"Magro był spokojny, Karacić do ucięcia". Prezes MKS-u mówi też o... inwestycji w klinikę

Materiały prasowe / Materiały prasowe / Dorota Murska / Na zdjęciu: Łukasz Żak
Materiały prasowe / Materiały prasowe / Dorota Murska / Na zdjęciu: Łukasz Żak

Ciśnienie zeszło, fatum pozostało. MKS Dąbrowa Górnicza zaczął wygrywać, ale niemal co mecz traci jakiegoś zawodnika. Z gry do końca sezonu wypadli w ostatnim czasie Sacha Killeya-Jones i Mikołaj Ratajczak.

MKS na wygraną w Energa Basket Lidze czekał 354 dni - przełamanie zaliczył niespodziewanie we Włocławku, pokonując po dogrywce Anwil 101:98.

- Zeszło ciśnienie. Każdy czekał na to zwycięstwo i tak naprawdę nikt nie spodziewał się go właśnie we Włocławku - przyznał prezes klubu Łukasz Żak.

Okazało się, że w tym wypadku cierpliwość się opłaciła. Po trzech kolejnych tygodniach dąbrowianie mają na swoim koncie już trzy triumfy, w tym arcyważny dla siebie w Starogardzie Gdańskim. Wcześniej pojawiały się plotki, że trener Alessandro Magro toczył bój o swoją posadę. Okazuje się jednak, że Włoch miał komfort pracy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko

- To były plotki - tłumaczy Żak. - Z trenerem umówiłem się, że ma czas do końca stycznia. Wiedziałem, że w grudniu czy styczniu będziemy w stanie wzmocnić drużynę, dlatego dawałem mu czas właśnie do końca stycznia. Wszystko ruszyło i idzie w dobrą stronę, więc nie ma tematu jego zwolnienia.

Licznik zwycięstw faktycznie ruszył, ale stuprocentowej radości w klubie być nie może. Powodem są kontuzje. Najbardziej bolesna była ta z Torunia, gdzie na finiszu meczu z Polskim Cukrem więzadło rzepki zerwała największa gwiazda MKS-u Sacha Killeya-Jones. Już wtedy Żak mówił o fatum. Kolejny mecz to jednak kolejny cios...

- Fatum wisi nad dąbrowską koszykówką i nie chce jej opuścić. Mecz z Treflem Sopot przyniósł kolejny poważny uraz kolana. Mikołaja Ratajczaka czeka operacja zerwanych więzadeł i czeka go minimum sześć miesięcy poza grą - tłumaczy prezes i uśmiecha się pod nosem, że klub mógłby śmiało zainwestować w budowę sportowej kliniki obok swojej hali.

MKS miał się wzmocnić, tymczasem non stop musi szukać kogoś, kto wypełni luki. Tak było m.in. w przypadku Ivana Karacicia, w miejsce którego pojawił się Milivoje Mijović. Tutaj sytuacja jest o tyle ciekawa, że zawodnik już do Dąbrowy przyjechał z kontuzją kolana, a prezes i trener byli odmiennego zdania na to, co z nim zrobić. Finalnie został w składzie, ale był to stracony czas.

- Mogliśmy ciąć go od razu. Gdy przyjechał i okazało się, że ma kontuzję, to szczerze ja byłem wtedy za tym, żeby odesłać go do domu. Trener jednak chciał żebyśmy dali mu szansę, dlatego został - tłumaczy Żak. Fakty są takie, że Mijović w swoim debiucie (15 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty) zrobił więcej, niż Karacić od początku sezonu.

Teraz Magro musi szukać gracza na pozycję środkowego, bo dziura powstała po Killeya-Jonesie jest ogromna niczym krater wulkanu. Tu nie będzie tak łatwo, jak w przypadku Karacicia, który poprzeczki za wysoko nie ustawił przed swoim następcą.

Zobacz także:
Anwil wyszarpał mecz z Arką, McKenzie Moore w końcu z triple-double
Świetna forma mistrzów Polski. Zastal ograł różnicą 20 punktów

Komentarze (0)