mówiąc - mało kto im wierzył. Bo oni często próbowali tymi nieeleganckimi zagraniami wyprowadzać rywali z równowagi.

I to chyba im się udało, bo w tym drugim meczu już tak dobrze nie zagraliście.

To fakt. Nie mieliśmy za dużo czasu na rozgrzewkę, wszystko działo się błyskawicznie. Całe szczęście, że te taksówki tak szybko podjechały pod hotel. Mimo wszystko uważam, że ta sytuacja z autokarem wpłynęła na nas deprymująco.

Woods, Logan, Ewing, Varda - to była najlepsza drużyna, w której pan występował?

Tak, choć miałem też krótki epizod w Hiszpanii, i tam też była niezła ekipa. Asseco Prokom Gdynia 2009/2010 był kapitalny pod względem budżetowym i talentu koszykarskiego. Byliśmy bardzo mocną drużyną, z którą trzeba było się liczyć w Europie. Wielu zespołom daliśmy się mocno we znaki. Było o nas dużo szumu, ale całkowicie zasłużenie, bo sukces w Eurolidze nie był dziełem przypadku. Kariery zawodników właśnie w Prokomie zaczęły nabierać rozpędu: Logan, Ewing i Polacy: Zamojski, Szczotka, Seweryn, Łapeta, i ja w sumie też.

Wraca pan pamięcią do tego, co działo się w tamtym sezonie?

Tak. Często o tym rozmawiamy w gronie różnych osób. Lubię też sobie czasami włączyć skrót z wygranego spotkania. Pokonaliśmy wtedy Real, CSKA, Olympiakos. To były i są europejskie potęgi.

Przypominam sobie mecz z Realem Madryt, w której wykonał pan niezwykle spektakularną akcję. Na obwodzie zmylił pan obrońców i po chwili wykonał atomowy wsad. To było coś.

Ale odkurzyłeś sytuację. Faktycznie, przeciwko Realowi Madryt zagrałem bardzo dobry mecz. A trzeba pamiętać o tym, że trudno było jakkolwiek zaistnieć na tle tych świetnych zawodników, których mieliśmy w zespole. Jednak tutaj trzeba oddać Tomasowi Pacesasowi, który umiał świetnie zapanować nad wszystkim. Była hierarchia w drużynie, każdy rozumiał swoją rolę i czuł się potrzebny. To niezwykle istotne dla osiągnięcia sukcesu.

Później przez chwilę był pan nawet najlepszym zbierającym Euroligi.

To było w trakcie TOP16. O ile dobrze pamiętam, to przez 2-3 mecze byłem na szczycie w klasyfikacji najlepiej zbierających. Generalnie grałem sporo, trener Pacesas dawał mi dużo szans. Lubię wracać do tych wspomnień, bo miałem swój wkład w sukcesy drużyny.

Czym pan "kupił" Pacesasa?

(chwila zastanowienia) Wskazałbym trzy elementy. Walkę fizyczną, twardą grę i zbiórki. Myślę, że trener Pacesas lubił zawodników, którzy preferują mocną i fizyczną koszykówkę. Ja wtedy często chodziłem na siłownię, bywałem tam po 5-6 razy w tygodniu.

Jaki był Pacesas na co dzień?

Szeryf, generał. Miał swoje zdanie niemal na każdą sytuację. I albo było się z nim na jednym statku albo było się praktycznie poza drużyną. Nie było sytuacji "pomiędzy". Ale trzeba mu oddać, że wszyscy jechaliśmy na tym samym wózku. Prowadził tę drużynę twardą ręką, trzymał dyscyplinę, ale nie zniechęcał do siebie zawodników. Umiał z wielu wycisnąć maksimum potencjału.

Na treningach musiał pan rywalizować z Ratko Vardą. Jak pan wspomina te pojedynki?

Myślę, że Ratko było najsilniejszym zawodnikiem, jakiego spotkałem się w karierze. Na treningach było ciężko, ale nasza współpraca przyniosła klubowi kilka sukcesów. W trakcie zajęć wielokrotnie się przepychaliśmy, co było dla mnie bogatym doświadczeniem.

Ma pan jeszcze z kimś kontakt?

Z Polakami jak najbardziej. Jeśli chodzi o obcokrajowców... to z Davidem Loganem kilka razy rozmawiałem za pomocą mediów społecznościowych.

On uchodził za bardzo cichą i spokojną osobę.

David był zamkniętą osobą, ale miałem okazję go lepiej poznać. Chodziliśmy na kolację czy na miasto po meczach. Może faktycznie nie był wokalnym liderem, ale był fajnym facetem, z którym można było porozmawiać na wiele tematów.

Drużyna wspólnie wychodziła na miasto?

Bywały momenty, ale nikt tego nie nadużywał. Sam trener Pacesas mówił nam, gdy łapaliśmy zadyszkę formy, że mamy iść do restauracji. I był nawet taki obowiązek. Co więcej: często takie wieczory nie kończyły się na kolacji.


Zobacz także:
EBL. Rolands Freimanis wychwala Anwil: W takim klubie jeszcze nie grałem
EBL. Kamil Łączyński: Młodzi Polacy muszą grać, ale nie za darmo. Niech na to zapracują
Koszykówka. Jak wielki Prokom jechał taksówkami na mecz. Grecy: kierowca miał zawał!

Czy Asseco Prokom Gdynia z sezonu 2009/2010 był najlepszą polską drużyną w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×