"Magro był spokojny, Karacić do ucięcia". Prezes MKS-u mówi też o... inwestycji w klinikę

Ciśnienie zeszło, fatum pozostało. MKS Dąbrowa Górnicza zaczął wygrywać, ale niemal co mecz traci jakiegoś zawodnika. Z gry do końca sezonu wypadli w ostatnim czasie Sacha Killeya-Jones i Mikołaj Ratajczak.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk
Łukasz Żak Materiały prasowe / Materiały prasowe / Dorota Murska / Na zdjęciu: Łukasz Żak
MKS na wygraną w Energa Basket Lidze czekał 354 dni - przełamanie zaliczył niespodziewanie we Włocławku, pokonując po dogrywce Anwil 101:98.

- Zeszło ciśnienie. Każdy czekał na to zwycięstwo i tak naprawdę nikt nie spodziewał się go właśnie we Włocławku - przyznał prezes klubu Łukasz Żak.

Okazało się, że w tym wypadku cierpliwość się opłaciła. Po trzech kolejnych tygodniach dąbrowianie mają na swoim koncie już trzy triumfy, w tym arcyważny dla siebie w Starogardzie Gdańskim. Wcześniej pojawiały się plotki, że trener Alessandro Magro toczył bój o swoją posadę. Okazuje się jednak, że Włoch miał komfort pracy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko

- To były plotki - tłumaczy Żak. - Z trenerem umówiłem się, że ma czas do końca stycznia. Wiedziałem, że w grudniu czy styczniu będziemy w stanie wzmocnić drużynę, dlatego dawałem mu czas właśnie do końca stycznia. Wszystko ruszyło i idzie w dobrą stronę, więc nie ma tematu jego zwolnienia.

Licznik zwycięstw faktycznie ruszył, ale stuprocentowej radości w klubie być nie może. Powodem są kontuzje. Najbardziej bolesna była ta z Torunia, gdzie na finiszu meczu z Polskim Cukrem więzadło rzepki zerwała największa gwiazda MKS-u Sacha Killeya-Jones. Już wtedy Żak mówił o fatum. Kolejny mecz to jednak kolejny cios...

- Fatum wisi nad dąbrowską koszykówką i nie chce jej opuścić. Mecz z Treflem Sopot przyniósł kolejny poważny uraz kolana. Mikołaja Ratajczaka czeka operacja zerwanych więzadeł i czeka go minimum sześć miesięcy poza grą - tłumaczy prezes i uśmiecha się pod nosem, że klub mógłby śmiało zainwestować w budowę sportowej kliniki obok swojej hali.

MKS miał się wzmocnić, tymczasem non stop musi szukać kogoś, kto wypełni luki. Tak było m.in. w przypadku Ivana Karacicia, w miejsce którego pojawił się Milivoje Mijović. Tutaj sytuacja jest o tyle ciekawa, że zawodnik już do Dąbrowy przyjechał z kontuzją kolana, a prezes i trener byli odmiennego zdania na to, co z nim zrobić. Finalnie został w składzie, ale był to stracony czas.

- Mogliśmy ciąć go od razu. Gdy przyjechał i okazało się, że ma kontuzję, to szczerze ja byłem wtedy za tym, żeby odesłać go do domu. Trener jednak chciał żebyśmy dali mu szansę, dlatego został - tłumaczy Żak. Fakty są takie, że Mijović w swoim debiucie (15 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty) zrobił więcej, niż Karacić od początku sezonu.

Teraz Magro musi szukać gracza na pozycję środkowego, bo dziura powstała po Killeya-Jonesie jest ogromna niczym krater wulkanu. Tu nie będzie tak łatwo, jak w przypadku Karacicia, który poprzeczki za wysoko nie ustawił przed swoim następcą.

Zobacz także:
Anwil wyszarpał mecz z Arką, McKenzie Moore w końcu z triple-double
Świetna forma mistrzów Polski. Zastal ograł różnicą 20 punktów

Czy MKS Dąbrowa Górnicza ponownie stanie się solidnym punktem na mapie EBL?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×