Sporo się dzieje ostatnio w życiu Łukasza Koszarka. Koszykarz odszedł z Enea Zastalu BC Zielona Góra po ośmiu latach spędzonych w tym klubie, latem przeniósł się do Legii Warszawa. Później został także dyrektorem w reprezentacji Polski, kończąc swoją grę w kadrze po wielu latach. Teraz pomaga trenerowi Igorowi Miliciciowi.
Podczas ostatniego spotkania Zastal - Legia odbyła się specjalna ceremonia, gdzie zastrzeżono jego numer ("55"), a pod sufitem zawisł pamiątkowy baner z jego nazwiskiem. Koszarek w barwach Enea Zastalu BC rozegrał 447 spotkań - najwięcej w historii zielonogórskiego klubu.
- Żyjemy w czasach, gdy zdecydowanie łatwiej się wyjeżdża z Polski, a i wszystko dzieje się szybciej. Nie ukrywam, że problemem jest też to, iż agenci mają średni pomysł na zawodników. Rzucają ich z miejsca na miejsce, tam gdzie są większe pieniądze. To jest problem dla tych młodych graczy, że nie myślą strategicznie o swoich karierach, tylko z roku na rok - mówi nam Łukasz Koszarek.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Kto wymyślił "dyrektora Koszarka" w reprezentacji Polski?
Łukasz Koszarek, zawodnik Legii Warszawa i dyrektor reprezentacji Polski: Głównym inicjatorem był na pewno prezes PZKosz Radosław Piesiewicz. Wiem, że to w jego głowie zakiełkował ten pomysł. Zaprosił mnie na rozmowę do związku, na której powiedział mi - co było dla mnie dużą niespodzianką - że zmienia się sztab szkoleniowy kadry i koncepcja składu. Nowy trener wchodzi ze swoją filozofią. Otrzymałem propozycję: "praca przy kadrze, ale już w innej roli".
Od razu padła odpowiedź czy była chwila zawahania?
Odpowiedź od razu padła, bo taka okazja zwykle dwa razy się nie zdarza. Byłem bardzo wdzięczny prezesom Piesiewiczowi i Bachańskiemu za taką propozycję i zaufanie. Cieszę się, że dostrzegli mój wkład w sukcesy kadry i powierzyli mi obowiązki w nowej roli.
Na spotkaniu z prezesem Piesiewiczem otrzymał pan informację, że trenerem będzie Igor Milicić?
Nie. Dostałem tylko informację, że będzie nowy trener. Mogłem się jedynie domyślać.
Tak duże zmiany były zaskoczeniem?
Pierwsza myśl? Zaskoczenie, bo wszyscy myśleliśmy, że ten cykl zakończy się po EuroBaskecie, ale z drugiej strony, pandemia koronawirusa mocno wywróciła życie koszykarskie. W 2022 roku mamy EuroBasket, a już teraz trwają eliminacje do MŚ. Nie skończył się jeden cykl, a już zaczął się kolejny.
A co z Koszarkiem grającym w kadrze?
To już przeszłość. Tak jak mówiłem wcześniej, Igor Milicić pojawił się z nową filozofią. Trener przeanalizował całą sytuację i zależało mu na tym, by nie przespać momentu na odmłodzenie kadry. Wiem, że zrobił to w sposób brutalny, ale mogę powiedzieć, że ja popieram takie działanie. Nawet gdybyśmy w starym składzie wygrali 1 z 2 ostatnich meczów, to za rok byśmy byli w jeszcze gorszej sytuacji niż jesteśmy obecnie. Teraz już wiemy, gdzie mamy braki i gdzie musimy wykonać pracę.
Pytam, bo powiem uczciwie, że dalej widziałbym pana w koszulce reprezentacji Polski.
Miło to słyszeć. Ale my - jako kadra - musimy iść do przodu, nawet kosztem tego, że chwilę dostaniemy po głowie. Bo za rok ze mną w składzie moglibyśmy stać w tym samym miejscu, a nawet się cofnąć. To był czas na reorganizację, wymyślenie czego, by kadra grała na miarę oczekiwań.
Czy ten proces odmłodzenia musiał być aż tak brutalny?
Wiadomo że mądry Polak po szkodzie, ale dużym pozytywem jest to, iż zobaczyliśmy, jak zawodnicy wyglądają w dużo większych rolach. Mamy teraz wiedzę, jak można wykorzystać poszczególnych graczy, w jakich sytuacjach można ich stawiać i gdzie potrzebujemy tego doświadczenia. Też trzeba pamiętać, że zabrakło nam trzech wartościowych zawodników: Sokołowskiego, Michalaka i lidera zespołu: Ponitki. Z nimi byłoby dużo więcej jakości.
Czym zajmuje się dyrektor Łukasz Koszarek? Jaki jest pana zakres obowiązków?
Zajmuje sie głównie sportem. Jestem w stałym kontakcie z trenerem Igorem Miliciciem, jak i z jego asystentami - dużo rozmawiamy, analizujemy różne sytuacje. Jeśli wymaga tego sytuacja, to kontaktuje się również z zawodnikami.
A wam wcześniej było po drodze?
Nie było między nami zgrzytów, nie byliśmy skonfliktowani. Znaliśmy się bardzo dobrze na stopie zawodnik-zawodnik, a później trener-zawodnik. Jako że jesteśmy ambitnymi ludźmi, to na boisku działy się różne sytuacje. Ale poza boiskiem nigdy nie było między nami "złej krwi".
Teraz jest ta nić porozumienia?
Jest. Nie ukrywam, że cieszę się z tego powodu, iż mogę się od niego uczyć. To jest trener, który wszystko wygrał na polskim rynku. Pouczające jest to, że mogę oglądać jego pracę z bliska. Biorę udział w każdym treningu, meetingu, staram się coś podpowiadać, choć zawsze ostateczna decyzja należy do trenera Igora Milicicia.
Janusz Jasiński, pana były szef w Enea Zastalu BC, mówi tak: "rozumiem decyzję Łukasza o odejściu z Zastalu do Legii. Teraz te wszystkie klocki mi się poskładały. Myślę, że to było wcześniej wszystko zaplanowane". Czy faktycznie gra w Legii i praca w PZKosz to naczynia połączone?
Nie łączyłbym tych klocków ze sobą. Gdy podpisywałem kontrakt z Legią, to Mike Taylor nadal był trenerem kadry, i to z szansami na awans na Igrzyska Olimpijskie. Powiem szczerze, że nawet po turnieju w Kownie nie spodziewałem się, że może dojść do zmian.
Z Zastalu pan odszedł, bo już miał dojść konfliktu na linii klub-miasto?
Nie zmieniłem klubu ze względu na to, że były utarczki na linii miasto-klub. One mnie nigdy personalnie nie dotyczyły. Choć nie ukrywam, że było to mocno niekomfortowe, gdy kolejny raz czytało się o tym samym.
Ale często o panu mówiono, że był "między młotem a kowałem" w tej sytuacji.
Bo brało się to z tego, że znałem dwie strony, do których miałem szacunek. Ale starałem się wyłączyć z tego, bo też nigdy nikt mnie do tablicy nie wezwał. Moją rolą była gra w koszykówkę, a nie sprawy pozasportowe.
Teraz pan oddycha koszykówką pełną piersią?
Wcześniej też w pełni oddychałem koszykówką. Ta sytuacja w ogóle nie rzutowała na moją sytuację w sporcie czy w trakcie meczów. Kocham koszykówkę i też dlatego cały czas trzymam formę. W Legii mam większą rolę, gram więcej minut, co - jako zawodnikowi - bardziej mi się podoba. Cieszę się, że tutaj - w nowym miejscu - mogę zbudować coś pozytywnego.
Odszedł pan ze względu na dalekie wyjazdy VTB?
Tak. Byłem zmęczony dalekimi podróżami. Mój organizm mocno to odczuł. Też nie ma co ukrywać, że z Zastalem osiągnąłem na tyle dużo, że chciałem spróbować coś wygrać z innym klubem, i to w większej roli sportowej. W Zielonej Górze nie mógłbym już na to liczyć.
Z panem Jasińskim wszystko sobie już wyjaśniliście?
Nasze relacje są pozytywne. Nie było czego wyjaśniać.
Łezka się zakręciła, gdy koszulka z numerem "55" zawisła pod kopułą hali w Zielonej Górze?
Tak. Ten moment na długo zapamiętam. Cieszę się, że zostałem nagrodzony za te osiem lat spędzonych w Zielonej Górze. Wspólnie z klubem przeżywaliśmy lepsze i gorsze momenty. Powiem szczerze, że trudno mi tak na szybko teraz wskazać zawodnika, który w PLK mógłby liczyć na tak duże wyróżnienie.
Ja widzę takiego: Filip Dylewicz.
To fakt, pełna zgoda. Tylko gdzie jego koszulka zawiśnie?
Zapewne w Gdyni. Ale idąc dalej: teraz brakuje trochę tego przywiązania do klubów.
Jest tego mniej. Też żyjemy w czasach, gdy zdecydowanie łatwiej się wyjeżdża z Polski, a i wszystko dzieje się szybciej. Nie ukrywam, że problemem jest też to, iż agenci mają średni pomysł na zawodników. Rzucają ich z miejsca na miejsce, tam gdzie są większe pieniądze. To jest problem dla tych młodych graczy, że nie myślą strategicznie o swoich karierach, tylko z roku na rok.
W młodości mógł pan liczyć na fachową pomoc?
Tak. Zawsze dużo podpytywałem starszych zawodników. Każdy wybór klubu był podyktowany wartościami sportowymi, to brałem przede wszystkim pod uwagę. Kwestie finansowe były na drugim miejscu.
A jak wyglądał proces wyboru klubu po ośmiu latach gry w Enea Zastalu BC?
Były na stole dwa kluby. Sprawy finansowe nie były istotne, bo z jednej i z drugiej strony otrzymałem niemal identyczną ofertę. Każdy o tym doskonale zdawał sobie sprawę. Decyzja była podjęta w oparciu o kwestie sportowe.
Zielonej Górze pan już powiedział "do widzenia?"
Nie, bo mam tam wielu przyjaciół. Może w tej roli, a może w innej tam wrócę? Nigdy nie mów nigdy.
CZYTAJ TAKŻE:
Te słowa wywowały burzę. Ile zarabia Słoweniec w Anwilu?
Mistrz Europy zdradza, jak trafił do Anwilu. Nam mówi też o grze z Luką Donciciem
Trener Anwilu zaskoczył. Intrygująca wypowiedź ws. ewentualnych zmian
Miłoszewski: Wiem, że zrobiłem problem Jasińskiemu. Kulisy zatrudnienia w Kingu