Marek Bobakowski: wstydzę się za szefów polskiej koszykówki! Powinni podać się do dymisji [Opinia]

Po ponad dobie od ujawnienia jednego z największych skandali w polskim sporcie Polski Związek Koszykówki opublikował oświadczenie. Wiecie, ile razy padło w nim słowo "przepraszam"? Ani razu!

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Koszykówka Getty Images / Koszykówka
Nie milkną echa po wstrząsającym reportażu "Pamiętaj, że jesteś zerem", autorstwa Dariusza Farona i Marka Wawrzynowskiego (TUTAJ znajdziesz cały tekst >>). Moi koledzy z redakcji WP SportoweFakty odbyli kilkadziesiąt rozmów z zawodniczkami, byłymi uczennicami najbardziej elitarnej szkoły koszykarskiej w Polsce - SMS-u Łomianki. Kilkanaście z nich zdecydowało się nam opowiedzieć o tym, jak miał je niszczyć (psychicznie i fizycznie) trener Roman Skrzecz.

"Biegasz jak pizda", "wypierdalaj z drużyny", "nikt was nie zechce, jesteście grubymi świniami", "ty gnoju" - takie słowa miały regularnie padać z ust pedagoga pod adresem koszykarek. Przez wiele długich lat, przecież Skrzecz w Łomiankach pracował od 1997 roku, a w reprezentacjach młodzieżowych przez blisko 20 lat. Dopiero przed rokiem odszedł z SMS-u.

Kiedy odchodził, usłyszał laurkę od wiceprezesa PZKosz - Grzegorza Bachańskiego. - Odchodzi trener (chodzi o Skrzecza - przyp. red.), który z krótką przerwą związany był ze szkołą od samego początku. Odcisnął duże piętno na organizację i funkcjonowanie szkoły, jak również wychowanie całych pokoleń zawodniczek. W trudnych momentach szkoła zawsze mogła na niego liczyć. To także dzięki pracy Romana Skrzecza tak zasłużone dla polskiej koszykówki zawodniczki jak Agnieszka Bibrzycka, Paulina Pawlak czy Magdalena Leciejewska miło wspominają swój pobyt w szkole - można przeczytać w oficjalnym komunikacie związku z dnia 27 sierpnia 2020 (TUTAJ więcej >>).

ZOBACZ WIDEO: Dziennikarze WP SportoweFakty doprowadzili do reakcji ministerstwa. Przemysław Czarnek zarządził kontrolę

"Miło wspominają swój pobyt w szkole" - ten fragment... Brakuje mi słów, by to w ogóle skomentować. Autor tych słów, obecny wiceprezes, a w latach 2011-18 prezes PZKosz (od 2006 jako członek zarządu, a z koszykarską centralą związany od 1993 roku!) jeszcze kilka dni temu mówił nam: - Niech te osoby się odkryją, przyjdą z konkretnymi oskarżeniami. Wysłuchamy ich i wtedy możemy prowadzić jakieś dochodzenie.

Moim zdaniem Bachański próbował osłabić w ten sposób siłę reportażu. Skoro kobiety nie występują z imienia i nazwiska, to nie mamy o czym mówić, to tylko plotki - można odczytać między wierszami. Przeliczył się.

Już po publikacji materiału kolejne zawodniczki - głównie poprzez profile w social mediach - zaczęły ujawniać, że to właśnie one są poszkodowanymi. Zrobiła to m.in. Natalia Klimek (TUTAJ znajdziesz więcej >>). - Jestem jedną z ofiar Romana Skrzecza - napisała na Facebooku. Internet aż huczy od kolejnych świadectw. Widać, że nasz reportaż ruszył falę. Kobiety nie boją się już trenera, który ich zdaniem, przekraczał wszelkie granice.

Panie Bachański, chciał pan, by dziewczyny się odkryły i przyszły z konkretnymi zarzutami? Właśnie to zrobiły. Co pan na to?

Ano właśnie. Polski Związek Koszykówki wystosował oświadczenie, które podpisał obecny prezes, Radosław Piesiewicz. Szef związku używa liczby mnogiej, więc odczytuję ten list jako stanowisko całego zarządu. A więc i Bachańskiego. Oświadczenie (TUTAJ przeczytasz całość >>) składa się z 244 wyrazów. Wiecie, ile razy padło słowo "przepraszam lub przepraszamy"? Ani razu...

Ludzie, którzy od lat nadzorują SMS Łomianki (PZKosz jest organem prowadzącym tę szkołę), którzy są odpowiedzialni za dobór trenerów w kadrach młodzieżowych, nie znaleźli powodu, aby przeprosić kobiety, które czują się skrzywdzone. Nie znaleźli na tyle empatii, aby wystukać na klawiaturze 12 znaków - PRZEPRASZAMY.

Niebywałe! Wstydzę się za was, wstydzę się jako dziennikarz, jako kibic sportowy, w końcu jako mężczyzna i rodzic. Powinniście podać się natychmiast do dymisji - cały zarząd PZKosz, a w szczególności pan Bachański.

Pamiętam, że kiedy w 2017 roku rozmową z ówczesnym wiceprezesem Polskiego Związku Kolarskiego Piotrem Kosmalą ujawniłem seksaferę w tej dyscyplinie, w ciągu kilku dni prawie cały zarząd (oprócz jednej osoby) oddał się do dyspozycji ówczesnego ministra sportu - Witolda Bańki.

Większość tych działaczy nie miała nic wspólnego z aferą sprzed lat. Nie byli bezpośrednio odpowiedzialni za to, co miał robić Andrzej P. Mimo to mieli w sobie na tyle cywilnej odpowiedzialności, że zrezygnowali. Skoro do takich sytuacji dochodziło w dyscyplinie, którą zarządzali, skoro przez tyle lat trwała zmowa milczenia, to oznacza, że: albo o tym wiedzieli, albo skoro nie wiedzieli, to po prostu nie nadają się na kierowanie tak dużym związkiem.

I teraz w PZKosz-u jest podobnie. Piesiewicz, Bachański i reszta członków zarządu powinna natychmiast oddać się do dyspozycji ministra Piotra Glińskiego. Natychmiast! Ale skoro przez ich usta nie przejdzie nawet słowo "przepraszam"...

Panie ministrze, najwidoczniej trzeba im pomóc zrozumieć pewne rzeczy. Pan już powinien wiedzieć, co należy w takiej sytuacji zrobić.





TU SZUKAJ POMOCY:
Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem albo znasz kogoś, kto potrzebuje pomocy, dzwoń pod bezpłatny i całodobowy numer Niebieskiej Linii (800 12 00 02) lub Telefonu zaufania dla Dzieci i Młodzieży (116 111). Możesz też napisać maila - adresy znajdziesz na powyższych stronach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×